Dla wielu z nas Fabio Cannavaro kojarzy się z dwoma momentami w historii futbolu . Pierwszy to oczywiście wspaniały, zwycięski Mundial, na którym to był kapitanem swojej reprezentacji. Drugi to, gdy wygrał Złotą Piłkę w 2006 roku. A z jakich klubów wspominamy jednego z najlepszych środkowych obrońców w historii piłki nożnej? Zdecydowanie z Juventusem, Parmą, no i może Realem Madryt. Pamiętajmy jednak, że Fabio Cannavaro reprezentował także barwy Interu Mediolan.
Historia zaczyna się w 2002 roku. Gdy starszy z braci Cannavaro dołącza do Interu za kwotę szacowaną na 23 miliony euro. Nerazzurri, jak każdy w tamtym okresie, postanowili skorzystać z problemów finansowych Parmy i wykupili jednego z ich najlepszych piłkarzy. Klub z Mediolanu przegrał walkę z Juventusem o mistrzostwo Włoch i był w fazie przebudowy. Fabio miał być jedną z nowych twarzy, która zapewni klubowi nawiązanie walki z rywalami z Turynu. W tym samym sezonie do Interu przybyli tacy piłkarze, jak Hernan Crespo czy Francesco Coco. Ale to właśnie na Fabio wszyscy liczyli najbardziej. Dlaczego? Wychowywał się na neapolitańskich ulicach, przez co zawsze grał z niesamowitym poświeceniem. To był jego podstawowy atut.
No właśnie, trzeba zaznaczyć, że Fabio Cannavaro przeszedł naprawdę długą drogę na szczyt piłkarskiego Olimpu. Na świat przyszedł 13 września 1973 roku w Neapolu. Można sobie wyobrazić przyjemniejsze miejsce na przeżycie dzieciństwa, choć pewnie trudno o lepszą kuźnię charakteru. Neapol w latach siedemdziesiątych – a poniekąd nawet i po dziś dzień – był miastem mafii, nieporządku, a także po prostu biedy. No i miastem futbolu. – To miejsce inne niż reszta Włoch – opowiadał Cannavaro. – Bardziej przypomina Rio de Janeiro niż Mediolan. Mamy tu wiele problemów – bieda i przestępczość to tylko niektóre z nich. Jednocześnie jednak ludzie z Neapolu są bardzo dumni. Ludzie żyją z uśmiechem na ustach. I żyją na ulicach. W całych Włoszech na dzieci mówi się “bambini”. Ale nie w Neapolu. Tutaj dzieci to “scugnizzi”. Scugnizzo, czyli urwis. Ancymon, łobuz, nicpoń. Albo – żeby najlepiej oddać neapolitański kontekst tego określenia – po prostu ulicznik.
Pierwszy sezon w barwach Interu był całkiem obiecujący. Drużyna Nerazzurrich dotarła do półfinału Ligi Mistrzów i zajęła drugie miejsce w Serie A. Wróćmy na chwilę do Champions League. Mianowicie był to przegrany mecz w ramach wewnętrznej rywalizacji z Milanem za sprawą… bramki strzelonej przez Rossonerich “na wyjeździe”. Cóż, nigdy nie były to ulubione rozgrywki przyszłego zdobywcy Złotej Piłki. Nie można zapominać, że w 2000 roku naprawdę było blisko wielkiego finału. Rewanżowe starcie miało swoją wielką dramaturgię.
– „Wyszliśmy na prowadzenie w doliczonym czasie pierwszej połowy, ale w końcówce Martins wyrównał – wspominał Carlo Ancelotti, ówczesny trener Milanu. – Zaczęło się siedem najdłuższych minut mojego życia. Wydawało mi się, że czas stoi w miejscu. Serce biło mi jak oszalałe. Niewykluczone, że przeszedłem wtedy zawał, w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy.” - wspominał Cannavaro.
Niestety, kolejnego nie można już zaliczyć do udanych - Fabio często omijał spotkania za względu na kontuzje, a dodatkowo zdarzało mu się grać na pozycji innej, niż jego nominalna, czyli środkowy obrońca. Pod wodzą ówczesnego szkoleniowca - Hectora Cupera, zdarzało mu się występować na lewej lub prawej stronie bloku obronnego. Inter zakończył tamte rozgrywki na 4. miejscu w lidze, odpadając w półfinale Pucharu Włoch po porażce z Juventusem oraz docierając do ćwierćfinału Pucharu UEFA (po zajęciu 3. miejsca w grupie w Lidze Mistrzów).
Co ciekawe w Mediolanie, Włoch miał okazję przelotnie zetknąć się z Ronaldo Nazario, którego wskazał w jednym z wywiadów jako najtrudniejszego przeciwnika, z jakim przyszło mu się mierzyć na boisku.
– „Pamiętam, jak przed mistrzostwami świata w 1998 roku graliśmy z Brazylią. Przerażała mnie już sama myśl, że mam wystąpić na tym samym boisku co Ronaldo, a co dopiero mówić o upilnowaniu go – wspominał Fabio. – Udało nam się zremisować, a po końcowym gwizdku podszedł do mnie trener Cesare Maldini. Powiedział: “No, no. Muszę powiedzieć, że obserwowałem cię dzisiaj w rywalizacji z tym całym Ronaldo”. Spodziewałem się usłyszeć coś miłego, kiedy trener wypalił: “Ten Brazylijczyk jest jeszcze lepszy niż myślałem!”. Klasyczny Maldini. Problem z Ronaldo był jeden – nie działał na niego trash-talk, nie dało się wejść do jego głowy. Za bardzo szanowało się jego możliwości. Zanim spróbowałeś dostać się do jego umysłu, on już gościł w twoim. Kiedy chciał, to strzelał. Dopiero rywalizując z nim nauczyłem się, czym jest na boisku strach.” - dodał włoski obrońca.
Po tych dwóch latach Cannavaro stał się bohaterem jednego z najgorszych transferów w historii Interu. UWAGA! Transfer polegał na bezgotówkowej wymianie Fabio Cannavaro na Fabiana Cariniego z Juventusu. Nie pamiętacie kim był wspomniany wcześniej Carini? Nie ma się co dziwić! Urugwajczyk był rezerwowym bramkarzem, który w sumie rozegrał w Interze aż 4 spotkania.
W 2006 roku, czyli dwa lata po odejściu z Interu, Cannavaro poprowadził reprezentację Włoch do zdobycia mistrzostwa Świata, a przy okazji samemu wygrał nagrodę dla najlepszego piłkarza globu.
Podsumowując, w Interze popularny „Canna” rozegrał 50 spotkań, strzelając w nich 2 bramki. Do dziś uważany jest za jednego z najlepszych obrońców w historii. Na boisku wyróżniał się inteligencją, elegancją, a także walecznością i wszechstronnością. Do tego pomimo skromnych warunków fizycznych (tylko 1,75m wzrostu), był skuteczny w walce o górne piłki, a dzięki swojej skoczności i wyjątkowo dobremu zmysłowi zajmowania odpowiedniej pozycji na boisku, prawie, że nie przegrywał pojedynków 1v1. Cannavaro znany jest też z jego ogromnej charyzmy oraz naturalnych zdolności przywódczych.