Jeszcze kilka sezonów temu Argentyńczyk uznawany był za jednego z najbardziej utalentowanych zawodników świata. Świetna lewa noga, niezwykły drybling i zachwycająca wizja, sprawiały, że cały piłkarski świat chciał mieć u siebie Dybalę. Obecne poczynania Paulo, mimo że momentami są spektakularne, to nie jest możliwe by oglądać je co tydzień. Powód? Przede wszystkim zawodnikowi „Starej Damy” brakuje regularności. No właśnie jak to się stało, że z gwiazdy światowego formatu, zmienił się w zmiennika?
Dybala trafił do Juventusu, mając zaledwie 21 lat. Młody zawodnik o niezwykłej technice miał być następcą swojego rodaka - Carlosa Teveza. Starszy o prawie 10 lat „Apacz” wyglądał, jakby dopiero uciekł z więzienia. Paulo wręcz przeciwnie, oczarowuje swym urokiem. Przyszedł z Palermo - klubu, który bez wątpienia był kuźnią talentów. Takie nazwiska jak Javier Pastore, Franco Vazquez czy Edinson Cavani to tylko garstka z całej reszty wielkich zawodników, którzy przewinęli się przez sycylijski klub.
Argentyńczyk przychodził do ekipy z Piemontu jako ktoś, w kim pokładano spore nadzieje. Nie można zapomnieć, że popularny „Paulito” strzelił w sezonie 2014/2015 13 bramek i zanotował 10 asyst we wszystkich rozgrywkach dla zespołu Palermo. Nic dziwnego więc, że kibiców Juventusu niezwykle cieszył ten transfer. Nawet pomimo sporej, jak na tamte czasy, kwoty za transfer w postaci 40 milionów euro. Piłkarz z Ameryki Południowej miał stanowić swego rodzaju symbol odmłodzenia składu Juventusu. Co prawda „Stara Dama” sezon wcześniej doszła do finału Champions League, to trzeba pamiętać, że jej wyjściowa jedenastka była dość wiekowa. Paul Pogba wraz z Dybalą mieli stanowić o trzonie drużyny w perspektywie następnych kilku lat. Wiązało się to z ogromnym zaszczytem, ale też i presją.
No właśnie, początkowo Paulo nie czuł żadnej presji. Po pierwszym sezonie gry w zespole z Piemontu nie tylko spełnił oczekiwania, lecz także je podwyższył. Strzelił 23 bramki i zanotował siedem asyst w 46 meczach dla „Starej Damy”, co jak na początek, było wynikiem znakomitym. Dybala w Turynie od razu stał się idolem kibiców. Świetnie wyszkolony technicznie, młody, bardzo obiecujący piłkarz z aparycją nastoletniego chłopca. Stał się wzorem do naśladowania przez najmłodszych, ale i nie tylko. Trybuny na Juventus Stadium od razu go pokochały, a koszulki z jego nazwiskiem sprzedawały się w mgnieniu oka, niczym świeże bułki w lokalnej piekarni o poranku.
Kierował grą "Juve" bez problemu i w kolejnym sezonie został najlepszym strzelcem klubu z 19 trafieniami na koncie. Nie Mario Mandzukic, nie Alvaro Morata, a właśnie Paulo Dybala jako cofnięty napastnik. Juventus dotarł wtedy do finału Ligi Mistrzów i to Argentyńczyk stanowił wówczas o tym, jak groźne potrafiły być „Zebry”. Niestety drużyna prowadzona przez Allegriego uległa Realowi Madryt w finale aż 1:4. To właśnie w trakcie tamtego sezonu coraz głośniejsza stawała się opinia o Dybali jako o przyszłym zdobywcy Złotej Piłki.
Umiejętności strzeleckie „Paulito” eskalowały wraz ze zmianą numeru na koszulce. Wcześniej grał z równie legendarnym numerem 21, który przejął po Andrei Pirlo wraz z przejściem z Palermo. W sezonie 17/18 argentyński napastnik dostał popularną „dychę”, którą nosiły takie tuzy, jak Del Piero czy Baggio. W sezonie 2017/2018 Paulo strzelił 26 bramek i dorzucił do tego siedem asyst w 46 spotkaniach. Jest to najlepszy dorobek w całej karierze Argentyńczyka pod względem liczby trafień w jednym sezonie. Drużyna z Piemontu odpadła na etapie 1/4 finału Champions League, po zaciętym boju w dwumeczu z jej wcześniejszym pogromcą – Realem Madryt, a wynik wynosił 3:4. Ze względu na znakomity sezon nie tylko od Dybali zaczęto wymagać coraz więcej, ale i od całego sztabu szkoleniowego. Efekt? Ściągnięcie nowych zawodników. I to nie byle jakich. Do Juventusu Turyn przyszedł nie kto inny, jak Cristiano Ronaldo.
Ostatnie lata w jego wykonaniu były wręcz wyśmienite. W sezonie 2018/19 miał grać u boku wielkiego Portugalczyka. To musiał być „ten rok”, w którym w końcu wielki Juventus zdobywa Ligę Mistrzów. Każdy kibic „Bianconerich” na to liczył. Zresztą od czasu degradacji do Serie B, Juve nie zrobiło tak wielkiego transferu. Niestety, dorobek Paulo u boku Cristiano to zaledwie 10 bramek i dwie asysty. Jak na piłkarza z taką renomą oraz umiejętnościami, wynik wręcz słaby. Drużynie z Piemontu brakowało najlepszej wersji Dybali. I to nie tylko wtedy gdy odpadali (znowu) na etapie ćwierćfinału Ligi Mistrzów, ale i w całym sezonie.
Miniony sezon to głównie imponujące występy Paulo Dybali. W 46 meczach strzelił 17 goli i dołożył do tego 14 asyst. Został też wtedy wybrany na MVP sezonu Serie A, aczkolwiek jego zespół odpadł już w 1/8 finału Ligi Mistrzów z Olympique Lyon. Niemniej jednak Paulo znowu pobudził apetyty kibiców, którzy myśleli, że następne rozgrywki zarówno Champions League, jak i włoskiej ekstraklasy będą należeć do niego i „Bianconerich”. Można by rzec - „Niechaj żyje wielkie Juve”.
W bieżącym sezonie Paulo Dybala rozegrał 14 spotkań w Serie A i pięć meczów w Lidze Mistrzów. W sumie napastnik strzelił cztery gole oraz zanotował dwie asysty. Sezon 20/21 jest jednym z najgorszych w całej karierze Argentyńczyka. Do Juventusu trafił w 2015 roku za 40 mln euro, a najwyższa rynkowa wartość jaką osiągnął, to 110 milionów euro. Co ciekawe teraz oficjalny profil transfermarkt.com wycenia „Paulito” na (uwaga) tylko 60 milionów euro… Nasuwa się pytanie, co poszło nie tak?
Jeszcze przed transferem Portugalczyka dużo osób zarzucało, że transfer tak wielkiego gracza, jak Ronaldo zahamuje rozwój Dybali. Czy tak było? No właśnie, uważam, że zupełnie nie!
Od zawsze wszyscy piłkarze na świecie otwarcie mówią, że czym lepszy zawodnik trafia do twojego klubu, tym bardziej możesz się rozwinąć. I tak samo jest teraz, a jak wiadomo człowiek uczy się całe życie. Oczywiście patrząc tylko na statystyki, może to wyglądać na regres formy Paulo przy Cristiano. Sądzę, że Ronaldo po prostu robił swoje, regularnie strzelał bramki, a do pomocy potrzebował kogoś takiego jak Dybala w formie. Niestety reprezentant Argentyny zawiódł nie tylko Ronaldo, lecz także każdego, kto wierzył w nieograniczone pokłady jego talentu. No właśnie, ale czy wina leży w pełni po stronie „Paulito”?
Myślę, że nie! Od kiedy Cristiano Ronaldo przyszedł do Juventusu, każdy kolejny trener zapominał o wartości jaką jest Dybala. Najlepsze lata swojej kariery Argentyńczyk spędził grając jako ofensywny pomocnik, który ma przed sobą napastnika. Czy dla jakiegokolwiek zawodnika grającego na „dziesiątce” może być lepszy partner w ataku niż Cristiano Ronaldo? Wątpię. No właśnie, to dlaczego Juventus nie gra regularnie Dybalą na pozycji środkowego pomocnika ofensywnego, a Ronaldo przed nim, jako numer dziewięć? Nie wiadomo. Od lat trenerzy i kibice zrzucają winę na Paulo Dybalę, gdy tak naprawdę to bezapelacyjnie w większym stopniu wina trenerów, z którymi miał do czynienia.
U maestro jakim był, jest i będzie, czyli Massimiliano Allegriego, Dybala był rzucany raz na prawe skrzydło, raz na środek napadu i sporadycznie na ofensywną pomoc. Wszystko spowodowane było tym, by zapewne dotrzeć Cristiano Ronaldo, który na początku rozgrywał swoje spotkania jako lewy skrzydłowy. Obstawiam, że gdyby Allegri został na kolejny sezon, wróciłby do formacji 4231 lub grywał 4312. Są to formacje oparte na środkowym pomocniku ofensywnym, którym jak wiadomo, bądź nie, na 99% byłby Paulo Dybala.
W Turynie postawiono, jednak na nowego trenera. Został nim Maurizio Sarri, który w pewnym sensie odkrył „Paulito” na nowo. Na początku sezony, gdy Ronaldo grał jako lewy skrzydłowy, Dybala grał jako środkowy napastnik schodzący często po piłkę. Nie była to pozycja numer 10, raczej 9.5. W następnych miesiącach Sarri zmienił ustawienie na wąskie 4312, w którym i Ronaldo i Dybala czuli się jak „ryby w wodzie”, a sam Argentyńczyk został wspomnianym wcześniej MVP sezonu.
W obecnym piłkarskim roku znowu w stolicy Piemontu doszło do zmian na ławce trenerskiej. Szkoleniowcem „Bianconerich” została niespodziewanie legenda klubu - Andrea Pirlo. Mogłoby się wydawać, iż nawet ze względu na fakt, że Dybala, gdy przyszedł do Juventusu z Palermo przejął nieprzypadkowo numer 21 po swoim obecnym trenerze, ten powinien czuć do niego jakąkolwiek nić sympatii. Niestety ułożyło się zupełnie inaczej. Argentyńczyk w tym sezonie prawie nie gra. Juventus tak naprawdę stracił już szansę na 10 mistrzostwo Włoch z rzędu i odpadł z Ligi Mistrzów z FC Porto. Jednak nie to jest najgorsze. W „Starej Damie” brakuje za grosz jakiejkolwiek kreatywności, polotu czy finezji. Grają zawodnicy, których ja określam w kategorii „umysłowych młotów” jak np. Federico Bernardeschi, ktory w tym sezonie rozegral 24 spotkania i nie strzelil żadnej bramki, a sam Paulo Dybala (najprawdopodobniej najbardziej zmyślny zawodnik całej ligi) siedzi na ławce).
Oczywiście w tym sezonie Argentyńczyka trapiły urazy ale trzeba pamiętać, że przed ich złapaniem i tak prawie nie grał. W ostatnich trzech meczach Paulo rozegrał 112 minut na 270 możliwych. Bardzo mało. Do tego udało mu się strzelić bardzo ważną bramkę w wygranym 2:1 meczu z Napoli. W głowie rodzą się kolejne myśli. Czy Argentyńczyk odejdzie po sezonie? Myślę, że jeśli zostanie Pirlo - tak. Czy zagra dzisiaj ze Spezią więcej niż 70 minut? Wątpię. Czy aby na pewno coś jest nie tak z Dybalą, czy może jednak z obecnym szkoleniowcem Juventusu? To pytanie zostawię z otwartą odpowiedzią. A na koniec w rytm piosenki Quebonafide - "Tęsknię za starym Paulo…"