Italia wezwała!

Artykuł lip 11, 2021

Czy było łatwo? Nie. Ale tu stawka nie toczy się o złote kalesony burmistrza, tylko o przepiękny, lśniący 92,5-procentowym czystym srebrem, ważący 8 kilogramów puchar Henriego Delaunaya. Więc nie może być łatwo. W półfinale Italia znów pokazała, że potrafi wyjść z opresji i poradzić sobie w spotkaniu, w którym wygląda gorzej od przeciwnika. Teraz włoskie lwy stoją u bram piłkarskiego raju. Przed nimi najważniejszy wieczór od 9 lat i niepowtarzalna szansa na wpisanie się do złotej historii calcio na wieki wieków. Amen.

Morata. Przecież tyle razy już zawiódł. Myślę sobie: „Nie strzeli”. Ale z drugiej strony - przy każdym poprzednim hiszpańskim wykonawcy jedenastki tłumaczyłem sobie w głowie to samo. Sprawdziło się przy Olmo. Szybko, bo przy pierwszym karnym. Czekam na Jorginho. Kiedy ten Jorginho? Pewnie po Moracie. No to już wiadomo - snajper Juventusu się pomyli. Jestem o tym niemal przekonany.

Odwracam się do taty, z którym oglądam mecz i mówię: „Morata nie strzeli, a potem podejdzie Jorginho i przypieczętuje awans Italii do finału”. Jak powiedziałem, tak się stało. W momencie kiedy centrocampista Chelsea „położył” Unaia Simóna i niezwykle subtelnym dotykiem posłał piłkę do siatki, w całych Włoszech wybuchła euforia. Euforia, co ja w ogóle piszę, wulkan euforii! Co musiało się dziać w Rzymie i innych włoskich miastach, skoro ja tu, w Polsce, wpadłem w objęcia swojego taty i razem nie mogliśmy opanować naszej radości. Stało się jasne - „Squadra Azzurra” w finale EURO 2020! Coś pięknego!

Fot. Nazionale Italiana

Wielka Armada zatopiona

Po tym pojedynku zasłyszałem zdanie, które skłoniło mnie do mocniejszej refleksji. Nie da się odebrać piłki drużynie, która gra krótkimi podaniami, bazuje na jej posiadaniu od dobrych kilkunastu lat i ma to po prostu w swoim DNA tak, jak my, Polacy, narzekanie. Jeśli ktoś myślał, że Włosi zdominują środek pola, był w błędzie. I tu muszę uderzyć się w piersi, bo przed tym starciem sam byłem piewcą takiego przekonania. Tercet Barella-Jorginho-Verratti zanotował łącznie 133 kontakty z futbolówką (Barella: 40 kontaktów, 85 minut na murawie; Jorginho: 50 kontaktów, 120 minut na murawie; Verratti: 43 kontakty, 74 minuty na murawie), a tercet Koke-Busquets-Pedri miał ich łącznie aż 227 (Koke: 60 kontaktów, 70 minut na murawie; Busquets: 87 kontaktów, 105 minut na murawie; Pedri: 80 kontaktów, 12o minut na murawie). Hiszpańska druga linia mogła się pochwalić 4 kluczowymi podaniami (2 Koke i 2 Pedri), natomiast włoska tylko 2 (autorem obu był Nicolò Barella).

W statystyce posiadania piłki również wygrali Hiszpanie - mieli ją przez 70% czasu gry. No właśnie, ale tu trzeba oddać Włochom, że bardzo skutecznie ten czas zabierali, kradli, przez co pozbawili swoich rywali wielu efektywnych minut budowania akcji. Podopieczni Luisa Enrique okazali się lepsi w ok. 95% wszystkich statystyk tego pojedynku. Ale awansu do finału im to nie dało. Mieli problem ze skutecznością i z przekuciem niebotycznej liczby podań w realne zagrożenie, czyli z tym, z czym „La Roja” zmaga się od dłuższego czasu, a konkretnie od schyłku złotego pokolenia, które zdobyło dwa mistrzostwa Europy z rzędu i triumfowało na mundialu. Piłkarsko byli lepsi, ale Italia udowodniła, że jest ekipą gotową do zwycięstwa tu i teraz, nie za rok czy dwa. Czas tej Hiszpanii jeszcze nadejdzie.

Roberto Mancini w 74. minucie wprowadził na boisko Matteo Pessinę i Rafaela Tolóia za Marco Verrattiego i Emersona. Jeszcze wcześniej pożegnał się z Ciro Immobile, którego zastąpił Domenico Berardi. Chciał tym samym bardziej skupić się na defensywnych poczynaniach swojego zespołu i zagrać na utrzymanie wyniku. Niestety, nie udało mu się to. Był to z jego strony ryzykowany ruch, ale gdyby Włosi dojechali z rezultatem 1:0 do końcowego gwizdka, to nikt by się o to nie czepiał, wręcz przeciwnie - pewnie nawet znalazłoby to uznanie w oczach ekspertów.

Na szczęście „Azzurri” przetrwali napór Hiszpanów, utrzymali nerwy na wodzy i przeszli dalej po serii jedenastek, którą, według niektórych, wygrali jeszcze zanim się ona naprawdę zaczęła. Giorgio Chiellini do losowania przed rzutami karnymi podszedł jak do najlepszej podwórkowej zabawy. Potraktował totalnie zdezorientowanego Jordiego Albę jak swojego dawno niewidzianego bratanka czy siostrzeńca. Uśmiechał się do niego szeroko, żartował, a na koniec serdecznie go wyściskał i podniósł. Przy okazji zwyciężył w obu losowaniach. Aspekt psychologiczny zadziałał.

I migliori dei leoni

Bohaterowie? Sukces zawsze ma wielu ojców. Nie inaczej było tym razem. Pomimo błędu przy wyrównującym golu Moraty, duet stoperów Chiellini-Bonucci znów stanowił nieskruszony monolit. W podbramkowych sytuacjach (dosłownie) znakomitym refleksem i tygrysim instynktem wykazywał się Gianluigi Donnarumma. To również on zatrzymał Álvaro w rzutach karnych. Bardzo solidne zawody rozegrał Giovanni Di Lorenzo. Był czujny i uważny, incydent z Doku z ćwierćfinału najwidoczniej dał mu do myślenia.

Oficjalną nagrodę „Star of the Match”, wręczaną przez UEFA i Heinekena, otrzymał Federico Chiesa. Może nie był to jego wybitny występ, ale starał się swoimi rajdami rozrywać hiszpańską obronę, grał niezwykle ambitnie, a przede wszystkim trafił do siatki à la Lorenzo Insigne. W pamięci kibiców być może najbardziej zapisze się Jorginho, który, jak już wcześniej wspomniałem, swoim uderzeniem z jedenastu metrów wprowadził Italię do wielkiego finału. Indywidualne wyróżnienia to jedno, ale reprezentacja Włoch to jedność i każdy z osobna, każdy z walecznych włoskich lwów, zasługuje na miano „Eroe della partita”. Bez wyjątku.

Fot. Nazionale Italiana

Angielsko-holenderska kradzież

Już po awansie przedmiotem dyskusji tifosich był finałowy rywal Włochów. Anglia czy Dania? Anglia. Nie bez problemów, choć trzeba jej oddać, że była drużyną lepszą. I na pewno jej zwycięstwo nie wywołałoby tylu kontrowersji, gdyby nie żenujące zachowanie Raheema Sterlinga, który, czując, że leciutko musnął getrę Joakima Mæhle, padł w polu karnym jak rażony piorunem. Holenderski arbiter, Danny Makkelie, postanowił kontynuować ten festiwal żenady i wskazał na wapno.

Całą „zabawę” pociągnął dalej VAR, który podtrzymał decyzję i utwierdził sędziego w słuszności jego werdyktu. Kasper Schmeichel obronił pierwszy strzał Harry'ego Kane'a, ale wypuścił piłkę i dzięki temu napastnik Tottenhamu dobił futbolówkę do bramki. VAR rzekomo interweniuje tylko przy „oczywistym błędzie” lub „pominięciu ważnego zdarzenia”, ale czy to nie był oczywisty błąd? Czy naprawdę sędziowie nie widzieli tego, jak nogi Sterlinga bardzo szukały kontaktu najpierw z nogą Mæhle, a potem z murawą? Miejmy nadzieję, że rozjemca finałowej batalii, Björn Kuipers, nie pójdzie w ślady swojego rodaka i pokaże, na czym polega sprawiedliwie sędziowanie.

Pewnym natomiast jest, że dzięki temu wydarzeniu utworzył się swoisty ruch oporu przeciwko angielskiej drużynie. Tym samym całe rzesze postronnych kibiców będą mocno trzymać kciuki za Italię. Co ciekawe, ostatnią potyczkę tych dwóch reprezentacji wielkim turnieju, która miała miejsce na mundialu w Brazylii w 2014 roku również sędziował Kuipers. Włosi zwyciężyli wówczas w tropikalnej amazońskiej dżungli w Manaus 2:1 po bramkach Claudio Marchisio i Mario Balotellego. Nie mamy chyba nic przeciwko powtórce takiego rezultatu dzisiaj, prawda?

Dov'è la Vittoria? A Wembley

Czy Anglii trzeba się bać? Nie. Trzeba zachować wobec niej należyty szacunek, którym zresztą już wielokrotnie włoscy piłkarze, m.in. Chiellini, Bonucci czy Verratti, w swoich przedmeczowych wypowiedziach się wykazywali. Bo jeszcze nikt żadnego meczu nie wygrał przed wyjściem na boisko. No może poza samymi Anglikami, bo tamtejsza prasa już przed rywalizacją z Danią obwieszczała ich awans. Ale, jak wiadomo, pycha kroczy przed upadkiem.

Gareth Southgate jest inteligentnym szkoleniowcem. Wyciągnął wnioski z MŚ 2018, dobrał sobie odpowiednich zawodników, zbudował silną grupę i wyruszył na turniej z myślą o osiągnięciu sukcesu. Dopiero drugiego w historii reprezentacji Anglii, po mundialu wygranym na własnej ziemi w 1966 roku. 50-latek potrafi wybitnie dobrać taktykę pod konkretnego rywala, to jest ogromnym atutem „Synów Albionu”. „Azzurri” muszą uważać również na angielską siłę indywidualności, czyli tak samo skutecznego pod bramką, jak i w rozegraniu z drugiej linii Kane'a, dynamicznego nurka Sterlinga, nieprzewidywalnego Sakę czy też kreatywnych Phillipsa, Mounta, Grealisha oraz Fodena.

Po starciu Włochów z Austrią w 1/8 finału podnoszono tezę, że jeden słabszy występ na wielkim turnieju to normalka, czyli musi się przydarzyć. 4-krotni mistrzowie świata mają zatem za sobą już dwa słabsze występy i oby na tylu się ten licznik zatrzymał. Z Hiszpanią Italia pokazała się nie w pełnym makijażu, było widać lekkie niedoskonałości, fryzura też była jakoś tak niedbale ułożona, a suknia pomięta. Mimo tego i tak udało jej się wyjść z tej sytuacji obronną ręką. Niech ten finał, który przypadnie w 39. rocznicę triumfu „Azzurrich” na MŚ '82, będzie kolejnym pokazem pięknej Italii. Italii pełnej wdzięku i seksapilu, w pełnym makijażu, genialnie ułożonych włosach oraz w pięknej, gładkiej, idealnie leżącej zielono-biało-czerwonej kreacji.

Uosobienie powiedzenia „Bella Italia”. Oby gra Włochów wyglądała dziś tak olśniewająco, jak ta Pani. (Fot. Nazionale Italiana) 

„Corriere dello Sport” napisało w środę, że Bóg jest Włochem. Finał zostanie rozegrany w domu „Trzech Lwów”, na Wembley w Londynie. Życzyłbym sobie oraz wszystkim fanom reprezentacji Włoch, żeby Bóg nagle nie zechciał być dziś Anglikiem i nie zapomniał o tym, że, jak stwierdzili dziennikarze rzymskiego dziennika, w jego żyłach płynie włoska krew. Forza Italia per la Coppa!

Jakub Glibowski

Widzę świat w bieli⚪️ oraz czerwieni i czerni🔴⚫️. Calcio. La Liga. Zlatan Ibrahimović. Sergio Ramos. Wyznaję kult "Joga Bonito". Dobry film, dobra książka. Felieton, komentarz, dyskusja.

Great! You've successfully subscribed.
Great! Next, complete checkout for full access.
Welcome back! You've successfully signed in.
Success! Your account is fully activated, you now have access to all content.