Mogłoby się wydawać, że Banega będzie idealnie pasował do Nerazzurrich. Trafił do Mediolanu po świetnych latach spędzonych w Sevilli. W końcu był dwukrotnym triumfatorem Ligi Europy. Nie można zapomnieć o tym, że początki Argentyńczyka na hiszpańskiej ziemi były owiane wieloma skandalami. Był znany jako "niereformowalny lekkoduch".
Wszystko zaczęło się w 2008 roku, gdy do sieci wyciekł filmik z jego udziałem. I to nie byle jaki filmik. Sześciominutowy materiał wideo o wymownym tytule „Banega, wielki jak zawsze”, w którym to Argentyńczyk onanizował się przed kamerką. Bardzo ciekawy pomysł na pokazanie się w Europie prawda?
Kolejny skandal w wykonaniu Evera miał miejsce 3 lata później. Najpierw oświadczył całemu światu, iż chętnie wysłucha ofert różnych klubów, bo chce odejść z Valencii. Następnie, gdy dostał koszulkę Realu od swojego brata, postanowił w niej zapolować i wrzucić zdjęcie na swoje media społecznościowe. Jak można się domyśleć cały Internet, na czele z kibicami Valencii zawrzał.
Głupich wpadek z udziałem Banegi jest pełno, jednak zdecydowanie moją ulubioną jest sytuacja, która miała miejsce na stacji benzynowej. Gdy Argentyńczyk podjechał, by zatankować samochód zapomniał o zaciągnięciu hamulca ręcznego. Staczający się wóz, przejechał mu po nodze. Efekt? Poważna kontuzja kostki.
W takim razie, jak do tego doszło, że trafił do Interu?
Po latach sukcesów w Sevilli, chciał zmienić otoczenie. Szukał klubu, który się rozwija i ma szanse na grę w europejskich pucharach. Trafił do Mediolanu, w którym szukali, takiego reżysera jak on. Dla wszystkich kibiców Nerazzurri mogło się wydawać, że jest to strzał w dziesiątke.
Po pierwsze Banega przyszedł jako wolny zawodnik. Postanowił odciążyć Inter z niepotrzebnych kosztów i dość spokojnie rozwiązał kontrakt z Sevillą. Po drugie ostatnio grający „playmakerzy” w niebiesko-czarnych barwach wyglądali bardzo słabo. Saphir Taider czy Felipe Melo nie robili wrażenia na ówczesnym szkoleniowcu, którym był - Roberto Mancini. Potrzeba było świeżości oraz jakości. I to miał wnieść do środka pola Ever Banega.
Argentyńczyk był bardzo technicznym, środkowym pomocnikiem o usposobieniu ofensywnym. Jego mocnymi stronami był drybling, dobre kluczowe podania, a przede wszystkim uniwersalność. Potrafił grać zarówno jako „klasyczna dziesiątka” oraz jako środkowy pomocnik defensywny.
Początek w Mediolanie był dla niego trudny. Pomimo wielu rodaków w zespole, takich jak: Mauro Icardi czy Christian Ansaldi, nie potrafił się zaaklimatyzować. Włochy nie były dla niego drugą Hiszpanią. Przede wszystkim Inter był w tamtym czasie jedną z najbardziej „rozbitych” drużyn w całej lidze. Przez cały sezon 16/17 na ławce trenerskiej Nerazzurri było aż trzech szkoleniowców. Banega wcale nie grał źle. Dostawał po prostu mało szans. Pomimo częstych występów wysoko na połowie przeciwnika, nigdy nie zdobywał wielu bramek. Dlatego, gdy pod koniec sezonu w meczu z budowaną przez Gasperiniego - Atalantą, zdobył 3 bramki, do których dołożył 2 asysty, a jego zespół zwyciężył 7:1. Mogłoby się wydawać, że coś ruszyło. Był cień szansy na to, że może Argentyńczyk da jeszcze szanse Mediolanowi. Niestety, nic z tych rzeczy.
Ever Banega postanowił odejść z Interu Mediolan. Teraz nasuwa się pytanie, gdzie trafił. Oczywiście do swojej ukochanej Sevilli. Transfer wyniósł drużynę z Andaluzji 9 milionów euro, a sam Banega skwitował występy na „San Siro” słowami:
- Niektóre decyzje są powodowane głosem serca. Tak było z moim odejściem z Sevilli, ale popełniłem błąd. Teraz nadszedł czas, aby zapomnieć o przeszłości i pomóc kolegom z drużyn.
Co ciekawe „hattrick” w barwach Interu był jego pierwszym, a zarazem ostatnim w karierze. Kto wie, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby został w Italii...