To oni tam grali #13 Walijczyk, który miał odmienić Juventus. Ian Rush i jego włoska przygoda.

mar 11, 2021

Już na pierwszej konferencji prasowej po transferze do Juve uświadomił sobie, jak trudno będzie w Italii. Według niektórych włoskich dziennikarzy wyglądał jak „skrzyżowanie Adolfa Hitlera z Charliem Chaplinem”. A jego ówczesna żona Tracey trafiła na nagłówki lokalnych gazet z dopiskami „ile Campari jest w stanie wypić ukochana Rusha?”, gdy tak naprawdę sączyła Coca-Colę. Co było dalej? Jak w Italii poradził sobie supersnajper z Liverpoolu?

Bez wątpienia największym problemem walijskiego napastnika była… bariera językowa. Przed wylotem do Włoch postanowił uczyć się z kaset. Niestety każda próba nauki, kończyła się przełączaniem kaset na radio i słuchaniem muzyki, którą do dziś uwielbia Ian. Na pewno nie spodziewał się, że nieznajomość włoskiego tak utrudni mu boiskową współpracę z kolegami. Liczył na to, że przemówi do nich umiejętnościami piłkarskimi.

Zaczęło się bardzo dobrze, bo na obozie w Szwajcarii zdobył swojego debiutanckiego gola w jednym z pierwszych spotkań w koszulce Juve - przeciwko FC Luzern.  To była duża ulga – prawie 10 000 kibiców wybrało się w czterogodzinną podróż, by obejrzeć mecz drużyny ze stolicy Piemontu. Niestety nie dość, że szatnia włoskiego zespołu nie była zbytnio otwarta na Walijczyka, to jeszcze z Juventusu odszedł uwielbiany przez wszystkich Michele Platini. Ian Rush namawiał Francuza do niekończenia kariery i wspólnego podniesienia jakiegokolwiek trofeum, jednak Platini był nieustępliwy. Co ciekawe, ostrzegał napastnika przed tym, że trafił do słabej drużyny Juve i będzie miał bardzo ciężko.

Ówczesnym szkoleniowcem był Rino Marchesi. Był przyjemnym, ciepłym człowiekiem, a przede wszystkim poważnym trenerem - miał już za sobą pracę w Interze i Napoli. Co najgorsze, jego kontrakt się kończył i miał coraz mniej do powiedzenia. Tak naprawdę na transfery główny wpływ mieli prezydent klubu Giamperio Boniperti oraz właściciel Gianni Agnelli. Przez fakt, iż zostali ściągnięci zawodnicy, których niekoniecznie chciał trener - drużyna nie była zupełnie zgrana. Jako nowy zawodnik, Ian Rush mógł liczyć tylko na Sergio Brio, Pasquale Bruno czy też bramkarza Stefano Tacconiego. Nikt inny nie chciał pomóc mu w aklimatyzacji.

Pierwsze tygodnie nie były więc sportowo udane, a jak wiadomo, pierwsze wrażenie się liczy – szczególnie we Włoszech. W ciągu kilku miesięcy stał się, według włoskiej prasy, wielką wpadką. Mimo że takie komentarze raczej nie działały na Walijczyka, ostrzeżenie Platiniego zaczynało przeradzać się w rzeczywistość. Juventus nie był dobrą drużyną, ani na boisku, ani poza nim.

Z Pucharem UEFA drużyna Juventusu pożegnała się bardzo szybko, a dokładniej w meczu z greckim Panathinaikosem, co było niewybaczalne dla wszystkich kibiców z Turynu. Rino Marchesi był pod tak srogim ostrzałem dziennikarzy i fanatyków Juve, że było wręcz pewne, iż pożegna się z zespołem. Rush strzelał bardzo mało, ale do dziś uważa, że nie była to do końca jego wina. To, co miał, zawsze kończył golem. W Juventusie, brakowało kreatora na miarę Platiniego czy nawet drugiego napastnika jak Dalglish, który mógłby mu dostarczyć piłkę, a on sam skończyłby ją bramką.

Podsumowując na włoskich boiskach w 39 spotkaniach, zdobył 13 bramek. Nie był to bardzo nieudany okres w jego karierze. Przebił barierę dziesięciu strzelonych goli. Wiadomo, jednak że Ian Rush był przyzwyczajony do seryjnie strzelanych bramek i nie odpowiadała mu atmosfera zespołu ze stolicy Piemontu. Postanowił wrócić, więc do Liverpoolu, w którym jak wiadomo czuł się jak „ryba w wodzie” i do dziś jest najlepszym strzelcem w historii, z dorobkiem 346 goli.

Wiktor Zawadka

Miłośnik calcio od zawsze na zawsze...

Great! You've successfully subscribed.
Great! Next, complete checkout for full access.
Welcome back! You've successfully signed in.
Success! Your account is fully activated, you now have access to all content.