Diego Ribas da Cunha, zawodnik o genialnych umiejętnościach technicznych, który jednym przeszywającym podaniem potrafił otworzyć drogę do bramki. Trafiając do Juventusu miał przejąć koronę od 36 letniego Del Piero i zostać nowym królem „Starej Damy”. Wyszło, jednak inaczej. No właśnie, co poszło nie tak podczas przygody Brazylijczyka w stolicy Piemontu?
Jego europejska podróż zaczęła się od FC Porto. Od razu przyszło mu mierzyć się z bardzo trudnym zadaniem. Zresztą był ściągany jako następca Deco, który sezon wcześniej zdobył z portugalską ekipą Ligę Mistrzów, a sam odszedł do błyszczącej nazwiskami z topu - FC Barcelony. Pierwszy sezon na świeżutkim, dopiero co wybudowanym Estadio do Dragao zapowiadał się elektryzująco. Niestety Diego zawiódł na całej linii. Nie był drugim Deco, a w pierwszym roku swojej gry na 36 występów we wszystkich rozgrywkach zanotował tylko 4 trafienia, nie dokładając do tego żadnej asysty. Kibicom „Smoków” nasuwały się pytania pt. Może trzeba dać mu szanse? Przecież to pierwszy rok jego gry w naszych barwach, kolejny musi być lepszy. Otóż nie. Był jeszcze gorszy. Diego w 23 spotkaniach strzelił 2 bramki i dołożył do tego jedną asystę. Efekt? Brazylijczyk wiedział, że musi zmienić otoczenie. Mogłoby się wydawać, że kierunek jakim jest Portugalia to najlepszy możliwy wybór, nie tylko ze względu na język, ale i specyfikę ligi. Okazało się zupełnie inaczej. Diego Ribas da Cunha odszedł do Werderu Brema za 8 milionów euro.
Kolejne ciężkie zadanie przed Brazylijczykiem. Uwielbianego przez kibiców Johana Micoud miał zastąpić Diego. Ten sam, który w brazylijskim Santosie błyszczał razem z Robinho, Elano i Renato, doprowadzając klub do mistrzostwa w roku 2002. Jednak również ten sam, który po wyjeździe do Europy nie sprostał zadaniu zastąpienia innego wielkiego rozgrywającego, czyli Deco. Diego nie miał żadnych problemów z adaptacją w Niemczech. Po pierwszej rundzie to właśnie klub z Bremy zdobył tytuł Mistrza Jesieni, a Diego, choć zawodnik o zdecydowanie innej charakterystyce niż Micoud, doskonale dowodził niemiecką drużyną. Dla Diego sezon ten był przełomowy. Po raz pierwszy został dostrzeżony przez selekcjonera reprezentacji Brazylii, głosami kibiców został wybrany najlepszym piłkarzem Bundesligi, a do bramki rywala trafiał nawet ze swojej połowy. W czasie dwóch kolejnych sezonów, jaki przyszło mu spędzić w Bremie, dalej królował. I choć już nie w takim stopniu jak w swoim debiutanckim sezonie, to nadal był jednym z wiodących piłkarzy w Bundeslidze np. doprowadzając swój zespół do wicemistrzostwa rok później.
Przyszedł czas na transfer do wielkiego klubu. Padło na Juventus. Diego znowu miał być czyimś następcą. Ba! I to samego Alessandro Del Piero. Co prawda Włoch był jeszcze w klubie i to też miało pomóc Brazylijczykowi. Diego podpisał 5 letni kontrakt licząc na piękne lata spędzone w Turynie. Juventus za reprezentanta Brazylii zapłacił 24.5 miliona euro w ratach. 1 czerwca 2009 roku Werder otrzymał 14 milionów, po roku kolejne 5,5 miliona, a w czerwcu 2011 brakujące 5 milionów. Wiązano z nim wielkie nadzieje, sam Diego komentował swój transfer następująco:
„Jestem dumny, że stanę się częścią tak prestiżowego klubu. Marzyłem o tym jako dziecko. Po grze w Portugalii i Bundeslidze spróbuję swoich sił w piłce na najwyższym poziomie. Wiem, że z Juventusem mogę osiągnąć wielkie rzeczy”
„Diego to kluczowa postać przebudowywania naszego składu. Naszym celem jest pozyskiwanie młodych piłkarzy, którzy są gotowi zostać mistrzami. Diego ma 24 lata i już ma ogromne doświadczenie na międzynarodowym poziomie. Jestem przekonany, że Juventus z Diego zrobi krok do przodu” komentował transfer Jean-Claude Blanc, dyrektor Juventusu Turyn.
Niestety Diego Ribas da Cunha znowu zawiódł… Czy aby na pewno? Oczywiście nie został następcą Del Piero. De facto nawet nie wiem czy mógłby usiąść z nim przy jednym stole. Trzeba przypomnieć, że Brazylijczyk w 44 rozegranych spotkaniach zdobył 7 bramek i dołożył do tego 16 asyst. To porządny wynik jak na pierwszy sezon kogoś w zupełnie innej lidze. Sam proces aklimatyzacji trwa czasami bardzo długo. Tymczasem Diego naprawdę poradził sobie w nowym klubie, a ze „Starej Damy” odszedł najprawdopodobniej ze względu na nowego trenera, którym został Luigi Delneri. Podobno włoski szkoleniowiec nie widział miejsca w swoim składzie dla Brazylijczyka, który odszedł do Wolfsburga. A szkoda. Kto wie co by było gdyby dostał szansę i został trochę dłużej na Półwyspie Apenińskim…