Po ukończeniu 17. roku życia trafił do jednego z największych klubów w Italii - Juventusu. Przez kolejne sześć lat (z przerwami) był związany ze "Starą Damą". Jednak swój pierwszy duży sukces osiągnął w klubie zza miedzy.
W Turynie czuł się jak w domu, dlatego gdy po udanym sezonie w Genoi przyszła oferta z Torino, bez wahania ją zaakceptował. Chciał udowodnić wszystkim trenerom, którzy byli w Juve, że grubo się mylili, rzucając go na wypożyczenia i nie dając mu cienia szansy w pierwszej drużynie. Jak mu poszło w pierwszym sezonie na Stadio Olimpico di Torino? Immobile został królem strzelców Serie A z 22 trafieniami na swoim koncie. Włochy zaczęły się robić dla niego za małe. Ciro postanowił przenieść się do miejsca o wiele lepszego piłkarsko, ale za to na co dzień dość ponurego. Oczywiście chodzi o Dortmund i Borussię, która w jego pięknym życiu przepełnionym słońcem i pysznym jedzeniem, była największą transferową porażką.
- „Raz na wozie, raz pod wozem”
Jego gigantyczny talent poznawali już pierwsi trenerzy, a w rozgrywkach juniorskich strzelał masę goli. W podróż po Półwyspie Apenińskim za testami w najlepszych włoskich klubach, wyruszył już jako 10-latek, choć nigdy nie ukrywał, że najlepiej jest mu z rodziną, w Torre Annunziata. To niewielka, ale niezwykle malownicza miejscowość w Kampanii. Odległość raptem 35 kilometrów od Neapolu sprawia, że większość dzieci kibicuje oczywiście Napoli i nie inaczej było z Ciro. Co ciekawe chciał go Inter, ale w tej kwestii wahał się legendarny Giuseppe Baresi. Nie chodziło wcale o Immobile - przecież każdy wiedział, że ma wielkie zdolności. Na San Siro fascynowali się wtedy Mario Balotellim i nie chcieli w żaden sposób zaburzać jego spokoju, na rzecz ewentualnej rywalizacji z Ciro.
W Turynie nie mieli takiego problemu. Płakała mama, płakał ojciec, cieszył się za to księgowy Sorrento, bo przyjął przelew na 70 tysięcy euro i wydał "Starej Damie" kartę zawodnika. Ferrara z kolei porozmawiał jeszcze z tymi, którzy odkryli talent chłopaka – Giuseppe Borrello i Guglielmo Ricciardim.
"Nie był idealny, ale miał cechę, która sprawiła że zakochałem się w jego umiejętnościach. Strzelał z każdego miejsca w polu karnym i pokonywał w ten sposób bramkarzy" – opowiadał ten pierwszy.
Początek miał piorunujący. W sezonie 2008/09 zdobył 11 bramek w 23 meczach, rok później 13 w takiej samej liczbie spotkań. Został też bohaterem słynnego turnieju Viareggio Cup, gdy w finale hat-trickiem przegonił rówieśników z Empoli, a "Stara Dama" wygrała 4:2. Klamka zatem zapadła – uznano, że to najwyższy czas, by dać chłopakowi szansę w pierwszym zespole. Wtedy zaczęły się pierwsze kłopoty. I to wcale nie przez słabe występy. Działacze odbudowywali wielki Juventus po degradacji do Serie B. Mogłoby się wydawać, że jest to idealny czas, by postawić na młodego Immobile.
Trenerzy Juve woleli jednak stawiać na nowych zawodników, którzy najprawdopodobniej w normalnych okolicznościach w życiu nie trafiliby do stolicy Piemontu, chyba że na Stadio Olimpico di Torino. Immobile przepadł w całym tym zamieszaniu na tyle, że został najpierw wypchnięty razem z Lucą Marrone na wypożyczenie do Sieny, a potem sam do Grosseto. Każdy widział w nim ambicje, talent i nosa do strzelania goli. Mimo tego wszystkiego w klubie nie było jasnej wizji i planu na jego karierę, a że Ciro od zawsze potrzebował troski, opieki i zaufania, to frustrował się, poszukując swojego miejsca na ziemi.
Prawdopodobnie najważniejszą decyzję swojego życia podjął latem 2011 roku. Przyjął propozycję Pescary, wówczas drugoligowego zespołu prowadzonego przez charakterystycznego „włoskiego Czecha” - Zdenka Zemana. W Pescarze stało się wszystko, co teraz definiuje jego życie. Poznał przyszłą żonę, piękną Jessicę Melenę. Bezkompromisowo miłość w życiu jest najważniejsza i często to właśnie od spotkania swojej partnerki na wieki, człowiek zaczyna odnosić prawdziwe sukcesy. Tak właśnie było też z Ciro. Do tego zawiązał przyjaźnie – szczególnie z Lorenzo Insigne, z którym brata się do dzisiaj. Wówczas razem w tercecie z Marco Verattim roznieśli w pył Serie B, a przede wszystkim on sam odnalazł formę piłkarską, strzelając aż 28 goli w 37 spotkaniach i sprawiając, że znów o jego snajperskim talencie usłyszały całe Włochy.
Po świetnym sezonie w drugiej lidze włoskiej trafił do Genoi. Zapowiadało się bardzo dobrze. Klub z Serie A = o wiele więcej możliwości. Niestety nie poszło najlepiej. Pięć trafień w całym sezonie, nie imponowało najlepszym włoskim klubom.
Mimo tego, przyciągnął uwagę Torino. Lokalnego rywala jego byłej drużyny - Juventusu. Włoch postanowił ją bez wahania zaakceptować. Turyn co prawda nie kojarzył mu się z najlepszym okresem piłkarskim w jego życiu, jednak uważał, że samo miasto jest piękne. Do tego chciał udowodnić działaczom, trenerom i wszystkim po kolei ze "Starej Damy", że grubo się mylili, co do jego talentu. W Turynie czuł się wspaniale. I odwdzięczył się najlepiej, jak tylko się dało. Zdobyta korona króla strzelców z 22 bramkami na koncie, a do tego wyprzedzenie jednego z najlepszych włoskich snajperów w historii - Luki Toniego. W końcu czuł, że trafił do odpowiedniego miejsca dla siebie. Niestety po świetnym sezonie, Torino zaczęło się robić dla niego zdecydowanie za małe. Jak każdy pragnął ponownie zagrać w Lidze Mistrzów i wyjechać z kraju. Postawił na Borussię Dortmund.
2. Nieudany wyjazd zagranicę
Borussia Dortmund ocierała właśnie łzy po stracie Roberta Lewandowskiego, a Juergen Klopp szykował przebudowę zespołu. Immobile wydawał się być idealnym następcą Polaka – skuteczny, kompletny, młody i wciąż na dorobku. Sam też zafascynował się perspektywą przeprowadzki do Bundesligi.
– Transfer do Borussii jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Chcę spróbować innej ligi, zagrać w Lidze Mistrzów. Dużo dobrego słyszałem też o kibicach tego klubu i rzeczywiście – przed tak fanatyczną trybuną jeszcze nigdy nie grałem – opowiadał wtedy na łamach łamach "Corriere dello Sport".
Zapowiadało się bardzo imponująco. 2 czerwca 2014 podpisał pięcioletni kontrakt z Borussią Dortmund, której zawodnikiem został formalnie pierwszego lipca. Największym problemem Ciro okazał się… wspólny posiłek, a raczej jego brak. Gdy przyszedł do Borussii, od Włocha wymagano, żeby strzelał jak Lewy. Już tu, teraz, natychmiast. A jak dobrze pamiętamy, Robert też nie miał łatwego początku w Dortmundzie. Rzadko kiedy zdarzy się, by zawodnik bez dobrego poznania kolegów z drużyną zaczął strzelać bramkę za bramką. Potrzebował czasu i pomocy w aklimatyzacji.
– Liczyłem na to, że przygarną mnie do siebie. Nie znam języka niemieckiego, chciałem, by wprowadzili mnie do towarzystwa. Nie zabierali mnie jednak nawet na wspólne kolacje. Trudno w takich warunkach odnaleźć się w zespole. Poza tym bardzo duży nacisk trener kładł na siłę, prawie żadnego na to, co we Włoszech stanowi 90 procent – taktykę – żalił się, gdy po latach powrócił do Włoch. – To nie był mój styl, nie odnalazłem się tam. We Włoszech standardem jest siadanie do posiłku o 23, w Niemczech robiliśmy to o 19 – dodał Immobile.
Przygoda z niemieckim futbolem nie wypaliła – w całym sezonie ligowym trafił tylko trzykrotnie. Włoch przepadł w Dortmundzie nie tylko dlatego, że nie poradził sobie piłkarsko z dziedzictwem Lewandowskiego. To prawda, że Juergen Klopp nie potrafił przebudować drużyny w sposób eksponujący jego atuty i sprawiający, że zacznie grać inaczej, niż jakby polski napastnik wciąż był gdzieś w polu karnym. Im dłużej Ciro zawodził, im głębiej Borussia wpadała w strefę spadkową, tym częściej była gwiazda Torino lądowała na ławce, ustępując miejsca przesuwanemu ze skrzydła Pierre-Emerickowi Aubameyangowi. Zatrudnienie Thomasa Tuchela totalnie zakończyła gorzki związek „czarno-żółtych” z Immobile. A wielka szkoda, bo mogło się wydawać, że jest to zawodnik idealnie skrojony pod klub z Signal Iduna Park.
Działacze BVB kupili Włocha za blisko 20 milionów euro, to po roku postanowili wypożyczyć go do Sevilli, koniec końców sprzedając za jedenaście milionów. W stolicy Andaluzji też się nie odnalazł. U Unaia Emery'ego miał być tylko rezerwowym. Jak wiadomo, ta rola zupełnie mu nie odpowiadała. Żadnego zawodnika nie satysfakcjonuje wchodzenie tylko na końcówki spotkań. Ciro nie dostał zupełnie czasu na zbudowanie swojej formy i złapania wspólnego języka z nowymi kumplami. Teoretycznie wszystko powinno grać w Sevilli. Słoneczna pogoda, smaczne jedzenie i pomocni koledzy. Czemu nie dostawał upragnionych szans? Czy nasz Ciro już był stracony? Wtedy postanowił wrócić do „ziemi obiecanej”, czyli do Włoch.
3. „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”
Najpierw został wypożyczony na pół roku do swojego ukochanego Torino. Widać było po nim, że starał się robić wszystko dla zespołu, pokazać we Włoszech, że zagranicą się bardzo co do niego mylili. Po powrocie do Serie A napastnik rozegrał w barwach "Toro" czternaście spotkań, w których zdobył pięć bramek i zaliczył cztery asysty. Ostatni raz, gdy w pewnym sezonie strzelił pięć goli, kolejny piłkarski rok okazał się być dla niego jednym z najlepszych w życiu.
I tak samo było w tym przypadku. Nieoczekiwany transfer do Lazio. Simone Inzaghi widział to coś w Immobile od samego początku. Iskrę, której w tamtym czasie już mało kto mógł dostrzec. Podobno w transferze podpowiadał mu jego brat i jeden z najskuteczniejszych napastników w historii Milanu, „Pippo” Inzaghi. Przepiękny Rzym, pełne zaufanie trenera i wsparcie kolegów z drużyny. Efekt? Pierwszy rok – 23 gole w lidze. Drugi – 29 goli. Trzeci – 15 goli. I teraz uwaga. Czwarty rok z rzędu - 36 bramek w 37 meczach.
Nie zapominajmy, że w włoskiej najwyższej klasie rozgrywkowej doszedł niedawno jeden z najlepszych zawodników w historii - Cristiano Ronaldo. A Ciro odpowiada na to wygraniem jednej z najbardziej prestiżowych nagród dla napastników - Złotym Butem. Najprawdopodobniej nie udałoby się to, gdyby nie wsparcie rodziny, która w jego życiu ma zdecydowanie największą wartość. Z Jessicą jest od czasów gry w Pescarze, a całą familię ma wytatuowaną na klatce piersiowej w formie dziecięcego rysunku.
Gdzie tylko mógł, brał na plecy numer 17 – 17 lipca 1990 roku urodziła się bowiem jego druga połówka. Wiele zresztą zawdzięcza tej kobiecie, która rzuciła wszystkie marzenia, by wspierać go w karierze. Przed laty, zafascynowana serią filmów CSI, zapisała się na uniwersytet L'Aquila na Wydział Nauk Śledczych. Pasjonowała się kryminalistyką, planowała dołączyć do policji, ale wszystko zmieniło się, gdy spotkała Ciro. Rzuciła edukację, wyprowadziła się z nim do Genui, potem zwiedzali kolejne przystanki jego piłkarskiej kariery. Mamma Mia. Czy historia Immobile może być piękniejsza?