Od kilku sezonów ciężko ogląda się mecze Udinese. Drużyna murująca bramkę, fizyczna, która wydawać by się mogło, że zadowala się bezbramkowym remisem. Jej mecze często bywają nudne. Jednak był taki czas, w którym ekipa z Udine nie tylko zachwycała swoją grą, ale także walczyła nie o spadek, a o europejskie puchary, kilkukrotnie tam grając. Wiele z tych sukcesów ekipa z Friuli zawdzięcza bohaterowi tego tekstu – Antonio di Natale.
Gdy spojrzysz na najlepszych strzelców we Włoszech, to zobaczysz tam takie nazwiska jak Piola, Totti, Nordahl, Altafini czy Meazza. Każdy z nich grał w którymś z topowych klubów, takich jak Juventus, Lazio, Pro Vercelli, Roma, Inter, Milan czy Napoli. Wśród takich głośnych nazwisk i tak silnych klubów, znajduje się niski wzrostem, ale wielki sercem Antonio Di Natale. Piłkarz, który swoje 209 bramek zdobył w Empoli i Udinese.
Miłość do piłki kwitła w nim za sprawą Diego Maradony, ale nikogo to nie powinno dziwić, w końcu Toto urodził się w Neapolu w 1977 roku, więc dorastał oglądając Argentyńczyka z bliska, próbując powtarzać ruchy i zagrania boskiego Diego. Jednak Napoli nie było Toto pisane. Di Natale szkolił swoje piłkarskie umiejętności w Castello di Cisterna, który był klubem filialnym Empoli. Radził sobie tam tak dobrze, że klub z Toskanii sięgnął po Antonio, gdy ten miał trzynaście lat.
W zespołach młodzieżowych popisywał się świetnymi występami, w których błyszczał techniką i umiejętnościami indywidualnymi. To dzięki nim, dostał szansę na debiut w seniorskiej drużynie w wieku dziewiętnastu lat. Był to mecz między Empoli i Cremonese, w ramach dziewiętnastej kolejki Serie B. W tamtym sezonie drużyna z Toskanii awansowała do Serie A, więc młody napastnik został wypożyczony. Najpierw do Iperzoli (Serie C2, 33 występy i 6 bramek), potem do Varese w Serie C1 (4 występy i 0 bramek w 3 miesiące) żeby ostatecznie skończyć sezon 98-99 w Viareggio (Serie C2), gdzie w 25 występach, strzelił 12 goli.
Po dwóch latach spędzonych na wypożyczeniach, Di Natale powrócił do Empoli, walcząc wraz z Azzurrimi o awans do Serie A. Ta sztuka udała im się w sezonie 2001/2002, w którym Toto strzelił szesnaście goli. Przygoda klubu z Toskanii w najwyższej klasie rozgrywkowej trwała dwa lata, w pierwszym roku Antonio zadebiutował z Como, dostał powołanie do kadry narodowej i strzelił trzynaście goli, co mocno pomogło w utrzymaniu. Niestety, w kolejnym tych bramek było zaledwie pięć i klub pożegnał się z Serie A. Klub tak, ale nie Di Natale, który latem przeniósł się do Udinese.
Jak to się stało, że napastnik, który w spadkowiczu strzelił zaledwie pięć bramek, trafił do zespołu, który miał grać w europejskich pucharach? Można by rzec, że po starej znajomości, ponieważ transfer Toto polecił władzom ówczesny trener bianco-nerich - Luciano Spalletti, ten sam, który z Di Natale pracował w Empoli i ten sam, który pozwolił mu zadebiutować w seniorskiej piłce. Za pakiet zaufania jaki dostał, Antonio odpłacił w najlepszy możliwy sposób. I nie chodzi o sam fakt tego, że grał fantastycznie i zdobywał dużo goli, ale o to, co zrobił, a właściwie czego odmówił zrobić w 2010 roku. Toto, po tym jak został królem strzelców Serie A w sezonie 09/10 z 29 bramkami na koncie, powiedział Starej Damie: “Dziękuję, ale ja tu zostaję”. Tak, król strzelców, występujący w klubie, który zajął w tamtym sezonie 15 miejsce, odmówił utytułowanemu rywalowi, który budował od nowa swoją markę we Włoszech.
Tym samym Antonio zaskarbił sobie jeszcze większą sympatię wśród kibiców i dodatkowo, w następnym sezonie został królem strzelców kolejny raz (wcześniej zostając wybranym najlepszym piłkarzem we Włoszech za rok 2010), strzelając gola mniej, ale tym razem zapewniając swojemu zespołowi czwarte miejsce w lidze. W kolejnych sezonach Toto dostał opaskę kapitana a Udinese zajmowało trzecią i ponownie czwartą lokatę, ale w klubie zaczęły się wyprzedaże, a i Di Natale miał swój wiek, co spowodowało spadek formy. Sam zainteresowany chciał kończyć karierę już po sezonie 14/15, w którym strzelił 14 goli i zaliczył 7 asyst, ale kibice wyprosili go o jeszcze jeden sezon. Ten już był słaby, Toto łapały kontuzje, nie robił liczb i mimo ponownych próśb kibiców o ten jeszcze jeden, ostatni sezon, Antonio odwiesił buty na kołek, po jedenastu latach spędzonych w Udinese. Jego liczby robią wrażenie, 445 występów, 227 bramek i 66 asyst we wszystkich rozgrywkach a w sezonie 2005/2006 Antonio Di Natale strzelał bramki w Serie A, Pucharze Włoch, Lidze Mistrzów i Pucharze UEFA.
Jeśli chodzi o reprezentację Italii, to już historia nie była aż tak kolorowa dla włoskiego napastnika. Co prawda zadebiutował już w 2002 roku i wystąpił w dwóch meczach w 2003, ale to były spotkania towarzyskie. Do kadry wrócił w 2006 roku po mundialu i wystąpił w większości meczów eliminacji do Mistrzostw Europy. Na samym turnieju w 2008 roku zagrał tylko w dwóch z czterech meczów. Po tym turnieju grał w eliminacjach do Mistrzostw Świata i na turnieju w RPA. Po którym pożegnał się z kadrą aż na dwa lata, wrócił do niej dopiero na Mistrzostwa Europy rozgrywane w Polsce i na Ukrainie. Na tym turnieju podobnie jak w RPA zdobył jedną jedyną bramkę i grając w pięciu na sześć spotkań. Co ciekawe, Di Natale w meczach eliminacyjnych zdobył łącznie cztery gole, po dwa w wygrywanych 2-1 przez Włochów meczach wyjazdowych. Ostatecznie bilans w reprezentacji Antonio to 42 spotkania, 11 bramek i 5 asyst (wliczając mecze towarzyskie).
Po karierze piłkarskiej Di Natale zrobił sobie chwilę przerwy od piłki nożnej i zajmował się rodziną, między innymi dwójką swoich dzieci. Do piłki wrócił jako trener i aktualnie jest szkoleniowcem trzecioligowego Carrarese.