Przez świat włoskiej piłki nożnej przeszło wielu piłkarzy, od boiskowych twardzieli do technicznych mistrzów, kończąc na zawodnikach z bogatym życiem towarzyskim. Każdy z nich zapisywał swoją historię inaczej, ale nie każdy zostanie w sercach kibiców. We Włoszech najczęściej zapamiętują tych lojalnych, którzy poświęcili się, żeby budować i wygrywać coś z zespołem z którym się związali, odmawiając największym. Idealnym przykładem takiej osoby jest Antonio di Natale, który w Udinese nie miał sobie równych, zarówno pod względem zdobytych goli jak i występów.
Toto urodził się w Neapolu 13 października 1977 i jak wszyscy jego rówieśnicy, dorastał wpatrzony w Maradone i próbował go naśladować podczas gierek na ulicach Pomigliano d’Arco. Swoje umiejętności poprawiał w szkółce „San Nicola”, która była filią Empoli. Imponował tam bajecznymi zagraniami, nic więc dziwnego, że w wieku trzynastu lat został wzięty do sektora młodzieżowego we Florencji.
W latach 1994-1996 Antonio brylował w młodzikach Empoli, co pozwoliło mu dołączyć do seniorskiego zespołu. Gdzie zadebiutował 26 stycznia 1997 wchodząc na boisko w 90° minucie, zmieniając Carmine Esposito. Była to dziewiętnasta kolejka Serie B, rozgrywana na Castellani w starciu Empoli z Cremonese. Co ciekawe, w tamtej ekipie prowadzonej – z sukcesami (awans) – przez Spalettiego, grali tacy piłkarze jak Luca Toni czy Alessandro Birindelli, który niedługo potem przeszedł do Juventusu.
Co prawda po awansie do Serie A młody Antonio został wypożyczony do Iperzoli (Serie C2), gdzie zdobył 6 bramek w 33 meczach, potem do Varese (Serie C1) gdzie był tylko 3 miesiące, żeby kończyć sezon w Viareggio (Serie C1), gdzie w 25 meczach zdobył 12 bramek. Do rodzimego klubu wrócił w 1999 i grał tam do 2004 roku, przyczyniając się między innymi do awansu do Serie A w sezonie 2001/2002.
Dzięki temu Toto mógł spełnić swoje piłkarskie marzenie i zadebiutować w najwyższej klasie rozgrywkowej we Włoszech. Było to dokładnie 14 września 2002 w zwycięskim pojedynku z Como. Di Natale strzelił wtedy dwie bramki, jedną nieuznaną, gdyż był na pozycji spalonej. Nieco ponad dwa miesiące później 20 listopada Włoch został powołany do kadry narodowej i zagrał 84 minuty w towarzyskim meczu z Turcją, zanim trener Trapattoni zdjął go boiska. Pierwszego gola w barwach Azzurrich zdobędzie dwa lata później w zremisowanym meczu z Czechami.
Przez pięć lat w Empoli Antonio zaliczył 159 występów okraszonych 49 bramkami. Nic więc dziwnego, że zwrócił na siebie uwagę większych klubów. Najbardziej zdeterminowany na pozyskanie młodego Włocha był jego trener z czasów Empoli – Spalletti. Trener Udinese naciskał na prezydenta Pozzo, że to właśnie Di Natale będzie idealnym następcą Jorgensena i stworzy bramkostrzelny duet z Iaquintą.
Transfer został dopięty latem w 2004 roku, Toto opuścił ukochane Empoli i przeniósł się na Friuli, podpisując kontrakt, który później okaże się dożywotni. Zapewne sam Paron Pozzo, nie wyobrażał sobie, że ten 21letni chłopak napisze wspaniałą historię w Udinese, bijąc wiele rekordów, podczas 12 lat spędzonych w tym klubie.
Po sprzedaży Jorgensena do Fiorentiny, numer „10” pozostał bez właściciela. Długo się nie zastanawiając Antonio zgłosił się po niego, biorąc na siebie ciężar tej liczby, która we Włoszech znaczyła wiele. Tak młody zawodnik zgłaszający się po najważniejszą koszulkę, którą wcześniej nosił taki piłkarz jak Zico? To był akt odwagi i pewności siebie, który był w pełni usprawiedliwiony późniejszymi występami.
Swoją magię pokazywał już w pierwszym sezonie, który wraz z zespołem skończył na czwartym miejscu, awansując do eliminacji o Ligę Mistrzów. Di Natale, Iaguinta i Di Michele stworzyli zabójczy tercet, który pod wodzą Spallettiego, dawał nadzieje na sukcesy kibicom z Friuli. Już w kolejnym sezonie Antonio ustanowił pierwszy z wielu rekordów w Udinese. Strzelił on w każdych rozgrywkach, w jakich brał udział jego klub – 8 razy w Serie A, 3 razy w Pucharze Włoch, 3 razy w Lidze Mistrzów i raz w Lidze UEFA. Na ławce trenerskiej zasiadał wtedy Serse Cosmi, który miał inny plan na wychowanka Empoli. Toto rzadziej grał na lewym skrzydle i dostał swobodę w środku, to właśnie na tych dwóch pozycjach występował najczęściej w trakcie swojej kariery.
W sezonie 2006/2007 pierwszy raz na poziomie Serie A Toto strzelił ponad 10 bramek. W następnym sezonie Pasquale Marino postawił na Di Natale na szpicy, dostrzegając snajperskim instynkt piłkarza i zmieniając mu pozycję na stałe. Wcześniej grywał zarówno na skrzydle jak i na środku. Sam zainteresowany odwdzięczył się za zaufanie strzelając 17 goli, które dały mu przepustkę na Euro 2008. W kolejnym roku dorzucił 12 trafień, a w sezonie 2009/2010 – który poprzedzał MŚ w RPA – odpalił wrotki i strzelił 29 bramek, zostając królem strzelców Serie A i zapewniając sobie podstawowy skład na turnieju w Afryce.
Część z was może się zastanawia, jakim cudem po takim roku nikt się nie zgłosił po Di Natale? Spieszę z odpowiedzią, zgłosił się, i nie nikt, a sam Juventus próbował przekonać napastnika Udinese, aby ten pozostał przy czarno-białych barwach, ale zmienił klub. Toto wybrał lojalność i plan Francesco Guidolina, który właśnie dołączył do zespołu ze swoją wizją na jego działanie. Dodatkowo warto zwrócić uwagę na kadrę jaką dysponowali wtedy zawodnicy grający na Friuli; Handanovic, Benatia, Domizzi, Inler, Isla, Asamoah, Basta, Sanchez, Cuadrado, Muriel. Ta ekipa robiła wrażenie.
„Dziękuję, zostaję tutaj”; to stwierdzenie towarzyszyło Antonio przez cały sezon 10/11 w którym strzelił 28 bramek – zostając ponownie „capocannoniere” – które pozwoliły ekipie z Udine zająć 4 miejsce w lidze. W Kolejnych dwóch sezonach Di Natale utrzymywał wysoką formę i zdobywał po 23 bramki, doprowadzając swój klub kolejno do 3 i ponownie 4 miejsca w lidze. Na zajęcie miejsca na podium Serie A klub z Friuli czekał ponad 10 lat.
Lata 2009-2013 były zdecydowanie najlepszymi w karierze Antonio, zarówno pod względem indywidualnym jak i drużynowym. Niestety w kolejnych klub już spuścił z tonu, choć Toto próbował mu pomóc jak mógł strzelając 17 goli (14. miejsce Udinese), później 14 (16. miejsce Udinese), aż w ostatnim sezonie swojej kariery miał ich zaledwie 2 (16. miejsce Udinese). Ostatniego gola zdobył przed własną publicznością w meczu z Carpi. Publicznością która zapamięta go do końca życia i będzie opowiadać o nim swoim dzieciom i wnukom, bo jak tu nie opowiadać o piłkarzu, który odmówił Juventusowi? Graczu który ma najwięcej goli strzelonych (228) i rozegranych meczów (445) dla Udinese. Zawodniku który wprowadził klub do europejskich pucharów. Po prostu nie da się nie wspominać o prawdziwej legendzie Udine i Włoch.