Śródziemnomorskie wybrzeże, klimatyczne stare miasto i... Stadio San Nicola. To cechy charakterystyczne dla ponad 300-tysięcznego Bari, które przed trzydziestoma laty ugościło najlepszych piłkarzy świata podczas finału Pucharu Europy. Po trzech dekadach od tamtych wydarzeń obiekt, wybudowany na potrzeby turnieju Italia 90, wciąż boryka się z wieloma problemami.
Wspomnienie mundialu
XIV Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej po raz drugi w historii zawitały na Półwysep Apeniński. Przy pierwszym podejściu, w 1934 roku, gospodarze sprostali zadaniu, zdobywając swój pierwszy tytuł mistrza świata. Presja wyników, jak to zwykle w Italii bywa, była ogromna, a przyczyniła się do tego cała otoczka wokół turnieju. Budowa i renowacja wielu obiektów, na czele z mediolańskim San Siro, wywindowała stadiony na solidny, europejski poziom, dorównując tym samym prestiżowi najlepszej wówczas piłkarskiej ligi świata.
Wśród nowinek na stadionowej mapie Włoch można było znaleźć choćby 60-tysięczny obiekt w Bari. Stadio San Nicola, nazwany tak na cześć patrona miasta - świętego Mikołaja, powstał specjalnie na potrzeby największej imprezy sportowej w historii kraju. Podczas turnieju Italia 90 rozegrano na nim 3 spotkania grupowe, 1/8 finału, a także mecz o 3. miejsce z udziałem gospodarzy oraz Anglików. Ten ostatni na stadionie oglądało ponad 51 tys. widzów, a Włosi na otarcie łez pokonali "Synów Albionu" 2:1 po trafieniach Baggio oraz Schillaciego.
Z wysokiego "C"
Stadion w Bari na początku ostatniej dekady XX wieku przeżywał swoje wielkie momenty, gdy w przeciągu zaledwie 12 miesięcy stał się jedną z głównych piłkarskich aren Europy. W międzyczasie na obiekt przeprowadził się także lokalny klub, AS Bari, który porzucił 20-tysięczny Stadio della Vittoria na korzyść "molocha" zbudowanego za miastem. Po turnieju reprezentacyjnym, w Bari przyszedł czas również na rozgrywki klubowe.
W sezonie 90/91 finał Pucharu Europy po raz piąty zorganizowano we Włoszech. Był to zarazem przedostatni taki mecz w długiej historii najważniejszego klubowego trofeum na Starym Kontynencie. Pierwszy raz areną finałową nie był jednak ani Mediolan, ani Rzym. Poprzednio spotkanie odbywało się zawsze na dwóch największych obiektach w kraju, Stadio Giuseppe Meazza oraz Stadio Olimpico.
W walce o główne trofeum naprzeciw siebie stanęły ekipy Olympique Marsylia oraz Crvenej zvezdy Belgrad. Finalnie po rzutach karnych górą okazała się "Czerwona Gwiazda", w barwach której występowały wtedy przyszłe gwiazdy Serie A, Sinisa Mihajlović oraz Dejan Savicević. Ostatniego karnego, dającego zwycięstwo Serbom, wykorzystał za to Darko Pancev, który rok później zamienił Belgrad na Mediolan, podpisując kontrakt z Interem.
Równia pochyła
Bari w sezonie 90/91 zajęło 13. miejsce w Serie A i dotarło aż do 1/4 Pucharu Włoch. Na papierze wydawało się, że to początek pięknej opowieści dla zespołu z Apulii. Nic bardziej mylnego. Nowy dom klubu okazał się przekleństwem dla działaczy, którzy dzięki pozornie wielkim możliwościom skusili na przeprowadzkę gwiazdę Premier League, Davida Platta. Jeszcze jako gracz Aston Villi Platt miał szansę odwiedzić Stadio San Nicola podczas feralnego dla Anglików meczu o 3. miejsce na mundialu. 7 lipca pomocnik zdobywał honorową bramkę na stadionie w Bari, a już dwa tygodnie później został zaprezentowany jako nowy gracz "Gallettich". Szybko poszło.
5.5 miliona funtów. Spore pieniądze nawet jak na dzisiejsze warunki i finanse drużyn Serie A. W 1991 roku? Wręcz kosmiczne. Właśnie za taką kwotę Anglię na Włochy zamienił David Platt, stając się z miejsca najdroższym graczem w historii Serie A. Jak się później okaże, jego 11 bramek wystarczy zaledwie na 15. miejsce w tabeli, a wielki projekt klubu z południa już na starcie pójdzie do śmietnika. Platt po spadku zamieni Apulię na Piemont i przywdzieje barwy Juventusu, a AS Bari nigdy później nie zajmie miejsca w górnej połowie tabeli włoskiej ekstraklasy. Ambicje były zdecydowanie większe, prawda?
Warto wspomnieć, że w sezonie 91/92 trenerem zespołu był nie kto inny jak Zbigniew Boniek. Były piłkarz Juventusu i Romy po przygodzie w Lecce, które "spuścił" do Serie B, podjął się pracy w znienawidzonym Bari. Tutaj również nie było happy-endu, a "Bello di Notte", jak nazywany jest Zibi w Italii, zaliczył dwa spadki w dwa lata. Chyba nie może dziwić zatem, że dekadę później nie poszło mu również w reprezentacji Polski?
Szara rzeczywistość
Od mundialu i finału Pucharu Europy mija już ponad 30 lat, a echa jakoby stadion był kompletnie bezużyteczny nie milkną. W regionie prym wiodą przede wszystkim marki z północy - Inter, Milan i Juventus. Bari w sercach kibiców ze stolicy Apulii jest często drugim, a ostatnio (po Mistrzostwie Europy zdobytym przez Włochów) nawet trzecim wyborem. Nie dziwi zatem fakt, iż próżno szukać dziesiątek tysięcy kibiców na meczach drużyny w Serie C.
Bari po katastrofie związanej z niegospodarnością na początku lat 90., w nowym tysiącleciu balansowało między Serie A, a Serie B, by w końcu zakotwiczyć w tych drugich rozgrywkach na wiele długich lat. W międzyczasie klub ogłosił także bankructwo, został przemianowany na SSC Bari i musiał zaczynać swoją tułaczkę od Serie D.
Do wyjątków, jak choćby mecze barażowe o Serie B, można zaliczyć sytuacje, gdy na stadion faktycznie zawitają rzesze kibiców. Codziennością jest jednak bardzo niska frekwencja, która w połączeniu z wielkością obiektu prezentuje się wręcz komicznie. W mieście tli się jednak nadzieja, że klub wróci niedługo na poziom centralny. 320-tysięczne miasto zdecydowanie zasługuje na klub grający na wyższym szczeblu rozgrywkowym.
Idzie nowe?
Stadion św. Mikołaja w Bari jest obecnie trzecim największym we Włoszech, a pierwszym na południe od Rzymu. Co ciekawe, w wewnętrznej klasyfikacji wyprzedza choćby owiany złą sławą Stadio Diego Armando Maradona w Neapolu. Ze względu na swój kształt niejednokrotnie nazywany jest przez Włochów „statkiem kosmicznym”. W rzeczywistości zbudowany został na planie kwiatu składającego się z 26 „płatków”, na które podzielona jest górna kondygnacja stadionu.
W 2020 roku obiekt przeszedł niewielką przebudowę, w wyniku której wymieniono niektóre krzesełka nadając wnętrzu nowe życie. Na 2022 rok planowany jest kolejny lifting siedzeń, modernizacja oświetlenia, a także zainstalowanie nowego ekranu na trybunie południowej. Prace są konieczne nie tylko po to, aby Stadio San Nicola był bezpieczniejszy i bardziej przyjazny kibicom, ale także dlatego, że w przyszłym roku SSC Bari może ponownie zagrać w Serie B. Regulamin centralnych rozgrywek we Włoszech mówi o tym, że wszystkie siedzenia na stadionach uczestniczących drużyn muszą zostać odpowiednio ponumerowane. W planach klubu i miasta na kolejne lata pozostaje także wymiana leciwego już dachu.
Bari i Stadio San Nicola to zdecydowanie małżeństwo z rozsądku, a nie z miłości. W przerwie między sezonami na obiekcie odbywają się koncerty oraz inne wydarzenia sportowe, lecz w ogólnym mniemaniu mieszkańców stadion mógłby nigdy nie powstać. Nawet poprzedni dom klubu, 20-tysięczny Stadio della Vittoria, nie zawsze wypełniany był do ostatniego siedzenia. Póki co trzeba zaakceptować rzeczywistość, a jedynym antidotum byłby powrót Bari do Serie A, który być może zaangażowałby więcej kibiców do przychodzenia na stadion. Póki co taki scenariusz wydaje się mało prawdopodobny, dlatego kibice muszą zadowolić się spotkaniami z takimi "markami" jak Picerno czy Vibonese.