Jeśli prawdą jest, że jesteś tak dobry, jak Twój ostatni mecz, to Fiorentina może nie jest wybitna, powiedzmy, że jest całkiem niezła, ale przede wszystkim - jest niezwykle charakterna. Wczorajsze spotkanie z Bologną na Stadio Artemio Franchi do najłatwiejszych nie należało, ale, posiłkując się innym znanym piłkarskim powiedzeniem, wielkie drużyny wygrywają nawet te mecze, w których nie wszystko idzie jak po sznurku. Skoro „Viola” potrafi już odnosić takie zwycięstwa, to ma prawo marzyć. No właśnie - ale o czym?
Cofnijmy się trochę w czasie, konkretnie do czerwca 2021 roku, i przypomnijmy sobie przedsezonowe zamieszanie z zatrudnieniem we Florencji Gennaro Gattuso. Wszystko zostało oficjalnie ogłoszone, Fiorentina zdążyła już wypełnić swoje media społecznościowe grafikami z podobizną popularnego „Rino”. Finalnie okazało się, że szumnie zapowiadana współpraca zakończyła się raptem po 23 dniach, a Gattuso nie poprowadził toskańskiej ekipy choćby w jednym spotkaniu. Łatwo przyszło, łatwo poszło.
Przypuszczam jednak, ba, jestem w stanie się o to założyć, że dziś tifosi Fiorentiny ani trochę tego nie żałują. Bo przecież w miejsce Gattuso zatrudniony został Vincenzo Italiano - trener, który zachwycił w sezonie 2020/21 ze swoją Spezią, wchodzącą do Serie A jako beniaminek. Italiano, uznawany za jednego z najlepiej rokujących włoskich trenerów młodego pokolenia, miał zrobić coś, czego nie zdążył dokonać Gattuso, czyli tchnąć w drużynę nowego ducha i przypomnieć florentczykom o tym, że Fiorentina może być silna i konkurencyjna.
Tym oto sposobem po 28 rozegranych meczach „Gigliati” mają na swoim koncie 46 punktów i zajmują 8. miejsce w ligowej tabeli. Miewali już momenty wyśmienite, ale zdarzały im się też te znacznie gorsze. Fiorentina chociażby pokonała Milan 4:3 w jednym z najlepszych pojedynków trwających rozgrywek czy rozgromiła Genoę 6:0, co oczywiście zważywszy na dyspozycję „Rossoblu” niesamowitym wyczynem nie jest, ale z drugiej strony dostała tęgie lanie od Torino (0:4) oraz Lazio (0:3). Regularność punktowania jeszcze kuleje i bez dwóch zdań wymaga poprawy, ale we Florencji żywią nadzieję, że to przyjdzie wraz z czasem i rozwojem grupy.
Co by jednak nie mówić - fioletowa społeczność naprawdę nie ma na co narzekać (nawet mimo odejścia Dušana Vlahovicia), bo w ubiegłym sezonie po 28 potyczkach ich ulubieńcy plasowali się dopiero na 14. pozycji i zdecydowanie bliżej było im do strefy spadkowej aniżeli do ekip aspirujących do reprezentowania Italii w rozgrywkach europejskich. W rok od tamtego momentu zmieniło się wiele. Teraz Fiorentina realnie liczy się w walce o puchary. I choć rywalizacja o Europę będzie bardzo zacięta, to ani Lazio, ani Roma, ani Atalanta nie są poza zasięgiem „Violi”.
Nie możemy rzecz jasna zapominać o tym, że to premierowy sezon Fiorentiny z Vincenzo Italiano za sterami. Mimo tego faktu, zespół ze stolicy Toskanii zdołał już wypracować charakterystyczny dla siebie styl, polegający na ofensywnej, przyjemnej dla oka grze, wykorzystującej dynamicznych skrzydłowych. Italiano odważną i ofensywną koncepcję futbolu w miarę możliwości uskuteczniał już w Spezii. Nie jest to menedżer, dla którego piłka nożna to suchy rezultat, estetyka też ma dla niego ogromne znaczenie. I to bardzo dobrze wróży, bo, co najważniejsze, urodzony w niemieckim Karlsruhe trener nie po to podjął się misji na Artemio Franchi, żeby w razie niepowodzenia z marszu stracić robotę.
Rocco Commisso od początku swojego właścicielskiego urzędowania w stolicy Toskanii otwarcie mówił o swoich ambitnych planach względem Fiorentiny. Podkreślał, że takie miasto jak Florencja zasługuje na mocną drużynę i nowy stadion. Właśnie dlatego powierzył „Violę” w ręce Italiano i właśnie dlatego prężnie działa w sprawie modernizacji leciwego Artemio Franchi. Amerykański biznesmen włoskiego pochodzenia doskonale rozumie, że budowa poważnego projektu sportowego wymaga czasu i cierpliwości.
W związku z tym docenia również pomniejsze triumfy, jak chociażby ten wczorajszy z Bologną, po którym osobiście zatelefonował do 44-letniego szkoleniowca, by złożyć mu gratulacje. Zwróćmy na to uwagę - po wymęczonej, wydartej wygranej 1:0 z ekipą ze środka stawki. Pochwałę otrzymał także zdobywca zwycięskiej bramki - Lucas Torreira. Commisso czuje futbol, wie, że zaangażowanie oraz niezłomny charakter są niezbędne do odniesienia sukcesu i okazuje swoje całkowite wsparcie ludziom bezpośrednio odpowiedzialnym za boiskowe poczynania jego klubu. Taki właściciel to skarb.
Jeśli Fiorentina nadal będzie tak mądrze i rozsądnie zarządzana, to czeka ją świetlana przyszłość. Finał europejskich pucharów być może nie będzie już tylko mglistym wspomnieniem, a stanie się jej udziałem. Czy właśnie w kampanii 2021/22 jesteśmy świadkami odrodzenia i jednocześnie narodzin wielkiej „Violi”? Cytując klasyka - nie wiem, choć się domyślam.