Gianluigi Buffon obwieścił rozstanie z Juventusem. Już po raz drugi. Jego przyszłość pozostaje niewiadomą, przynajmniej na razie. Nie obyło się bez krytyki i zarzutów pod jego adresem. Bo przecież lepiej schodzić ze sceny będąc niepokonanym aniżeli zdetronizowanym po 9 latach panowania. Najwidoczniej Buffon ma inny ogląd na tę sytuację.
To już koniec. Chociaż, znając Gigiego, może jeszcze być różnie. A nuż postanowi po raz kolejny stanąć w bramce Juve? Oczywiście żartuję. Wątpliwe, by klub znów na to przystał, szczególnie z racji na jego wiek, ale też po prostu dlatego, że wszystko ma swój kres. Nie można trzy razy zamrażać i odgrzewać tego samego kotleta.
Buffon jest ikoną „Bianconerich”. Najprawdopodobniej największym bramkarzem w ich prawie już 124-letniej historii. Nie można tego odmówić komuś, kto w biało-czarnych barwach rozegrał aż 684 mecze i 10-krotnie triumfował w nich w rozgrywkach ligowych. Jedyne czego Włochowi brakuje to oczywiście Liga Mistrzów, która stała się dla niego jakąś niewytłumaczalną klątwą.
43 lata to piękny wiek. Próżno szukać aktywnych piłkarzy z tyloma wiosnami na karku. W pięciu najsilniejszych ligach Europy jest tylko jeden osobnik, który liczy sobie tyle samo lat. Jest nim starszy od Buffona o 5 miesięcy brazylijski stoper Montpellier, Hilton. Za nimi znajdują się 40-letni Nino z Elche oraz 39-letni Joaquín Sánchez i Zlatan Ibrahimović. Portiere z Carrary jest piłkarskim dinozaurem, ale nie chce jeszcze kończyć i wciąż udowadnia, że starszy człowiek też może.
We wczorajszym spotkaniu z Sassuolo obronił rzut karny wykonywany przez Domenico Berardiego i stał się tym samym najstarszym bramkarzem w historii Serie A, który sparował uderzenie z jedenastu metrów. Buffon ma swoje argumenty, nie jest ukontentowany rolą rezerwowego i ma zależeć mu na regularnej grze w podstawowym składzie. I ten fakt tym bardziej rzuca negatywny cień na jego odejście z Allianz Stadium.
Kibice w mediach społecznościowych wypominają mistrzowi świata z 2006 roku słowa wypowiedziane po rewanżowym ćwierćfinałowym starciu Ligi Mistrzów z Realem Madryt na Santiago Bernabéu w sezonie 2017/18. Roztrzęsiony Buffon zarzucił wówczas sędziemu Michaelowi Oliverowi, że ma śmietnik zamiast serca. Teraz ci bardziej złośliwi i uszczypliwi fani wykorzystują te słowa, mówiąc, że przecież trzeba mieć śmietnik zamiast serca, by zostawiać swój ukochany zespół w kryzysie i chaosie, po raz pierwszy od dziesięciu lat bez scudetto, a może nawet i bez Champions.
Buffon niepotrzebnie przeciągnął swoją karierę. Mógł zakończyć w glorii chwały w 2018 roku. Po pięknym pożegnaniu w meczu z Hellasem, rundzie honorowej dookoła trybun i hektolitrach wylanych tamtego dnia łez, powinien definitywnie schować rękawice do szuflady. Ludzie mogący go wówczas dotknąć z trybun zachowywali się zupełnie tak, jakby Jezus zstąpił na plac turyńskiego stadionu i w boskim geście podawał im dłonie. To najlepiej świadczyło statusie Gigiego w Juventusie. Tymczasem on zdecydował się na przeprowadzkę do Paryża, a po roku na powrót na stare śmieci. Ale tym razem nic nie było już takie samo, jak dawniej.
176-krotny reprezentant „Squadra Azzurra” nie wykluczył zakończenia swojej futbolowej przygody, ale przyznał też, że rozważy wszystkie możliwe opcje. A tych pewnie będzie sporo, bo od wtorku media nie ustają w kolportowaniu informacji o kolejnych klubach zainteresowanych jego usługami. Wśród nich miałaby rzekomo znajdować się nawet sama Barcelona, która szuka zmiennika dla Marca-André ter Stegena, ale Fabrizio Romano zaprzeczył tym rewelacjom. Prócz tego chociażby Monaco, Galatasaray, Olympiakos, Eintracht Frankfurt czy nawet Flamengo (ten kierunek GB raczej wykluczył w rozmowie z brazylijskim oddziałem TNT Sport). Na włoskim podwórku Genoa, Atalanta i macierzysty klub Toskańczyka, Parma. Dla miłośników calcio chyba najbardziej szokującym ruchem byłoby przejście Buffona do Milanu, o którym też dyskutowano w ostatnich dniach. A co byłoby dla niego najlepsze?
Jeśli doświadczony golkiper nadal chce napawać się zapachem murawy, to niech wróci na Ennio Tardini, czyli tam, gdzie wszystko się zaczęło. Byłoby to przepiękne zwieńczenie jego kariery. Parma dopiero co spadła do Serie B, notuje fatalny sezon na najwyższym ligowym szczeblu i potrzebuje impulsu. Powrót znakomitego wychowanka niewątpliwie takowym by był. Teraz snuję domysły, ale cóż to byłaby za cudowna historia, gdyby „Crociati” z Buffonem między słupkami już po roku awansowali do elity. Wtedy Gianluigi mógłby spokojnie, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, udać się na zasłużoną emeryturę. A parmeńczycy byliby mu za to wdzięczni do końca świata i jeden dzień dłużej.
Związek Gigiego i „Starej Damy” jest w ostatnim akcie, wręcz wkracza już w epilog. Kończy się pewien cykl, co przyznał sam zainteresowany. Buffon odchodzi po raz drugi i jest to na pewno dużo mniej przyjemne rozstanie niż trzy lata temu. To, jak napisała „La Gazzetta dello Sport”, gorzkie pożegnanie, ale czas zaleczy rany. Pisałem na początku, że może znowu mu coś strzeli do głowy i będzie chciał wrócić do Turynu. I wróci. Jestem o tym przekonany. Tylko już nie w roli zawodnika.
Za sześć dni Buffon będzie miał szansę na podniesienie ostatniego trofeum w koszulce Juve, Pucharu Włoch. Zwycięstwo osłodzi obu stronom gorycz najsłabszego sezonu od lat i trudnego pożegnania. Będzie się mógł jeszcze na koniec wykazać. Bo przecież wiemy, że prawdziwych mężczyzn poznajemy po tym, jak kończą.