To właśnie on uratował Milan w starciu z Hellasem. Ale to chyba nikogo specjalnie nie dziwi. Tego niedzielnego wieczoru miało jednak również miejsce zdarzenie, które w ostatnich tygodniach staje się swego rodzaju tradycją. Zlatan znów nie wykorzystał rzutu karnego. Mając na uwadze fakt, że nie był to już pierwszy taki przypadek w tym sezonie, można zacząć się martwić.
6 maja 2012 roku. Wielkie Derby della Madonnina. W 44. minucie Zlatan Ibrahimović staje twarzą w twarz z Júlio Césarem. Brazylijczyk zachowuje się tak, jakby jedenastkę miał za chwilę egzekwować jego pierworodny na podwórku przed domem. W żadnym wypadku nie jeden z najlepszych napastników na świecie. Podchodzi do Szweda, coś mówi, a wracając na swoje miejsce wypina język i szyderczo się uśmiecha, chcąc w ten sposób zdeprymować swojego rywala. Bezskutecznie.
Zlatan, ku uciesze fanów odzianych w czerwono-czarne szaty, mocnym uderzeniem po ziemi w lewy róg bramki posyła piłkę do siatki. Nie zapomina oczywiście o tym, by spojrzeć w stronę golkipera Interu i odgryźć się mu za uprzednie zaczepki. Kolejna wojenka psychologiczna wygrana. Akurat tamto spotkanie Milan przegrał 2:4, ale to nie sam rezultat jest tutaj kluczowy. Wówczas "Ibra" udowodnił po raz enty, że uwielbia być w centrum uwagi. Kocha być na świeczniku i mieć tę słodką świadomość, że wszystko zależy wyłącznie od niego. Z tego słynął przez długie lata. No właśnie - słynął. Bo aktualnie do tej idealnie naoliwionej machiny skutecznie wdarło się kilka ziarenek piasku, które, przynajmniej póki co, za nic w świecie nie chcą się z niej wydostać.
Żeby było jasne - nie mam zamiaru tutaj krytykować Ibrahimovicia. Chcę po prostu zasygnalizować pewien intrygujący precedens. Cagliari, Inter, Sparta, Hellas. Włączając w nasze zestawienie końcówkę poprzedniego sezonu 39-latek od 1 sierpnia bieżącego roku mylił się już cztery razy. Jak wiadomo, przeciwko "Nerazzurrim" koniec końców zdobył bramkę po dobitce, co nie zmienia jednak faktu, że przy strzale z jedenastu metrów górą okazał się Samir Handanovič. No dobra, próbując Szweda niejako tłumaczyć, pal licho te karne obronione przez bramkarzy. Ale w potyczkach ze Spartą i Hellasem "Ibracadabra" posyłał futbolówkę w trybuny. Już dwa razy z rzędu. Nie brzmi to zbyt dobrze. Coś, co zawsze stanowiło ogromny atut rosłego snajpera, nagle stało się jego klątwą. Przy niedzielnej próbie zachowanie wspomnianego wyżej Césara postanowił powielić Marco Silvestri, podchodząc do Zlatana ze słowami: "Ostatniego karnego zepsułeś, nie?". Cóż, tym razem przyniosło to oczekiwany skutek.
Gdy bitewny kurz na murawie San Siro opadł, Ibrahimović nie krył rozczarowania swoją postawą. Nawet mimo zdobycia wyrównującego gola w 93. minucie. Nie, nie, nie. Jeden gol i remis to dla niego zdecydowanie za mało. Jego głód futbolu jest doprawdy niewiarygodny. W końcu to piłkarz, który w swojej karierze widział i przeżył już praktycznie wszystko. Tak, wiem, złośliwcy w tym momencie wspomną, że przecież nigdy nie triumfował w Lidze Mistrzów ani nie odniósł żadnego sukcesu z reprezentacją. Ale nie on jeden, a to, że tego nie doświadczył wcale nie umniejsza jego niebagatelnym dokonaniom.
"Mam wkurzoną minę, remis to nie jest dobry wynik" - przyznał "Ibra". Natomiast kontynuacją swojej pomeczowej wypowiedzi potwierdził swoją wielką klasę i to, że... nigdy, bez względu na okoliczności, nie opuszcza go poczucie humoru: "Zmarnowałem już trzy karne, następny zostawię Kessiému. Brakuje mi Curva Sud i dlatego posłałem im piłkę". Jak widać - aktualny lider klasyfikacji strzelców Serie A wcale nie jest takim zadufanym w sobie bucem, niepotrafiącym przyznać się do pomyłki. Wielu kibiców i obserwatorów niezmiennie ma w swojej głowie taki, a nie inny obraz Ibrahimovicia. Więc może najwyższy czas to zmienić? Najlepiej zrobić to właśnie po takim meczu. Meczu, który pokazał, że upadają nawet ci najwięksi.
Mimo wszystko, 116-krotny reprezentant "Trzech Koron" jest fenomenem. Dlaczego? By znaleźć klarowną odpowiedź na to pytanie wystarczy zajrzeć do mediów. Wspomina się o tych nieszczęsnych pudłach z wapna, ale lwia część informacji po niedzielnym pojedynku dotyczących jego osoby, to zachwyty nad jego osiągami. Statuetka dla najlepszego gracza października, 8 goli w 5 ligowych grach, pierwszy zawodnik w historii Milanu, który strzelał w 7 kolejnych spotkaniach w Serie A, drugi najlepszy wynik strzelecki po siedmiu seriach gier w historii klubu (pierwszy należy do Gunnara Nordahla) i tak dalej, i tak dalej. Ale, no co w końcu z tymi karnymi?
Diagnoza: stan przejściowy. Zlatan jeszcze nie raz bez skrupułów odpali torpedę z rzutu karnego, udowadniając, że nigdy nie wolno go skreślać, nawet mimo 39 lat na karku. Niezrozumiałą wręcz długowieczność i niekwestionowaną jakość "Ibry" znakomicie oddają słowa Erlinga Haalanda: "To szaleństwo. Ma 39 lat i jest tak dobry. Ten człowiek nie jest normalny". Karne strzelać umie i na pewno już niebawem sobie o tym przypomni i nie omieszka przypomnieć nam wszystkim. Cierpliwości.