Deklaracje, obietnice i nadzieje. Łatwo jest powiedzieć, że kocha się dany klub, marzy się o triumfowaniu w jego barwach i pragnie się w nim zostać na długie lata. To wszystko niesie za sobą jednak olbrzymią odpowiedzialność i falę oczekiwań. I właśnie z tym mierzy się teraz Gianluigi Donnarumma, który niebawem będzie musiał podjąć bodaj najważniejszą decyzję w swojej karierze. W Milanie albo mu zawierzą i znowu obdarzą sympatią, albo ponownie obwieszczą zdrajcą i znienawidzą.
Mając 16 lat łatwo jest się zauroczyć. Pytanie tylko, czy to zauroczenie przerodzi się w prawdziwe uczucie. Donnarumma w bardzo młodym wieku zaczął grać dla jednej z najsłynniejszych i najbardziej rozpoznawalnych piłkarskich marek, nie tylko w Italii, ale i na całym świecie. Wówczas zarzekał się, że Milan to jego przeznaczenie. Kibice to kupili. W końcu był młodym, obiecującym włoskim bramkarzem i w dodatku wychowankiem klubu. Pierwszy kryzys w ich relacji miał miejsce w 2017 roku. Teraz trwa kolejny.
Gigio pragnie przede wszystkim nareszcie posmakować Ligi Mistrzów. To jest jego cel. W związku z tym w następnym sezonie będzie reprezentował tę ekipę, która będzie miała swoje miejsce w tych rozgrywkach. Być może będzie to Milan, a wszystko zakończy się happy-endem i ponownym wpadnięciem obu stron w swoje ramiona. Ale jeśli 22-latek zdecyduje się na odejście do Juventusu... to na pewno w czerwono-czarnej części Mediolanu zyska status persona non grata, eufemistycznie rzecz ujmując.
Nie można wykluczyć też transferu za granicę. Tu zainteresowane jego usługami miały być kluby z Premier League, jak Manchester United i Chelsea, czy chociażby Paris Saint-Germain. Trzeba brać pod rozwagę różne scenariusze. Choć sam zawodnik twierdzi, że chce pozostania na San Siro, dla sympatyków „Rossonerich” może to z boku wyglądać po prostu źle. Znów przy temacie odnowienia umowy są jakieś niesnaski. Najpierw dolary (pamiętne „Dollarumma” przy Kałuży w Krakowie), teraz też dolary, tylko pod przykrywką gry w Europie. Spora część fanów Milanu podchodzi do tego w ten sposób. A jakby tego było mało to ostatnio jeszcze podśmiechujki z Pepe Reiną. Niektórzy z nich nie omieszkali przekazać Włochowi swoich odczuć i postanowili przeprowadzić z nim „rozmowę wychowawczą” w Milanello. Podobno bardzo to przeżył.
Szarą eminencją tego całego rozgardiaszu kontraktowego jest oczywiście Mino Raiola. Twardy negocjator znany ze swojej stanowczości i zamiłowania do zielonych. Mino nie gryzie się w język, co pokazał ostatnio w rozmowie z madryckim „AS-em”. No i lubi się nachapać. Dobry procent od transakcji zawsze musi wlecieć. Według najnowszych doniesień mediolańskiego dziennika „Il Giornale”, w przypadku przejścia Donnarummy na Allianz Stadium na Raiolę czeka prowizja rzędu 20 milionów euro. Brzuchaty futbolowy biznesman ze swojego klienta chce uczynić najlepiej opłacanego golkipera globu, którym póki co jest David de Gea.
Milan stara się znaleźć kompromis i chce iść na pewne ustępstwa, ale włosko-holenderski agent pozostaje nieugięty. 8 milionów euro, podkreślam, netto to za mało. „Stara Dama” ma proponować warunki idealne. Pięcioletni kontrakt, 10 milionów euro na rękę dla Donnarummy, 20 milionów dla obrotnego 53-latka, a i nawet ojcu piłkarza ma rzucić 3 miliony. A niech chłop ma! Kiedy jest forsa, miłość schodzi na dalszy plan. Słynną stała się już historia ostatniej prolongaty, kiedy to ostatecznie Gigione złożył podpis na nowej umowie po wyjściu z gabinetu Raioli, który uprzednio kategorycznie zabronił mu sygnowania czegokolwiek bez niego. Nie posłuchał. Czy posłucha tym razem?
Donnarumma ma wszystko, by stać się legendą Milanu. 247 występów w wieku 22 lat, rolę wicekapitana i umiejętności. Ma szansę pobić wiele rekordów. Może nawet rekord największej liczby spotkań w historii mediolańskich diabłów, należący obecnie do Paolo Maldiniego (902 mecze). „Rossoneri” są w lepszej kondycji sportowej niż jeszcze te cztery czy pięć lat temu, zatem szansa na walkę o trofea również jest. Była przecież nawet w tej kampanii. Ale musiałby zostać. Bo tak naprawdę, jeśli po tak nieprzyjemnych perypetiach Gigi odejdzie, to niezależnie od tego, czy wybierze Juventus, PSG czy United, zostanie uznany za bezdusznego materialistę. Może z tą jedną różnicą, że w przypadku pierwszej z wymienionych drużyn będzie miał okazję częściej i bardziej namacalnie doświadczyć niechęci i złości mediolańskich kibiców. A tego by chyba nie chciał.
Wyznających miłość swoim klubom i całujących ich herby było wielu. Rożnie kończyli. Łatwo powiedzieć: „kocham”. Ale swoje uczucie i przywiązanie do klubowych barw, winno się okazywać nie słowami, a czynami. Jeśli Donnarumma naprawdę kocha Milan - zostanie. Teraz ma szansę tego dowieść. Piłeczka po jego stronie.