Lato 2019 roku miało być dla Realu Madryt najlepszym oknem transferowym od momentu pozyskania Cristiano Ronaldo, Karima Benzemy i Kaki w jednym czasie. Kupno Edena Hazarda, Ferlanda Mendy'ego i Luki Jovicia miało być nawiązaniem do tamtego mercato. Okazało się jednak, że 2/3 tych zakupów było kompletnym niewypałem. Jednym z nich okazał się właśnie Serb, który będzie chciał odbudować swoją doszczętnie zszarganą reputację we Florencji.
Nim zastanowimy się nad sensem transferu Jovicia do Fiorentiny, należy pochylić się nad samym piłkarzem pod kątem taktyczno-liczbowym. Jakim zawodnikiem jest w ogóle Luka Jović? Ktoś patrząc na liczby i ogólny obraz gry może powiedzieć, że jest to klasyczna "dziewiątka", wychowana według starej szkoły, która tylko czeka na piłkę w polu karnym i umie się zastawić. Nie pomyli się, ponieważ po części jest to prawda - Luka Jović poprzez swoją budowę ciała spełnia te warunki, natomiast jednocześnie można tę teorię obalić jednym prostym argumentem. Mianowicie chodzi tu o wzrost, ponieważ Serb mierzy ledwie 182 cm, co w kontekście gry na środku ataku jest dużym mankamentem.
Potwierdzają to choćby statystyki pojedynków główkowych, które mówią nam naprawdę sporo. Licząc wszystkie starcia o górne piłki z rywalami od sezonu 2017/2018 (wcześniej rozgrywał za mało minut, by w ogóle zaliczać takowe) łącznie miał ich 267, z czego wygrał ledwie 96 (36%). Patrząc bardziej drobiazgowo na tę statystykę, wygląda to u Jovicia jeszcze gorzej. Otóż w tym samym okresie tylko raz zdarzyło się, by Serb miał więcej pojedynków główkowych wygranych, niż przegranych. Miało to miejsce w ostatnim sezonie, gdy w 15 rozegranych meczach w barwach Realu Madryt zaliczył 23 starcia o górne piłki, z których wygrał 11.
Znacznie lepiej wygląda sytuacja w przypadku gry nogami. Otóż w analogicznym okresie do przedstawianego w przypadku gry głową Jović obiema nogami zdobył 25 goli, z czego różnica między prawą, a lewą wynosi dokładnie jeden. To tylko pokazuje, że jeśli chodzi o grę nogami, to nie jest dla niego ona wielkim problemem. Tylko jest jeden kłopot. Która z nich jest wiodącą? Może odpowiedzmy na to pytanie poprzez kategorię expected goals. Otóż portal understat.com wyliczył za jej pomocą, iż Jović powinien lewą nogą strzelić od momentu transferu do Eintrachtu Frankfurt o 0,18 gola mniej, niż rzeczywiście ich miał (12 goli), natomiast prawą o 2,26 więcej (zdobył 13).
Ta zmienna wskazuje nam, że Serb teoretycznie lepiej radzi sobie za pomocą lewej nogi, natomiast gdy spojrzymy procentowo na te liczby, to możemy dojść do jeszcze ciekawszego wniosku. Otóż, gdy podzielimy liczbę goli oddanych prawą i lewą nogą przez oddane nimi strzały zauważymy, że wartości procentowe są w zasadzie identyczne. Mianowicie: lewa noga - 12/66 (0,18%), a prawa - 13/72 (0,18%). Oczywiście dalsze liczby po przecinku wskazują, że nieco lepiej wygląda w tym zestawieniu lewa noga, natomiast gdy te liczby zaokrąglimy, to pokazują nam one, że Jović jest w zasadzie obunożny.
Powyższa grafika pokazuje nam z kolei, jak najczęściej padały gole po strzałach Serba. Otóż bardzo często Jović był ustawiany przez trenera Adiego Huttera jako półlewy napastnik obok Sebastiana Hallera i gole ukazane na tym radarze utwierdzają nas w przekonaniu, że Serb lubi atakować właśnie od lewej strony i że trener Italiano powinien zaczerpnąć opinii u byłego trenera Eintrachtu.
Otóż mam tu na myśli to, że Eintracht grający w systemie 1-4-3-1-2 dobrze realizował współpracę Serba i Iworyjczyka. Z tym może mieć problem trener Fiorentiny, ponieważ on szlifujący system 1-4-3-3 niekoniecznie może być chętny do zmian, co może przekuć się na samego Jovicia, który w rywalizacji z Arthurem Cabralem może mieć problem patrząc na same walory czysto fizyczne oraz na zgranie byłego napastnika FC Basel z zespołem.
Omówiliśmy sposób gry Jovicia, dlatego warto teraz przejść do charakteru Serba i do tego, co musi zrobić trener Fiorentiny, by dobrze wkomponować go do zespołu. Po pierwsze i chyba najważniejsze, Vincenzo Italiano musi namówić Jovicia do większego zaangażowania na boisku i treningach. Paweł Ożóg w swoim tekście na portalu Weszło wspominał, że "często wyglądał jak człowiek z innego świata". Tomasz Ćwiąkała na swoim kanale YouTube określił go z kolei jako człowieka mającego "nieserbski charakter". Pokazuje to jego apatyczność w grze, brak chęci do gry i podejście na zasadzie "co ja robię tu".
Trener Italiano oprócz zasiania w nim woli walki oraz wsiania w niego serbskiego charakteru będzie musiał jeszcze dokonać tego, co było nierealne w Realu Madryt (nomen omen nierealne). Chodzi mi tu o zdjęcie presji z tego piłkarza, której w Madrycie nie można było uniknąć, szczególnie gdy przychodzi się do zespołu z Estadio Santiago Bernabeu za takie pieniądze (63 mln euro). Nie będzie to łatwe z racji ambicji klubu z Florencji, czyli prób walki nawet o Ligę Mistrzów, natomiast już w jednej z pierwszych wypowiedzi Serba po realizacji transferu można było zauważyć pewien pozytyw.
Jeśli to prawda, to już samo przejście do zupełnie nowego dla niego otoczenia może być zbawienne w skutkach, natomiast taki stan musi we współpracy z trenerem podtrzymywać sam Jović, a to nie będzie możliwe bez ciężkiej pracy na treningach, co też było sporym mankamentem Serba. W zasadzie tylko w Eintrachie było po nim widać, że w tym elemencie ewidentnie mu się chce, natomiast warto tu wspomnieć słowa samego Jovicia, który mówił, że za kadencji trenera Niko Kovaca przebiegł na treningach najwięcej kilometrów w całej swojej dotychczasowej karierze. Patrząc na styl pracy Italiano mam duże nadzieje, że do czegoś podobnego u Jovicia może ponownie dojść.
Na koniec warto pochylić się nad samym sensem transferu Jovicia do Florencji. W obliczu gry w Lidze Konferencji Europy z pewnością dodatkowa "dziewiątka" przyda się trenerowi Italiano. Ważniejsze będzie jednak wkomponowanie Serba do systemu gry Fiorentiny, a dokładniej do takiego dostosowania gry zespołu, by Jović miał więcej przestrzeni do atakowania z głębi boiska. Gdybym miał podpowiedzieć coś byłemu szkoleniowcowi Spezii (na szczęście nigdy to się nie stanie), to na pewno podrzuciłbym mu pomysł podobnego systemu, jak u Huttera w Eintrachcie, a więc 1-4-3-1-2.