Tytuł księcia Neapolu ma, teraz może aspirować tylko do królewskiej korony, bo boska fucha w tym mieście została już dawno przyznana i akurat ten wybór jest wieczny. Na swoich niewielkich barkach Lorenzo Insigne niesie Napoli do Ligi Mistrzów i dostarcza nam wszystkim swoimi popisami cudownej rozrywki. Został wybrany MVP marca w Serie A. Przeżywa jeden z najlepszych momentów w swojej karierze, a przy tym tak świetnie się bawi, że uśmiech prawie nie znika z jego twarzy.
Mały, chudy, ale byk. Ten niemal kultowy tekst pasuje do Insigne. Jego 163 cm wzrostu nigdy nie pozwalały mu górować fizycznie nad rywalami, dlatego też od początku swojej przygody z piłką pierwszoplanową rolę odgrywał u niego spryt. Krótkie prowadzenie futbolówki przy nodze, obserwacja przestrzeni, przyspieszenie w odpowiednim momencie, wyjście na pozycję lub podanie na wolne pole. Dokładnie tak gra Lorenzo Insigne i właśnie tym raduje nasze oczy w ostatnich tygodniach.
"Lolo" zawsze był niezwykle istotnym graczem Napoli, ale w tym sezonie stał się prawdziwym mózgiem i centrum dowodzenia ekipy Gattuso. Niebagatelną rolę w tym procesie odegrał właśnie rzeczony "Rino". Po boiskowych reakcjach widać, że pasja i furiackie spojrzenia obu panów po kolejnych trafieniach tylko ich wzajemnie napędzają. Fabio Cannavaro, który prowadzi obecnie chińskie Guangzhou Evergrande, w rozmowie z portalem "Calcio Napoli 1926" przed dwoma tygodniami zabrał głos w kwestii ich obu. Mówił o tzw. "efekcie pralki", czyli potwornej krytyce bliźniaczej do topienia i braku szacunku, jakie spadają na ludzi calcio. Ale także chwalił. - Kocham Lorenzo, znacznie się poprawił i może być decydujący, ale jest zupełnie innym typem zawodnika od Cristiano Ronaldo - stwierdził mistrz świata z 2006.
W czwartek po raz kolejny w bieżącej kampanii Insigne poprowadził "Partenopeich" do wspaniałego triumfu. Włoska prasa rozpisywała się nad show i hałasem, jakie zrobiło Napoli, wbijając Lazio aż pięć goli. Lorenzo ustrzelił dwa z nich (ten drugi to istne dzieło sztuki), był najlepszym graczem na murawie. W podsumowaniu meczu w piątkowym wydaniu "La Gazzetta dello Sport" w rubryce "Il Migliore" po stronie "Azzurrich" widniało oczywiście jego nazwisko. Został okraszony mianem "pana boiska". Miał 73 kontakty z piłką (nawet Piotr Zieliński zaliczył ich mniej - 44), a lepszy pod tym względem w ekipie gospodarzy był tylko Fabián Ruiz (79). Podawał celnie na poziomie 76,8%.
Kapitalna dyspozycja mikrego generała "Azzurrich" jemu samemu pozwala nawiązywać do mitycznych postaci ekipy ze stolicy Kampanii, a całej drużynie daje nadzieję na znalezienie się w czołowej czwórce na koniec sezonu. Insigne w starciu z rzymianami zdobył swoją 82. i 83. bramkę w barwach Napoli w Serie A, dzięki czemu w zestawieniu najlepszych ligowych strzelców w historii klubu wyprzedził boskiego Diego Armando Maradonę, który takich trafień zanotował 81. Jest już piątym najskuteczniejszym snajperem w klasyfikacji wszech czasów w dziejach neapolitańskiego klubu we wszystkich rozgrywkach i czwartym, jeśli chodzi wyłącznie o pojedynki ligowe.
Patrząc na strzeleckie dokonania Lorenzo w trwającym sezonie, nie sposób nie otworzyć w głowie szufladki z napisem "Stagione 2016/17", w celu przypomnienia sobie jego najlepszego pod tym względem okresu. Urodzony w oddalonym o ok. 20 km od Neapolu Frattamaggiore atakujący strzelił wówczas 20 goli na wszystkich frontach, z czego aż 18 w Serie A. W tym momencie ma już na swoim koncie 17 ligowych bramek, do końca rywalizacji zostaje mu sześć kolejek, zatem wielce prawdopodobne, że pobije swój indywidualny rekord.
Przed Napoli bardzo ważny dzień. Mierzą się dziś z walczącym o zachowanie ligowego bytu Torino, a później będą zapewne bacznie śledzić sytuację na Stadio Olimpico, gdzie Lazio podejmie Milan. "Biancocelesti" znajdują się za neapolitańczykami, na szóstej pozycji, a "Rossoneri" są przed nimi, na trzeciej lokacie, i również muszą do samego końca bić się o miejsce w najbardziej elitarnych klubowych rozgrywkach. Jeśli gwiazda Insigne na finiszu ligowych zmagań będzie błyszczeć równie mocno, co w ostatnich spotkaniach, sny "Azzurrich" o grze w Lidze Mistrzów mają realną szansę, by stać się jawą. Niewiadomą pozostaje jednak to, czy domem 29-latka wciąż będzie wtedy Stadio Diego Armando Maradona.
Patrząc na takie występy Lorenzo jak ten z rzymskimi "Orłami", jego irytujące boiskowe zachowania czy pochopne decyzje odchodzą w niepamięć. 40-krotny reprezentant "Squadra Azzurra" wciąż ma swoich wiernych krytyków, ale nikt nie odbierze mu tego, że znajduje się aktualnie w niesamowitym gazie.
Insigne wzorowo wywiązuje się ze swoich dworskich obowiązków. Ludność Królestwa Neapolu na pewno wznosi modły, by ich Mały Książę wkrótce nie zmienił koloru książęcych szat i kontynuował budowę swojej legendy pod Wezuwiuszem. Ale ostateczna decyzja i tak należy do niego. Trudno powiedzieć, czy będzie kierował się sercem, czy rozumem, ale przecież "dobrze widzi się tylko sercem"... A jego serce jest błękitne.