Jose Mourinho może zdobyć swoje pierwsze trofeum z Romą już w debiutanckim sezonie. „Giallorossi” muszą postawić jeszcze jeden, najważniejszy krok. W finale Ligi Konferencji Europy zmierzą się z Feyenoordem i będą nieznacznym faworytem tego starcia.
Pierwsza część sezonu w wykonaniu Romy nie dawała żadnych nadziei na szczęśliwe zakończenie. Na początku 2022 roku „Giallorossi” powstali z ruin. Seria 12 ligowych meczów z rzędu bez porażki (7 wygranych i 5 remisów) rozpoczęła się po przegranym spotkaniu z Juventusem (3:4), w którym stołeczny zespół wypuścił dwubramkowe prowadzenie. Okoliczności tamtego meczu były trudne do wytłumaczenia. Roma straciła aż trzy gole w siedem minut i był to dla niej początek odbudowy. Wydaje się, że zespół Jose Mourinho „odpalił” o miesiąc za późno, by móc myśleć o walce o miejsce w czołowej czwórce i powrocie do Ligi Mistrzów. Pełną uwagę poświęcono więc Lidze Konferencji Europy.
Żółto-czerwona część Rzymu na trofeum czeka już 14 lat. Napięcie spowodowane zakurzoną gablotą na puchary narasta z każdym rokiem. Zdobycie Ligi Konferencji Europy sprawi, że drużyna z tego sezonu na zawsze zapisze się w historii klubu. Dla Romy byłoby to pierwsze oficjalne europejskie trofeum. W sezonie 1960/61 klub ze stolicy Italii wygrał co prawda Puchar Miast Targowych (4:2 w dwumeczu z Birmingham City), jednak UEFA nie uznaje tego za oficjalne rozgrywki. Do tej pory klub ze Stadio Olimpico dwa razy zagrał w finale oficjalnego europejskiego pucharu i oba te mecze przegrał. W sezonie 1983/84 Roma mogła zostać klubowym mistrzem Europy, jednak w serii rzutów karnych okazała się gorsza od Liverpoolu (1:1 w meczu i 2:4 w karnych) i to „The Reds” podnieśli Puchar Europy. Od ostatniego europejskiego finału, do tego sezonu, minęło aż 31 lat. Roma przegrała Puchar UEFA po dwumeczu z Interem (przegrana 0:2 w pierwszym meczu, w rewanżu wygrana tylko 1:0).
Zdobycie pucharu Ligi Konferencji Europy byłoby osłodą za wiele lat cierpień, nie tylko dla kibiców Romy, ale też całej włoskiej piłki. Ostatnie trofeum jakiegokolwiek klubu z Półwyspu Apenińskiego na międzynarodowej scenie to Liga Mistrzów zdobyta przez Inter w 2010 roku. „Giallorossi” mogą przerwać okres posuchy, trwający już 12 lat. W tym czasie włoskie kluby regularnie odpadały z Ligi Mistrzów czy innych rozgrywek, często z niżej notowanymi rywalami. Trzecie w hierarchii ważności europejskie trofeum nie jest oczywiście szczytem marzeń, ale światełkiem w tunelu.
Jose Mourinho – trener, który nigdy nie jest nasycony
Portugalczyk objął Romę, by zaszczepić w jej zawodnikach mentalność zwycięzców. Mourinho uważa, że finałów się nie gra, tylko się wygrywa. W swojej karierze zdobył więcej trofeów niż „Giallorossi” w całej historii. Marka, którą zbudował sobie przez te lata, sprawiła, że Rzym po jego ogłoszeniu oszalał z radości. Jednocześnie pojawiały się też nieliczne głosy studzące entuzjazm, według których poziom Jose Mourinho zdecydowanie się obniżył i nie jest on już gwarancją sukcesu. Portugalczyk w swojej karierze wygrał niemal wszystko. Nie dziwi więc, że teraz chce stać się pierwszym, historycznym zwycięzcą Ligi Konferencji Europy, a co za tym idzie, pierwszym trenerem, który skompletuje ten europejski hat-trick. Wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego w rewanżowym meczu z Leicester City Mourinho zalał się łzami szczęścia. To był piękny obrazek.
Europejskie finały Jose Mourinho:
Puchar UEFA (2002/03): PORTO 3:2 Celtic
Liga Mistrzów (2003/04): Monaco 0:3 PORTO
Liga Mistrzów (2009/10): Bayern 0:2 INTER
Liga Europy (2016/17): Ajax 0:2 MANCHESTER UNITED (gol Henrikha Mkhitaryana)
Polak podniesie puchar?
Ważną rolę w drodze Romy do finału odegrał nasz rodak, Nicola Zalewski. 20-latek od połowy lutego jest podstawowym piłkarzem „Giallorossich”, a niedawno kibice wybrali go najlepszym zawodnikiem kwietnia w klubie. Polak w tej edycji Ligi Konferencji Europy zaliczył dwie ważne asysty: w rewanżowym meczu z Bodo/Glimt (4:0) oraz w pierwszym meczu z Leicester City (1:1). Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Zalewski zagra finale od początku spotkania.
„Derby” Ricka Karsdorpa
Finałowy mecz z Feyenoordem będzie sentymentalny dla Ricka Karsdorpa. Holender jest wychowankiem klubu z De Kuip i mocno utożsamia się z klubem. Zdobył z nim mistrzostwo i puchar Holandii. Roma ściągnęła Karsdorpa w 2017 roku. Prawy obrońca dosyć szybko zerwał jednak więzadła krzyżowe w kolanie przez co stracił pierwszy sezon, w drugim męczyły go drobne urazy i nie potrafił dojść do formy. Pomocną rękę do swojego wychowanka, który już wtedy był niemalże skreślony w Romie, wyciągnął Feyenoord, w którym Rick się odbudował. W Rzymie potencjał wydobył z niego dopiero Paulo Fonseca i od tamtego czasu Karsdorp jest podstawowym piłkarzem klubu ze stolicy Italii. Obecnie jest liderem klasyfikacji asyst w LKE – 4.
Wyścig o koronę króla strzelców LKE
W finale będziemy oglądali również bezpośredni pojedynek o koronę króla strzelców rozgrywek. Na tę chwilę liderem jest piłkarz Feyenoordu, Cyriel Dessers, autor 10 goli. Tammy Abraham traci do niego zaledwie jedną bramkę.
Dessers był kluczowy przede wszystkim w fazie pucharowej– zdobył dublet na wyjeździe w ćwierćfinałowym meczu ze Slavią Praga (6:4 w dwumeczu), a dwa tygodnie później ta sama sztuka udała mu się w półfinale na Stade Velodrome, gdzie jego zespół pokonał Olympique Marsylia 3:2 (w rewanżu było 0:0). Z kolei Tammy Abraham strzelił dwa gole na wagę awansu: w 1/8 finału z Vitesse (2:1 w dwumeczu) oraz w półfinale z Leicester City (2:1 w dwumeczu).
Mecz w ojczyźnie Kumbulli
Finałowy mecz odbędzie się na Arenie Kombetare w stolicy Albanii, Tiranie. Swoje mecze rozgrywa tam właśnie reprezentacja Albanii, której barw broni piłkarz Romy, Marash Kumbulla.
Bezpośrednie mecze:
Roma i Feyenoord mierzyły się ze sobą tylko dwa razy, w sezonie 2014/15. Wówczas w 1/16 finału Ligi Europy lepsza okazała się Roma. Mecz na Stadio Olimpico zakończył się remisem 1:1 (gol Gervinho), a rewanż na De Kuip wygraną "Giallorossich" 2:1 (gole Adema Ljajicia i Gervinho). Trzy asysty w tym dwumeczu zanotował Vasilis Torosidis. W tamtej kadrze Romy grali oczywiście Francesco Totti i Daniele De Rossi, a oprócz nich było jeszcze kilka innych ciekawych nazwisk: Radja Nainggolan, Miralem Pjanić, Kostas Manolas, Leandro Paredes czy Łukasz Skorupski. W Feyenoordzie występował natomiast obecny piłkarz Romy, Rick Karsdorp.
Co wiemy o Feyenoordzie?
O kilka słów poprosiłem redaktora feyenoord24.net.
Feyenoord jest tak naprawdę na początku drogi, bo to debiutancki sezon Arne Slota w Rotterdamie. Czas ten charakteryzuje mnóstwo zmian, od kadrowych po styl gry. Po tak potężnych zmianach (pierwszy zespół, akademia, zarząd), możemy mówić o bardzo udanym sezonie. Podium w Eredivisie i finał Ligi Konferencji Europy można uznać za spory sukces. W tym sezonie Feyenoord może osiągnąć drugi najlepszy wynik na przestrzeni dwudziestu lat.
– Jeśli pomyślimy o problemach, to przede wszystkim kontuzje. Dotychczas za wiele ich nie było, ale jak na złość, pojawiły się w kluczowym momencie. Najpierw wypadł Justin Bijlow, czyli najlepszy bramkarz w Holandii. Zastąpił go Ofir Marciano, który niestety zdążył już zawalić kilka meczów. Potem wypadł z gry Guus Till, czyli rozgrywający, który dopisze na konto najlepszy sezon w karierze i sam Jens Toornstra, legendarny już pomocnik. Kapitan, który ma ponad 300 meczów w czerwono-białej koszulce. Ale na szczęście on już akurat wrócił i od razu z PSV zaznaczył swoją obecność. Problemem są też często wpuszczane bramki. Rywale nie potrzebują zbyt wielu okazji, często oddają jeden-dwa celne strzały i to wystarczy do strzelenia gola. Są to gole wręcz śmieszne, czasami nie dowierzamy, co się dzieje.
– Słabym punktem jest bramkarz, chociaż teraz jego noty nieco wzrosły. Ofir Marciano dotychczas był tylko rezerwowym, ale gdy wszedł za kontuzjowanego Bijlowa, szybko okazało się, że z tym bramkarzem nie będzie łatwo. Izraelczyk zawalił chociażby ważny mecz z Ajaksem.
– Pozytywy? Arne Slot wprowadził ofensywny styl gry, który szybko stał się widoczny. Gra pressingiem, w której odnalazł się między innymi Orkun Kokcu, jeden z liderów. Reprezentant Turcji u innych trenerów nie mógł się za bardzo wykazać, a u Slota przechodzi istną transformację i w końcu gra na miarę wysokich oczekiwań. Do tego grona możemy też dopisać chociażby Tyrella Malacię, czyli lewego obrońcę czy innego z młodych defensorów, Lutsharela Geertruidę. Widać, że zespół jest w końcu monolitem. Jest drużyną, bo tego nie było chociażby pod wodzą Dicka Advocaata, co było widać nawet w dokumencie o Feyenoordzie na Disney+. Swoje zrobiło też odejście Stevena Berghuisa do stolicy Holandii. Gdy on był, wszystko było grane pod niego. Teraz rozłożyło się to na cały zespół i nikt już nie pamięta o tym panu. Więc koniec końców, wyszło to drużynie na dobre. Znakomitą atmosferę widać po golach na materiałach wideo, gdy cały zespół wraz z ławką mocno się cieszą. Różnica jest przeogromna.
– Dobrą wiadomością dla kibiców Feyenoordu jest fakt, że zarówno Bijlow, jak i Malacia, wzięli udział w kilkudniowym zgrupowaniu w Portugalii i prawdopodobnie obaj będą mogli zagrać w wielkim finale.
– Jeśli chodzi o jednostki warto zwrócić uwagę na Luisa Sinisterrę. To bramkostrzelny Kolumbijczyk, bez którego trudno wyobrazić sobie ten zespół. Niekwestionowana gwiazda i zawodnik, który swoim dryblingiem potrafi zrobić różnicę. To samo dotyczy Cyriela Dessersa. Belg już jest nazywany jest „Mister Conference League”. W obronie wyróżnia się ofensywnie grający Malacia, no i oczywiście skała w postaci duetu Marcos Senesi-Gernot Trauner, chociaż właśnie ta skała czasami z niewiadomych powodów pęka.