SIAMO CAMPIONI D'EUROPA!

Felieton lip 12, 2021

Jeśli po emocjach wczorajszego wieczoru, a dla wielu pewnie nawet i całej nocy, ktoś nie dowierza w to, że Włosi po raz drugi w swojej historii zostali piłkarskimi mistrzami Europy i potrzebuje potwierdzenia takiego stanu rzeczy, to najlepiej posłużą za takowe słowa Leonardo Bonucciego z jednego z pomeczowych wywiadów: „Tak, do k***y nędzy!”. Wątpliwości rozwiane? Ja myślę. Bo dziś każdy kibic „Squadra Azzurra” może przepełniony dumą od stóp do głów odśpiewać magiczne „Il Canto degli Italiani”, a na koniec z charakterystyczną dla włoskiego narodu pasją krzyknąć: „SIAMO CAMPIONI D'EUROPA!”. Tak, proszę Państwa, oni to zrobili.

Zawsze na wielkim turnieju dobrze jest mieć, poza reprezentacją swojego własnego kraju (o ile ona na nim w ogóle gra), drugą drużynę, którą wspiera się w jego trakcie całym sercem. Szczególnie jeśli tą pierwszą jest - tak jak w naszym przypadku - Polska, która przyzwyczaiła już, że nas zawodzi, a blask jej dawnej chwały wielu z nas zna tylko z powtórek telewizyjnych, skrótów i kart encyklopedii piłkarskich. Dlatego właśnie tak się cieszę, że mieliśmy Italię. Italię, w którą wierzyliśmy od samego początku, jeszcze przed pierwszym spotkaniem, po którym cała Europa zobaczyła, na co ją stać i uwierzyła, że naprawdę może ona być faworytem EURO 2020. Na koniec dostaliśmy nagrodę najwspanialszą z możliwych. Wniosek? Było warto.

Fot. UEFA EURO 2020

„Forza Italia do Londynu” - tę parafrazę słynnego powiedzenia wielkiej legendy polskiego dziennikarstwa sportowego, Pana Dariusza Szpakowskiego, któremu z tego miejsca kłaniam się w pas, z półfinałowego starcia MŚ 2006 Niemcy - Włochy, propagowaliśmy na „Calcio Merito” już w maju. Sprawdziło nam się. „Azzurri” zabrali nas w piękną i niezapomnianą przygodę. Od meczu otwarcia, gdzie rywalem była Turcja, jedno z największych rozczarowań całego europejskiego czempionatu, przez austriackie cierpienie w 1/8 finału, aż po niebywałe nerwy w dwóch seriach rzutów karnych z rzędu, mających zdecydować, najpierw o wejściu do finału, a potem o końcowym triumfie. Całe mistrzostwa były cudowne, ale operacja „włoska robota” okazała się najskuteczniejsza i najpiękniejsza.

Umiejętności, wiara we własne siły i niespożyta pasja pozwoliły Włochom sięgnąć gwiazd. Ale, by tego dokonać, trzeba było trzy lata temu odbić się od dna, na którym znaleźli się po klęsce barażowego dwumeczu ze Szwecją i w konsekwencji braku awansu na mundial w Rosji, o czym wspomniał MVP finałowej batalii, Leonardo Bonucci. Obrońca Juventusu, który został najstarszym strzelcem gola w historii potyczek finałowych na EURO (dokładnie 34 lata i 71 dni) powiedział także, że mężczyźni wiedzą, jak wrócić na szczyt. On i jego koledzy pokazali na przestrzeni tego miesiąca, że są mężczyznami. Prawdziwymi mężczyznami. Z krwi i kości.

Kiedyś Buffon, Cannavaro, Grosso, Pirlo i Del Piero, dziś Donnarumma, Chiellini, Bonucci, Jorginho i Chiesa. Włosi, tak jak pamiętna squadra Lippiego z 2006 roku, mieli swoje najjaśniejsze punkty. Duet stoperów mogących pochwalić się łącznie 70 wiosnami na karku rozgrywał turniej życia. Gigio, najlepszy zawodnik całego EURO według UEFA, swoimi fenomenalnymi paradami pokazał, dlaczego zasługuje na miejsce wśród najlepszych golkiperów globu. Jeśli dobrze wykorzystasz potencjał takich piłkarzy i będziesz nimi odpowiednio zarządzał, jesteś wręcz skazany na sukces.

Ale na pierwszym miejscu i tak zawsze powinna znajdować się drużyna, nie indywidualności. Na pomeczowej konferencji prasowej Roberto Mancini mówił, że ten tytuł to zasługa całego zespołu. Zespołu, który czuł ducha grupy, był jednością, wzajemnie się wspierał i zespołu, w którym każdy za każdego był gotów skoczyć w ogień. Wygrali wszyscy. Sam Mancini nie był w stanie ukryć łez po końcowym rozstrzygnięciu i utonął w ramionach swojego wieloletniego przyjaciela i bliskiego współpracownika, Gianluki Vialliego. Pozostali członkowie jego sztabu - Gabriele Oriali, Alberico Evani, Attilio Lombardo czy jeszcze niedawno kopiący piłkę Daniele De Rossi - również dołożyli swoje cegiełki. To zwycięstwo całej Italii.

Fot. UEFA EURO 2020

Chiellini i spółka pozostają niepokonani od 34 gier i od wyrównania rekordu wszech czasów, ustanowionego przez Hiszpanię i Brazylię, dzieli ją zaledwie jedno spotkanie (następnym rywalem Włochów będzie Bułgaria, w ramach eliminacji do mistrzostw świata). Niezależnie od tego, czy „Azzurrim” uda się to osiągnięcie wyrównać czy też pobić, ta ekipa już zapisała się w historii calcio najczystszym złotem. Stała się żywą legendą.

Jestem dozgonnie wdzięczny Włochom za tak wyborne mistrzostwa w ich wykonaniu. Za możliwość śledzenia ich poczynań, zachwycania się ich stylem gry i za poczucie takiej więzi z tą kadrą. Chcę tym tekstem wyrazić ogromne „GRAZIE”. Przepełnia mnie radość ze zwycięstwa, ale jednocześnie smutek, że jedne z najpiękniejszych, o ile nie najpiękniejsze, zmagania reprezentacyjne na Starym Kontynencie dobiegły końca. Ale wszystko, co dobre, szybko się kończy. Napawajmy się zatem triumfem lwów Italii. To nasze pięć minut. Nas, na zabój zadurzonych w calcio.

Jedno wiem na pewno - Włochy jako kraj, Włochów jako nację oraz włoską reprezentację w piłce nożnej, dzięki EURO 2020, pokochałem jeszcze bardziej. Zresztą myślę, że nie tylko ja. Grazie, „Squadra Azzurra”! Grazie, Campionato Europeo! No i tak na koniec, jeszcze raz, bo nie mogę się powstrzymać...

SIAMO CAMPIONI D'EUROPA!

Fot. Nazionale Italiana

Jakub Glibowski

Widzę świat w bieli⚪️ oraz czerwieni i czerni🔴⚫️. Calcio. La Liga. Zlatan Ibrahimović. Sergio Ramos. Wyznaję kult "Joga Bonito". Dobry film, dobra książka. Felieton, komentarz, dyskusja.

Great! You've successfully subscribed.
Great! Next, complete checkout for full access.
Welcome back! You've successfully signed in.
Success! Your account is fully activated, you now have access to all content.