Do Turynu trafił, mając 29 lat. Był bramkarską gwiazdą, o którą biły się największe kluby świata. Mógł wybrać dosłownie dowolny klub świata, a i tak przyjęli by go z otwartymi ramionami. Postawił jednak na Juventus. Gdy Edwin van der Sar w 1999 roku zdecydował się w końcu opuścić Ajax, Serie A była na absolutnym topie. Była to liga docelowa dla każdego zawodnika globu. Możliwość rywalizowania w tak nafaszerowanej gwiazdami elicie kusiła znacznie bardziej, niż perspektywa gry w Anglii czy Hiszpanii. Holender został zatem pierwszym golkiperem spoza Włoch, który stanął między słupkami bramki Juventusu. Włoska przygoda zapowiadała się wspaniale. Świetny bramkarz w wielkim klubie. Co mogło pójść nie tak?
Po dwóch sezonach pobytu w stolicy Piemontu wylądował… w Anglii. I to nie ze względu na wybitne występy. Van Der Sar nie trafił na Highbury czy Old Trafford, na które zresztą wcześniej kręcił nosem. Trafił na Craven Cottage i przywdział bramkarską bluzę Fulham…
Van Der Sar miał już 31 lat, gdy trafił do Anglii. Mogłoby się wydawać, że do końca kariery Holendra bliżej niż dalej. Wielki futbol ucieka mu między palcami. Jeszcze dwa sezony temu Edwin był jednym z najbardziej rozchwytywanych zawodników w na świecie. Teraz trafił do beniaminka Premier League zamiast kolejnej słynnej drużyny z europejskiego topu. Każdy uważał, że czeka go jeszcze kilka lat grania na solidnym poziomie, a potem powrót do ojczyzny albo po prostu odwieszenie rękawic na kołku. I tyle. To byłoby zdecydowanie jedno z większych rozczarowań, jeżeli chodzi o złote pokolenie zawodników Ajaksu z lat dziewięćdziesiątych. Oczywiście w pięknym białym stadzie, zawsze trafi się czarna owca. Może to właśnie Edwin Van Der Sar miał nią być? To wszystko brzmi paradoksalnie. Spójrzmy, jednak na fakty, które na początku XXI wieku były brutalne. W 2001 roku Seedorf grał w Interze, Davids w Juventusie, Overmars w Barcelonie, Bergkamp w Arsenalu… Van der Sar ze swoim Fulham naprawdę przestał pasować do takiego elitarnego towarzystwa.
- Początek kariery w rodzinnym kraju pełnym wiatraków i kolorowych tulipanów
Edwin van der Sar nie jest i nigdy nie był wychowankiem Ajaksu Amsterdam. Oczywiście już zawsze będzie związany z klubem grającym teraz na Johan Cruyff Arena. Do najsłynniejszego holenderskiego klubu trafił jednak już jako dwudziestolatek. Nie można zapomnieć, że swoje pierwsze bramkarskie kroki stawiał w takich klubach, jak VV Foreholte i VV Noordwijk. Co ciekawe, Holender nie zaczynał kariery od stania między słupkami. Ze względu na swój potężny wzrost na początku był napastnikiem.
Gdy miałem 19 lat, Sparta Rotterdam zaoferowała mi pozycję trzeciego bramkarza w zespole. Chcieli jednak opłacić mi jedynie koszty dojazdów, więc wolałem pozostać w Noordwijk. A kilka dni później zadzwonił telefon i usłyszałem ofertę Ajaksu, której nie mogłem odmówić - wspominał van der Sar w rozmowie z magazynem FourFourTwo.
Holender nie dostawał na początku zbyt wielu szans na grę. Gdy trafił do Amsterdamu w 1990 roku, niekwestionowanym numerem jeden w bramce Joden był Stanley Menzo. Golkiper uwielbiany przez Johana Cruyffa, gdy ten prowadził Ajax w latach osiemdziesiątych. W Ajaksie od zawsze jedną z najważniejszych umiejętności bramkarzy miała być świetna gra nogami.
– Pamiętam, że bardzo duży nacisk był położony na to, żebym potrafił włączyć się do gry jako jedenasty zawodnik z pola. Gdy piłka do mnie wracała, musiałem wiedzieć jak zagrać, żeby rozwinąć nasz atak od nowa. (…) W latach dziewięćdziesiątych graliśmy systemem, w którym bramkarz był mocno zaangażowany w budowanie ataku pozycyjnego – wspominał van der Sar. – W pewnych okolicznościach to duży atut dla zespołu. Jednak zawsze uważałem, że niektórzy przywiązują do gry nogami u bramkarzy zbyt wielkie znaczenie. W fachu bramkarskim chodzi przede wszystkim o to, żeby zatrzymać piłkę lecącą do bramki. Bramkarz nigdy nie może oglądać się za siebie. Jeżeli to robi, znaczy, że piłka jest już w siatce – dodał Holender.
W pewnym momencie Louis Van Gaal postanowił dać szansę Van Der Sarowi, który bardzo szybko zaczął spełniać pokładane w nim nadzieje. Ajax zaczął pomału wspinać się na sam szczyt światowego futbolu. W 1994 roku Van Der Sar wygrał zatem swoje pierwsze mistrzostwo Holandii, by już rok później powtórzyć ten sukces i dorzucić przy okazji do gabloty złoty medal za triumf w Champions League. Miał zaledwie 25 lat, gdy zdobył najważniejsze europejskie trofeum. Brzmi imponująco? Rok póżniej znowu grali w finale Pucharu Mistrzów z przyszłym zespołem Holendra - Juventusem. Stara Dama zwyciężyła po karnych.
2. „Jeśli nie możesz ich pokonać, dołącz do nich”
Był rok 1999. Edwin Van Der Sar zdecydował się na zmianę klubowych barw. Postawił na swoich przeciwników z finału Ligi Mistrzów w 1995 roku. Co ciekawe, Holender w sezonie 98/99 pierwszy raz od czterech lat nie został wybrany najlepszym bramkarzem w lidze na rzecz (uwaga!) Jerzego Dudka. Koszt transferu? Około pięć milionów funtów. Jak na 29 letniego zawodnika w tamtych czasach nie była to najmniejsza kwota. Juve bardzo liczyło na Holendra. Jednak się przeliczyło. I to srogo. Czas spędzony przez Van Der Sara w stolicy Piemontu śmiało można określić jako najbardziej nieudany okres kariery.
Van der Sar kompletnie zatracił pewność siebie. W świecie calcio, cruyffowska filozofia angażowania bramkarza w rozegranie piłki raczej nie funkcjonowała. Przyzwyczajony do ryzyka bramkarz został w pewnym sensie przyspawany do linii, co kompletnie wytrąciło go z psychicznej równowagi. Nie był pod grą i nie radził sobie z tym, często panikował. Pożerało go uczucie niepokoju i świadomość, że w decydującym momencie może zawieść. Przytłoczony tym wszystkim, van der Sar zaczął popełniać proste błędy. Co gorsza – w kluczowych meczach.
Działacze Juve wysłali go nawet do okulisty na kompleksowe badanie wzroku. Nie mogli uwierzyć, że ściągnęli do siebie – wydawać by się mogło – topowego bramkarza, a między słupkami mają kompletnego fajtłapę. Przez kibiców Juve był nazywany „Van Der GOL” albo „Pan Maślane Łapy”. Holender postanowił udać się na zabiegi okulistyczne oraz rozmowy z psychologiem. Niestety w niczym mu to nie pomogło. Śmiało można stwierdzić, że przez feralne interwencje Van Der Sara z posadą szkoleniowca Starej Damy pożegnał się wielki trener, jakim jest Carlo Ancelotti.
Umberto Agnelli postanowił dać do zrozumienia Holendrowi, że jest do niczego w prosty sposób. Ściągnął do Juventusu Gianluigiego Buffona za rekordowe 32.6 milionów funtów. Nikt nie płaci tyle pieniędzy za bramkarza, żeby musiał on rywalizować o miejsce w składzie. Buffon miał być „jedynką”. Van Der Sar miał dwa wyjścia - pogodzić się z rolą rezerwowego albo odejść.
3. Odbudowanie formy w wymarzonym stylu
Wybrał opcję numer dwa. Miał 31 lat. Nie był już tym młodym chłopakiem, dla którego zaszczytem był sam telefon z Ajaksu. Znał swoją wartość i czuł, że we Włoszech potraktowano go nie fair.
Klub, do którego trafił, wydawał się być szalonym wyborem, bo jak inaczej można nazwać beniaminka Fulham. Co prawda, był tam nowy właściciel. Egipski biznesmen, zapowiadał zbudowanie klubu na miarę Manchesteru United i faktycznie awansował do Premier League z przytupem. Fulham został po prostu ligowym średniakiem.
– Podobało mi się w Londynie. Nigdy bym jednak nie przewidział, że spędzę tam aż cztery lata! Myślałem, że zakotwiczę tam na sezon, odbuduję się i wrócę na szczyt. Pod koniec mojej kariery w Fulham podpisałem nawet nową umowę, żeby klub mógł dostać za mnie jakieś pieniądze. Wtedy odebrałem wiadomość od Sir Alexa Fergusona. Wyjątkowy dzień. Pomyślałem wówczas: „Po to przyjechałem do Londynu. Żeby usłyszeć ten głos” - wspomina Van Der Sar.
Edwin Van Der Sar trafił do Manchesteru United. Powrócił na szczyt w wieku 35 lat, a wisienką na torcie był bez wątpienia obroniony karny podczas wygranego finału Ligi Mistrzów w Moskwie przeciwko Chelsea.
Pod koniec kariery wyszedł z dołka, w którym wielu utknęło by na zawsze. Był liderem Manchesteru United do 2011 roku. Postanowił wtedy zakończyć karierę. Był wielki, nie tylko jeśli chodzi o wzrost (1.99m), ale także o jego bogatą karierę.