Hellas Verona przed startem obecnego sezonu był typowany na jednego ze spadkowiczów z Serie A. Wskazywały na to słabsza, niż dotąd kadra, jeden z najniższych budżetów w lidze, czy wreszcie osoba trenera, który rozpoczynał kampanię 2021/2022 - Eusebio Di Francesco. Początek rozgrywek rzeczywiście na to wskazywał, jednak dla Hellasu pojawiło się światełko w tunelu w osobie Igora Tudora. Jak zmienił się Hellas pod wodzą byłego piłkarza Juventusu? Czas to sprawdzić!
Gdy Hellas opuszczał Ivan Jurić jasnym stało się, że Hellas czeka cięższy okres. W końcu to właśnie obecny trener Torino sprawił, że zespół z Marcantonio Bentegodi mimo nieustannego umieszczania go w roli słabeuszy ligi był w stanie postawić się zespołom z czołówki ligi. Nikt jednak nie przypuszczał, że nastrój wokół ekipy z miasta Romea i Julii będzie aż tak zły w momencie zatrudnienia Eusebio Di Francesco.
Były szkoleniowiec Romy z reguły obierał sobie za cel wprowadzenie do zespołu, który trenował swojego bazowego ustawienia 1-4-3-3. Tak było właśnie w Romie, czy później w Sampdorii, skąd został ostatecznie bez żalu pogoniony. W Hellasie postanowił wyciągnąć wnioski ze swoich złych poprzednich doświadczeń. Zaczął od tego, że nie zmienił gotowego ustawienia, które zostawił mu Jurić. Problemem jednak okazało się to, jak Di Francesco je realizował.
Objawiało się to między innymi grą w obronie, gdzie Hellas za jego kadencji czekał na to, co zrobi rywal niczym na ścięcie. Jego piłkarze bronili bardzo nisko, bojaźliwie, pozwalali przeciwnikom na zbyt wiele, co wykorzystywał między innymi Inter, gdy wychodził dwoma podaniami spod pressingu Hellasu. Ten w zespole z Werony niemal nie istniał, czego efektem był duży spokój w szeregach przeciwników, ponieważ wiedzieli oni, że rywal nic im nie zrobi.
W ofensywie zresztą nie było lepiej. W trzech meczach za kadencji Di Francesco Hellas oddał łącznie pięć strzałów celnych na bramkę rywala. W tej statystyce po pierwszych trzech meczach nie było gorszego zespołu od Hellasu. Nawet najsłabsza kadrowo Salernitana potrafiła oddać o jeden celny strzał więcej, a Venezia o dwa. To tylko pokazywało, jak fatalny był Hellas za Di Francesco. Nawet, jeśli ma się w kadrze napastników klasy Kalinicia, czy nawet Simeone nie można przejść obojętnie nad tym, jak w żenujący sposób trener ich wykorzystywał.
Hellas za jego kadencji był w zasadzie biernym obserwatorem spotkań, nie potrafił przejmować inicjatywy na dłuższy okres. Widać było w jego pracy pogubienie, brak pomysłu na odmianę złej doli, czy wreszcie - tu się narażę - nieznajomość systemu wprowadzonego przez Juricia. Efektem tego było rychłe zwolnienie trenera i przejęcie tej roli przez Igora Tudora. Klasyczny strażak, który pełnił tę rolę w Udinese miał podobne zadanie w Weronie. Nikt jednak nie przypuszczał, że będzie to wybawiciel Hellasu. Chorwat zmienił w tym klubie niemal wszystko - od mentalności, przez dotarcie do niektórych graczy po sposób gry.
Pierwszym czynnikiem, który zmienił Tudor była wspomniana mentalność. Chorwat, który na boisku nigdy nie odstawiał nogi i wraz z Paolo Montero często siał strach w poczynaniach rywali w barwach Juventusu spróbował podobne podejście wszczepić swoim piłkarzom w Weronie. Nikt nie przypuszczał jednak, że zrobi to aż tak dobrze, czego efektem były zwycięstwa w świetnym stylu nad Romą (3-2), czy Lazio (4-1). Skupmy się jednak na najważniejszym meczu Hellasu w tym sezonie, który może być swego rodzaju mitem założycielskim tego zespołu. Mowa bowiem o meczu z Juventusem.
Już pierwsze chwile tego meczu pokazały efekty zmian wprowadzanych przez Tudora. Przede wszystkim u niego niedopuszczalne jest odpuszczanie nadciągającej piłki, gdy drużyna stoi w pressingu. To było widoczne w pierwszych sekundach meczu z Juve, gdzie do każdego podania podchodziło przynajmniej trzech piłkarzy Hellasu. Juventus przez to był zmuszony do gry dalszymi podaniami, co skutkowało stratami piłki.
Właśnie pierwszy kwadrans był kluczowy w tym spotkaniu. Wtedy to Hellas wyrobił sobie dwubramkową przewagę, której autorem był Giovanni Simeone. Tu dochodzimy do drugiego punktu, który cechuje odmianę Hellasu za kadencji Tudora. Chorwat potrafił bowiem dotrzeć do napastników swojej drużyny, ponieważ sprawił, że nawet ten wyśmiewany na wszelkie sposoby w Milanie Kalinić zaczął strzelać, a Simeone stał się czołowym strzelcem ligi, będąc w klasyfikacji tuż za Ciro Immobile na drugim miejscu.
Pierwszy gol w meczu z Juventusem był co ciekawe połączeniem tych dwóch punktów. Wszystko zaczęło się bowiem od presji na obrońcach Juventusu najpierw w wyprowadzeniu piłki, czego efekt i początek kontry widzimy na obrazku wyżej, a chwilę później to samo zadziało się przed polem karnym gości.
Presja zawodników Hellasu była tu na tyle duża, że Juventus nie mógł wyprowadzić piłki z własnej tercji obronnej. Pojawiła się tu również nieuwaga piłkarzy Juventusu, ponieważ Chiellini i Sandro skupili uwagę na piłce, co wykorzystał Barak, gdy piłka powędrowała między tą dwójkę.
Tu dochodzimy do drugiego punktu, czyli odblokowania napastników. Jeszcze do niedawna Simeone, czy Kalinić z pewnością mieliby problem z tym, by poradzić sobie z rywalem w podobnej sytuacji. Tu jednak wykazał się sporą przytomnością umysłu i szybkością reakcji, co pomogło mu dobić odbitą piłkę przez Szczęsnego. Jeszcze lepiej wykorzystał to przy golu na 2-0, gdzie dzięki indywidualnej akcji i znakomitemu ułożeniu nogi po raz drugi tamtego wieczoru pokonał Szczęsnego.
Tudor zmienił jeszcze jeden aspekt gry Hellasu. Mianowicie zmienił sposób gry zespołu, doprowadził do sytuacji, w której to nierzadko Hellas jest drużyną regulującą tempo gry oraz kreującą więcej sytuacji od przeciwnika. Pokazały to mecze z Juventusem, czy Lazio, gdzie przede wszystkim względem początku sezonu wyrównało się posiadanie piłki, a w meczu z ekipą Sarriego doszła do tego spora przewaga w oddanych strzałach (16-9).
W meczu z Juventusem można było jeszcze dostrzec ciekawą sytuację. Mimo, iż Hellas stracił gola na 2-1, to wcale nie odpuścił końcówki meczu, nie dał się zepchnąć do defensywy, co więcej, były momenty, w których to Hellas operował długo piłką na połowie rywala.
Te aspekty tylko pokazują nam, z jakim obecnie Hellasem mamy do czynienia. Nie jest to już zespół spanikowany, pozbawiony swoich atutów i niemający pomysłu na mecz. Mamy teraz do czynienia z drużyną, która jest ukształtowana w pełni na modłę Tudora, która jest pewna swoich umiejętności.