Po ciężkich początkach na włoskich boiskach, Szymon Żurkowski wywalczył sobie grę w Serie A. Wydatnie wpływa na grę Empoli, które zamiast bić się o utrzymanie, trzyma się blisko górnej połowy tabeli. Kto wie, jeśli Szymon ustabilizuje formę, być może dostanie szansę od zespołu, który go kupił w 2019 roku.
Tym klubem była Fiorentina, która zaklepała Szymona już zimą, pokonując konkurencję w postaci choćby Juventusu. Żurkowski był gwiazdą w Ekstraklasie i regularnie grał w młodzieżowej kadrze narodowej. Nic zatem dziwnego, że żeby ściągnąć polskiego pomocnika, Viola musiała wyłożyć prawie 4 mln euro.
Jednak jak to często bywa w przypadku polskich graczy przechodzących do klubów zza granicy, zderzenie z nową rzeczywistością było dla Szymona bolesne. Choć w przetrwaniu ciężkiego okresu na pewno mógł pomóc Drągowski, który akurat wracał z półrocznego wypożyczenia i miał wskoczyć do pierwszego składu Violi, po tym jak kupiony za niego Lafont okazał się totalną wtopą. Być może Bartek doradził Żurkowskiemu by w styczniu poszedł na wypożyczenie do Empoli, tak jak zrobił to on rok wcześniej. Tym samym po zaliczeniu dwóch występów we Fiorentinie, które trwały łącznie 10 minut, Szymon wybrał się w zimowym okienku do sąsiedniego miasta, w którym szlaki przecierał Drągowski.
Zejście jeden poziom rozgrywkowy niżej nie było marzeniem Szymona, ale granie w piłkę już tak, a taką okazję dostał pod koniec kadencji Pasquale Marino, kończąc ostatecznie sezon z siedmioma występami w Serie B, golem i asystą. Wynik niezbyt imponujący, ale na pewno Polak mógł optymistycznie patrzeć w przyszłość i dalej ciężko pracować, w tym samym klubie, ponieważ został ponownie wypożyczony.
Nowy sezon, nowy trener i nowe wyzwania. Empoli skończyło poprzedni rok w dziesiątce, ale cele mieli ambitniejsze. Ich szkoleniowcem został Alessio Dionisi, młody szkoleniowiec, który zaczął robić furorę, zamieniając swoje drużyny w kandydatów do awansu. Co prawda Żurkowski musiał poczekać na swoją szansę. Łapał minuty jako rezerwowy w pierwszej części sezonu, żeby wywalczyć sobie miejsce w składzie, co mu się udało i tak, w drugiej części sezonu mogliśmy oglądać Szymona prawie w każdym meczu. Zarówno jako zawodnika podstawowego składu jak i rezerwowego. I w ten sposób Żurkowski zakończył sezon z dwoma golami jako ważny zawodnik mistrza Serie B.
Polski pomocnik wrócił do Violi na chwilę, będąc niepewnym grania, wolał wrócić do klubu z którym wywalczył awans i którego był ważną częścią. Jak widać po pierwszej części sezonu, decyzja ta była dla niego idealna. Co prawda w Empoli po raz kolejny zmienił się trener, Dionisi to trenerska wschodząca gwiazda i szybko został przejęty przez Sassuolo, ale w jego miejsce przyszedł dobrze znany w mieście Andreazzoli. Znowu Polaka czekało nie lada wyzwanie - pokazać się nowemu trenerowi i zasłużyć na miejsce w podstawowej jedenastce. Dla Szymona nie była to nowość, więc wiedział co musi robić i to zrobił.
Zaczął od spokojnego wchodzenia z ławki w końcówkach meczów. Najpierw 10 minut z Lazio, potem 15 z Juventusem. Z Venezią nie zagrał wcale, a z Sampdorią dostał ponad pół godziny i zarobił żółtą kartkę. Patrząc na słabe wyniki beniaminka, Andreazzoli postanowił coś zmienić i dał szansę Szymonowi od początku. Tym samym mecz z Cagliari był dla Żurkowskiego pierwszym w karierze w Serie A od pierwszej minuty. Empoli po dwóch przegranych z rzędu wygrało mecz, a Polak pokazał charakter, umiejętności i głód gry, starając się być w rozegraniu, pod bramką rywala i ciężko pracując w obronie. Na minus trzeba jednak zaznaczyć, że “Żurek” złapał kolejną kartkę. W następnym meczu z Bologną nie dostał kartki, ale sprokurował rzut karny. Na jego szczęście nietrafiony. Po tej sytuacji Polak grał solidnie i może nie odkupił bezpośrednio win, ale to po jego podaniu w pole karne, faulowany był jego kolega z zespołu, dzięki czemu Empoli wyszło na prowadzenie 3-1 po trafieniu z karnego. Akcja, po której doszło do faulu, świetnie pokazuje umiejętności, pewność siebie i radzenie sobie z presją po błędach jakie posiada Żurkowski. Chciał za wszelką cenę pokazać, że to był tylko wypadek przy pracy. Był nawet bliski zdobycia gola, ale na jego drodze stanęła poprzeczka.
Kolejne dwa mecze to były prawdziwe sprawdziany. Najpierw Roma, potem Atalanta. W meczu z piłkarzami ze stolicy Włoch Żurkowski mecz zakończył po pierwszej połowie. Mógł lepiej zachować się, gdy Mkhitaryan sunął z piłką, którą potem zagrał do Pellegriniego przed bramką, ale ciężko winić w tej sytuacji tylko Polaka. Trener jednak szukał impulsu dla drużyny i zrobił podwójną zmianę w przerwie i Szymon usiadł na ławce. W kolejnym spotkaniu z La Deą Szymek odpuścił Ilicicia, który strzelił na 2-0 i zszedł z boiska po bezbarwnej grze po godzinie. Co prawda całe Empoli wyglądało kiepsko na tle Atalanty, ale widać było w tych meczach, że potrzeba Żurkowskiemu więcej ogrania przeciwko mocniejszym rywalom.
W meczu z Salernitaną Andreazzoli go oszczędził, wpuszczając go dopiero na ostatnie dziesięć minut. Polak miał być w pełni gotowości na starcie z Interem. Mimo całkiem udanego spotkania z nerazzurrimi, drużyna Szymona przegrała dwiema bramkami. Po nieudanych występach całek ekipy przeciwko tym “wielkim”, Andreazzoli szukał rozwiązania i postanowił pozostawić Żurkowskiego na ławce w starciu z Sassuolo, dając mu wejść na boisko dopiero w 80 minucie. Po jego wejściu na boisko Empoli najpierw wyrównało z karnego, a potem Polak wpakował zwycięskiego gola świetnym strzałem od poprzeczki, strzelając tym samym swojego pierwszego gola w Serie A. W kolejnym meczu, tym razem z Genoą, z ławki wszedł w 60 minucie, gdy jego zespół przegrywał jedną bramką. Chwilę później już cieszył się z asysty, po fenomenalnym podaniu w pole karne do Di Francesco. Dziesięć minut później sam zmienił wynik na 2-1, świetnym i trochę szczęśliwym strzałem z dystansu, przy którym Sirigu nie miał szans. Koniec końców mecz skończył się remisem, ale Żurkowski na pewno zaliczył ten mecz do udanych.
Po przerwie reprezentacyjnej nie zagrał z Hellasem, ale na mecz z Fiorentiną wrócił do pierwszego składu. Starcia ze swoim klubem, z którego jest wypożyczony nie zaliczy jednak do udanych. Pierwsza połowa była dosyć nudna, a jedyną jej “atrakcją”, była kuriozalna kontuzja Żurkowskiego, który pędząc za piłką poleciał wślizgiem za boisko i trafił tyłkiem na studzienkę. Zwijąjąc się z bólu zszedł z boiska. Kontuzja okazała się niegroźna, więc na starcie z Torino Żurkowski wyszedł w pierwszym składzie i niestety, ale zawalił pierwszą bramkę, choć był wsadzony przez Vicario na wielką minę. Bramkarz podał do Żurkowskiego, który miał na plecach rywala i próbując pozbyć się piłki skiksował. Polak próbował jeszcze uratować tę akcję, ale mu się nie udało. Empoli straciło później kolejną bramkę, ale czerwona kartka dla Singo pozwoliła piłkarzom z Toskanii wrócić do meczu i ostatecznie go zremisować. Szymon zszedł w 60 minucie przy stanie 1-2.
Dziś o 18:30 Empoli zagra z Udinese na Carlo Castellani, występ Żurkowskiego od pierwszej minuty stoi pod znakiem zapytania. Jeśli Polak pozostanie na ławce, to możemy spodziewać się go na boisku w drugiej połowie od 60 minuty.