Ostatnie mecze sezonu 2020/21 zostały rozegrane w niedzielę, 23 maja. Wtedy to ostatecznie dowiedzieliśmy się, że po siedmiu latach przerwy do Ligi Mistrzów powróci Milan, Juventus, wskakując na czwartą pozycję w tabeli, uratuje twarz i nie będzie zmuszony do całkowitego spisania ligowych rozgrywek na straty, a to wszystko dzięki Napoli, które zostało zatrzymane przez Hellas Verona. Również w tamtą majową niedzielę zdobycie pierwszego od jedenastu lat i 19. w swojej historii scudetto świętował Inter. Dziś, po równo 90 dniach, nasza umiłowana Serie A wraca. W przerwie międzysezonowej wydarzyło się sporo i nowa kampania jak zwykle zapowiada się frapująco. Ja już nie mogę się doczekać. A Wy?
Te 90 dni temu, kiedy rozgrywki 2020/21 dobiegały końca, świat wyglądał nieco inaczej niż dziś. Przy czym użyte przeze mnie w poprzednim zdaniu „nieco” to spory eufemizm. 90 dni temu piłkarzami Interu byli Achraf Hakimi i Romelu Lukaku, którzy z wielką radością pozowali wówczas fotografom, dumnie dzierżąc w dłoniach puchar za ligowy triumf. Kibice „Nerazzurrich” na pewno nie przypuszczali w tamtym czasie, że w przeddzień nowego sezonu będą mieli więcej trosk, aniżeli powodów do optymizmu. 90 dni temu zastanawialiśmy się, jak na EURO poradzi sobie prezentująca przyjemny dla oka futbol „Squadra Azzurra” pod wodzą Roberto Manciniego. I wreszcie, choć nie jest to związane z calcio, 90 dni temu nikt z nas nie podejrzewał, że Leo Messi i Sergio Ramos będą występować z tym samym herbem na koszulce, a kogoś forsującego takie tezy czym prędzej odesłalibyśmy do Tworek lub Morawicy. Tak więc, po tych 90 dniach żyjemy już w innej rzeczywistości.
W innej wcale nie oznacza, że w gorszej. My, miłośnicy calcio, zawsze będziemy wyczekiwać nowego sezonu ligi włoskiej z wielkim utęsknieniem i ekscytacją. Ale, choć w trakcie trwającego cały czas mercato nie byliśmy świadkami zapierających dech w piersiach transferów do Serie A (bo w drugą stronę już niestety tak), to osoby na co dzień nie będące z nią za pan brat na pewno znajdą coś dla siebie.
Cezar i nałogowy palacz w Rzymie
Kibice, chcący podziwiać poczynania drużyny prowadzonej przez José Mourinho, tym razem będą musieli włączać nie Premier League, a właśnie Serie A. Popularny „The Special One” wrócił do Italii po jedenastu latach. O tym, jak został zapamiętany we Włoszech, po pełnym sukcesów okresie pracy w Interze, najlepiej świadczy poruszenie, jakie wywołała oficjalna informacja o jego zatrudnieniu. Rzymski dziennik „Il Romanista”, zajmujący się praktycznie wyłącznie tematami związanymi z Romą, umieszczał Portugalczyka na swojej okładce przez dobrych kilka dni z rzędu. „La Gazzetta dello Sport” krzyczała z kolei ze swojej jedynki: „Ave Mou!”, wklejając twarz Mourinho w popiersie Gajusza Juliusza Cezara.
Z lekką zazdrością na cały ten szał wokół lokalnego rywala mogli patrzeć fani Lazio. Ale czy na pewno? W końcu ich drużynę przejął Maurizio Sarri, trener lubujący się w efektownym, ofensywnym futbolu, twórca filozofii „sarrismo”, który początkowo przymierzany był do objęcia... Romy. Jego złoty okres z Napoli w stolicy Kampanii pamiętają do dziś. W Juventusie już tak dobrze nie było. Sarriemu nie udało się w pełni przekonać zawodników „Bianconerich” do swojej wizji i sposobu pracy, ale mistrzostwo i tak z nimi zdobył. Dla Juve to chleb powszedni, ale w poprzednich rozgrywkach takiemu Andrei Pirlo nie udało się utrzymać na szczycie. Mało tego - do samego końca musiał drżeć o awans do Ligi Mistrzów. Musimy pamiętać też, że neapolitańczyk w sezonie 2018/19 pracował w Chelsea, z którą triumfował w Lidze Europy. Claudio Lotito zatrudnił więc świetnego fachowca, który może zrobić z „Biancocelestich” bardzo groźną maszynę. „Derby della Capitale” z Mourinho po jednej i Sarrim po drugiej stronie barykady będą smakować przepysznie.
W Mediolanie jedni sprzedają, drudzy kupują
Mistrza dopadły kłopoty. Inter przystępuje do nowej kampanii ogołocony z Lukaku i Hakimiego. W ich miejsce mediolańczycy sprowadzili Edina Džeko i Denzela Dumfriesa, a włoskie media donoszą, że bliski transferu na Giuseppe Meazza jest Marcus Thuram. Na ławce trenerskiej też zasiądzie inny człowiek, niż ten, który poprowadził „Nerazzurrich” do pierwszego od czasów Mourinho scudetto. Antonio Conte nie chciał brać udziału w wyprzedaży najlepszych graczy i w chwale mistrza Włoch odszedł z klubu. Jego następcą został Simone Inzaghi, trener ustawiający swoje zespoły w podobny sposób, co Conte. W czarno-niebieskiej części stolicy Lombardii panują mniej lub bardziej pesymistyczne nastroje, ale chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że o powtórzenie sukcesu z poprzedniego sezonu będzie piekielnie trudno.
U sąsiada zza miedzy Interu dzieje się nad wyraz dobrze. Może tak już musi być, że kiedy u jednego gorzej, to u drugiego lepiej? Milan z optymizmem patrzy w przyszłość i czeka na nowe wyzwania. Przez nowe wyzwania rozumie się oczywiście pierwsze od sezonu 2013/14 uczestnictwo w Lidze Mistrzów. „Rossoneri” nie stracili swoich największych gwiazd, a wręcz się wzmocnili. Do drużyny dołączyli Mike Maignan, Fodé Ballo-Touré, Olivier Giroud oraz Alessandro Florenzi, definitywnie wykupieni zostali Fikayo Tomori i Brahim Díaz, a wciąż trwają negocjacje dotyczące Yacine'a Adliego. Bardzo bliski powrotu na San Siro jest także Tiemoué Bakayoko. Paolo Maldini i Frederic Massara nie próżnują na rynku transferowym i robią wszystko, by zapewnić Stefano Piolemu jak najszerszą i jak najbardziej konkurencyjną kadrę, gotową do rywalizacji na wielu frontach.
Il ritorno di Max
Do Juventusu, by zaprowadzić porządek, powrócił Massimiliano Allegri. Miał dość czekania na jasny sygnał od Florentino Péreza. Zamiast wielkiej przygody w Madrycie, ponownie podejmuje się wielkiej przygody w Turynie. Przygody z klubem, z którym 5-krotnie wygrywał Serie A. Wobec problemów Interu, „Stara Dama” wyrasta na najpoważniejszego kandydata do tytułu. Odzyskanie krajowego prymatu będzie zresztą głównym celem Allegriego.
Zadrą zarówno dla 54-latka z Livorno, jak i dla całego turyńskiego giganta, niezmiennie pozostaje Liga Mistrzów. Max dwa razy grał z Juve w finale Champions League, ale w pierwszym podejściu lepsza okazała się Barcelona, a w drugim Real Madryt. Być może w drugiej kadencji na Allianz Stadium Włoch sięgnie w końcu po uszaty puchar. Ale najpierw będzie musiał wrócić na krajowy tron. Pomóc mają mu w tym pozyskany z Sassuolo po wielu perturbacjach Manuel Locatelli oraz sprytnie podebrany z Santosu innym włoskim klubom 19-letni Kaio Jorge.
„Gasp” robi swoje
W Bergamo kroczą dalej z tym samym sternikiem. Starcie z Torino w pierwszej kolejce będzie dla Gian Piero Gasperiniego 240. meczem w roli menedżera Atalanty. Kolejny sezon z Ligą Mistrzów to dla tego klubu świetna sprawa zarówno pod względem sportowym, jak i finansowym. Ostatni wywiad Papu Gómeza nie zmącił nastrojów wokół drużyny, a sam Gasperini na pewno przeszedł obok tego mocno obojętnie. Takim już jest człowiekiem.
„La Dea” dokonała istotnej zmiany między słupkami. Z Udinese za 20 milionów euro sprowadziła Juana Musso, podczas gdy Pierluigi Gollini udał się na wypożyczenie z opcją wykupu za 15 milionów euro do Tottenhamu. „Kogutem” został również najlepszy obrońca minionego sezonu - Cristian Romero, ale za to defensywę Atalanty wzmocnili Matteo Lovato, Merih Demiral oraz Giuseppe Pezzella. Na utratę Duvána Zapaty Antonio Percassi nie pozwoli, w związku z tym temat odejścia Kolumbijczyka nie powinien już zaprzątać głów fanów trzeciej drużyny poprzedniej kampanii ligowej.
„Bogini” Gasperiniego znów będzie drapieżna i niewygodna dla przeciwników, a jej piłkarze z pewnością dadzą z siebie wszystko, by zrobić jeszcze lepszy wynik niż w ostatnich latach. W opinii niektórych kibiców Serie A Atalanta to materiał na mistrza. W zasadzie - dlaczego nie?
Idzie nowe
Nowymi szkoleniowcami mogą pochwalić się Napoli (Luciano Spalletti), Fiorentina (Vincenzo Italiano), Sassuolo (Alessio Dionisi) czy Torino (Ivan Jurić). Warto wyjątkowo bacznie przyglądać się nowym projektom w Neapolu i Florencji, gdyż „Azzurri” mierzą w powrót do czołowej czwórki, natomiast „Violę” poprowadzi menedżer, którego Spezia w ubiegłych rozgrywkach kilka razy zachwyciła. Ogółem 12 z 20 drużyn biorących udział w kampanii 2021/22 dokonało roszad na stanowisku pierwszego trenera.
Kopciuszek też był piękny
Poszukiwacze romantycznych futbolowych historii szczególną uwagę skierują zapewne na beniaminków. Salernitana, Empoli i Venezia będą musiały zmierzyć się z rzeczywistością najwyższej klasy rozgrywkowej po awansie z Serie B. Pierwszy z nich, zespół o wdzięcznym przydomku „Cavalucci Marini”, czyli „Koniki Morskie”, dopiero trzeci raz w swojej historii zagra na poziomie Serie A. Po raz ostatni ekipa z Salerno miała zaszczyt występować w elicie w sezonie 1998/99, kiedy to miała w swoim składzie takich piłkarzy jak Gennaro Gattuso czy Marco Di Vaio.
Dryfujące od kilku lat między pierwszą a drugą ligą Empoli przystępuje do rywalizacji jako mistrz zaplecza z Aurelio Andreazzolim (tak, znowu), najstarszym menedżerem w Serie A, na ławce trenerskiej. „Azzurri” liczą, że tym razem pograją z tymi najsilniejszymi dłużej niż rok.
Największą zagadką jest jednak chyba to, jak w Serie A poradzi sobie Venezia, która wraca na salony po 19 latach. Póki co, prawie wszyscy zachwycają się jej pięknymi trykotami. Z czegoś już więc „Arancioneroverdi” zasłynęli, ale jeśli za urodą ich koszulek pójdzie solidna postawa na boisku, to kto wie, czy nie zostaną rewelacją sezonu. Żeby móc cieszyć się z awansu gracze z niezwykle urodziwie usytuowanego Stadio Pier Luigi Penzo, musieli przedrzeć się przez baraże, w których pokonali Lecce i Cittadellę. Pod wodzą pełnego pomysłów byłego zawodnika tego klubu, 38-letniego Paolo Zanettiego, ekipa „Skrzydlatych Lwów” może sporo namieszać.
Piękna Serie A już w pierwszej kolejce pokaże nam wiele swojego wdzięku, gwarantuję. Nam pozostanie tylko się nim delektować. Wszyscy już gotowi do startu. To, co było nie ma znaczenia. Liczy się tylko to, co przed nami.
A zatem, za legendarnym Michaelem Bufferem: „Let's get ready to rumble!”.