W sierpniu 2012 roku James Pallotta został 23. prezesem w historii Romy. Funkcję tę pełnił przez osiem lat. Było wiele wzlotów i upadków, łez szczęścia i smutku. Kibice Romy wspominając ten okres, będą niezwykle zmieszani. Pallotta dopuścił się czynów, których tifosi "Giallorossich" nigdy mu nie wybaczą. Finalnie po potwierdzeniu przejęcia klubu przez Dana Friedkina i spółkę, żółto-czerwonej części Rzymu spadł kamień z serca, albo nawet głaz.
Roma pod wodzą Amerykanina stała się jedną z czołowych drużyn we Włoszech. Przez Stadio Olimpico przewinęło się wielu piłkarzy światowego formatu. Nie obyło się oczywiście bez transferowych wpadek, ale zespół przeważnie był mocny. Giallorossi od sezonu 2013/14 do sezonu 2017/18 kończyli rozgrywki na podium – trzy wicemistrzostwa i dwa razy trzecie miejsce – jest to najdłuższa seria w historii klubu. Najbliżej Scudetto byli w sezonie 2016/17, gdy zdobyli aż 87 punktów i przegrali z Juventusem o zaledwie cztery oczka. Wyniki te pozwoliły Romie pięciokrotnie wystąpić w Lidze Mistrzów: cztery razy w fazie grupowej, które zakończyły się trzema występami w fazie pucharowej i raz w eliminacjach, kiedy odpadła z Porto.
Jeśli już jesteśmy przy Lidze Mistrzów, wracamy do sezonu 2017/18, który będzie nieśmiertelny. Historie o nim będą przechodziły z pokolenia na pokolenie. Roma wychodzi z ciężkiej grupy z Chelsea i Atletico, uzupełnionej przez Qarabag, zajmując pierwsze miejsce. Następnie, nie bez problemów, pokonuje Szachtar Donieck i trafia na Barcelonę. W pierwszym meczu na Camp Nou przegrywa 1:4 i tylko najzagorzalsi kibice Romy mogą (nieśmiało) wierzyć w awans, który byłby uznany za cud. 10 kwietnia, magiczna noc. Dzeko, De Rossi, Manolas... Roma wygrywa 3:0 i melduje się w półfinale. Ostatecznie zabrakło jednej bramki, by doprowadzić do dogrywki w meczu z Liverpoolem i mieć szansę na finał. Tak zakończyła się piękna historia, przypominająca sen.
Wracając do rzeczywistości, warto podsumować występy w Pucharze Włoch. Zaczęło się obiecująco, ponieważ w debiutanckim sezonie Pallotty Roma doszła aż do finału, gdzie przegrała 0:1 - co najgorsze, w meczu z największym rywalem, Lazio. Później występowała już tylko w półfinałach. Klub zarządzany przez Jamesa Pallottę momentami grał pięknie, ale jednak przyklejona została mu łatka „zero tituli”. Hegemonia Juventusu jest niepodważalna. Każdy klub, który zbliży się do „Starej Damy” ostatecznie i tak z nią przegrywa, ale wobec tytułów zdobytych przez Napoli, Lazio czy Milan, czyli zespołów, które są w zasięgu Romy, można odczuwać spory niedosyt.
Dyrektorzy sportowi Romy zatrudnieni przez Jamesa Pallottę sprowadzili takich piłkarzy jak Wojciech Szczęsny, Alisson Becker, Kostas Manolas, Marquinhos, Radja Nainggolan, Mohamed Salah, Edin Dzeko, jednak większości z tych gwiazd nie udało się utrzymać. Amerykanin sprzedałby zapewne również Nicolo Zaniolo i Lorenzo Pellegriniego, ale po prostu... nie zdążył. Skauting klubu z „Wiecznego Miasta” przeplatał świetne transfery dużymi kompromitacjami. Na Patrika Schicka, Javiera Pastore, Stevena N'Zonziego, Ricka Karsdorpa, Gersona i Juana Manuela Iturbe wydano łącznie... 152 miliony euro. Dobre występy każdego z nich w koszulce z Wilkiem na piersi można policzyć na palcach jednej ręki.
Tifosi Giallorossi nigdy nie wybaczą Amerykaninowi sposobu, w jaki potraktował legendy klubu. Francesco Totti i Daniele De Rossi zostali na siłę wypchnięci z Romy. Taki sam los spotkał Radję Nainggolana, który pokazywał wielkie przywiązanie do Giallorossich. Pallotta robił wszystko, żeby Roma przestała być rzymska. W połowie sezonu 2019/20 Florenzi został wypożyczony do Valencii, a media poddawały w wątpliwość przyszłość Lorenzo Pellegriniego. Totti po zakończeniu kariery otrzymał posadę dyrektora, jednak nikt nie liczył się z jego zdaniem. Il Capitano chciał na przykład sprowadzić do klubu Hakima Ziyecha. Z czasem postanowił odejście, ponieważ czuł się niechciany. Serca kibiców Romy po raz kolejny zostały złamane. Łzy lały się litrami...
Przy dwóch pożegnaniach Tottiego, a także przy odejściu De Rossiego. Te wydarzenia były otoczone nieprzyjemną atmosferą. Legendy klubu zasługują na zdecydowanie lepsze traktowanie. Totti, DDR oraz Nainngolan – cała trójka – zakomunikowali kibicom, że są gotowi wrócić, gdy Pallotta sprzeda klub. Teraz już nic nie stoi na przeszkodzie. Friedkin może mocno zaimponować kibicom Romy już na początku swojego pobytu w klubie ze Stadio Olimpico (jeszcze, ponieważ wkrótce prawdopodobnie rozpoczną się prace nad budową nowego, własnego stadionu, Stadio della Roma, którego nie będzie trzeba dzielić z Lazio).
Kolejnym kamyczkiem do ogródka Pallotty jest zarządzanie klubem zza oceanu. Amerykanin stale przebywa w Bostonie, a od jego ostatniej wizyty w Rzymie minęły ponad dwa lata – 2 maja 2018 roku Roma grała rewanżowy mecz półfinału Ligi Mistrzów z Liverpoolem. Romaniści nie mają wątpliwości, że Roma znudziła się Pallotcie pod koniec wspólnej drogi.
Największe sportowe kompromitacje Romy podczas tych ośmiu lat to przegrana 1:7 z Bayernem Monachium (w Lidze Mistrzów) oraz z Fiorentiną (w Pucharze Włoch), a także 1:6 z Barceloną (w Lidze Mistrzów). Takie wyniki nie przystają klubowi, który ma ambicje, by być w czołówce nie tylko we Włoszech, ale też w całej Europie.
O opinię na temat pobytu Jamesa Pallotty w Romie poprosiłem dwóch redaktorów Calcio Merito, którzy prywatnie są kibicami Giallorossich.
Michał Kozłowski: "Jako fan Romy, również pozwolę sobię wtrącić kilka zdań ode mnie. Przede wszystkim patrzę na tę sprawę trochę inaczej, przez pryzmat tego, że w momencie kiedy zaczęła się moja przygoda z klubem z Rzymu, Pallotta był już prezesem. Nie mam więc bezpośredniego porównania z poprzednikami, bo najzwyczajniej w świecie ich nie pamiętam, ale czytając dziś artykuły o rodzinie Sensich oraz artykuły o jegomościu z Bostonu, mam wrażenie że osoby, które pełniły tę funkcję przez Pallottą były trochę bardziej lubiane. Nie ma się co dziwić, Roma pod rządami Pallotty zgromadziła tyle samo pucharów, ile zachowała legend w klubie. Ale nie ukrywajmy, patrząc na to jaki monopol w Italii ma Juve, puchary nie powinny być decydującym wyznacznikiem. Tym bardziej, jeśli spojrzymy sobie na pozycje, które Giallorossi zajmowali przez kilka ostatnich sezonów (no dobra, może wyłączając ostatie 2 lata). Wyznacznikiem, który powoduje u mnie realną niechęć do Pallotty są jego działania na rynku transferowym."
"Od połowy 2017r. zdążyli od nas odejść tacy zawodnicy jak Alisson, Salah, Nainggolan, Manolas, Rudiger, El Shaarawy, De Rossi, Strootman. A kto przyszedł w ich miejsce? Przehajpowani do granic możliwości Cengiz Under i Justin Kluivert, pseudonapastnicy Patrik Schick i Nikola Kalinić, potężny zaciąg obronny w postaci Juana Jesusa, Mario Ruiego i Robina Olsena oraz popularnych "człapaków" do środka pola od Stevena N'Zonziego, przez Bryana Cristante, aż do Maxime Gonalonsa. I rozumiem, było kilka dobrych transferów, ale to raczej do policzenia na palcach jednej ręki, maksymalnie dwóch. Na koniec tylko przytoczę w mojej opinii najbardziej absurdalny deal minionego okienka. Luca Pellegrini, jeden z najlepiej rokujących obrońców we Włoszech, o ile nie w całej Europie został sprzedany do Juventusu. A tak właściwie to wymieniony. Za Leonardo Spinazzolę. 26-letniego, szklanego, niczym nie wyróżniającego się, bez większych szans na rozwój, Leonardo Spinazzolę. Myślicie, że to już samo w sobie jest dziwne? To teraz weźmy pod uwagę, że Roma do tej transakcji musiała dopłacać jeszcze 10 milionów. Kurtyna."
Michał Ratuszniak: "Pobyt Pallotty w Romie oceniłbym jako… miraż, jedno wielkie kłamstwo. I choć brak stadionu nie jest do końca jego winą, tak pewne decyzje już tak. Do tego można dorzucić wiele obietnic i słów rzuconych na wiatr, w sprawach braku sprzedaży piłkarzy, czy chowaniem się za legendami klubu, jak to było w przypadku wyboru nowego trenera. Dosyć odważnie powiem, że Roma byłaby w stanie osiągnąć więcej przez te 8 lat, gdyby tylko miała innego prezydenta. To myślę idealnie podsumowuje rządy tego człowieka. Mam nadzieję, że nastanie teraz nowa, lepsza era. A po Pallotcie płakać nie będę."