Niefortunny zbieg okoliczności związany z urazem Mike'a Maignana zmusił Milan do działania i wzmocnienia konkurencji na pozycji bramkarza. Sprawa nie cierpiała zwłoki, więc panowie Maldini oraz Massara zwrócili się w stronę wolnego gracza. W ten oto sposób „Rossoneri” zakontraktowali weterana włoskich boisk - Antonio Mirante.
Życie potrafi spłatać figla jak nikt inny. I to w dodatku w najmniej komfortowym i oczekiwanym momencie. Tym razem postanowiło rzucić kilka kłód pod nogi Milanu. Dyskomfort lewej dłoni znakomicie spisującego się w roli następcy Gianluigiego Donnarummy (czy ktoś o nim w ogóle jeszcze pamięta?) Mike'a Maignana okazał się znacznie poważniejszy, aniżeli pierwotnie przypuszczano.
Bez Maignana do końca roku
Leczenie zachowawcze nie przyniosło w przypadku Maignana efektu. Nieznośny ból, który nie pozwalał mu na maksymalne zaangażowanie fizyczne podczas treningów i spotkań, nie dawał za wygraną i koniecznością stała się interwencja chirurgiczna. Wczoraj Francuz oddał się w ręce doktora Lorisa Pegoliego i przeszedł zabieg artroskopii lewego nadgarstka w mediolańskiej klinice Casa di Cura La Madonnina. Początkowo wydawało się, że „Magick Mike” nie będzie dostępny przez miesiąc, natomiast kolejne informacje włoskich mediów przynosiły coraz mroczniejsze prognozy.
Mianowicie - jego przerwa w grze potrwa ok. 10 tygodni, co klarowanie daje do zrozumienia, że w tym roku kalendarzowym Maignan na boisko już nie wybiegnie. Temat kontuzji 26-latka jest o tyle osobliwy, że jej źródła winniśmy szukać w starciu Milanu z Liverpoolem w Lidze Mistrzów, a dokładnie w sytuacji, w której obronił on rzut karny wykonywany przez Mohameda Salaha. To coś w rodzaju nieszczęścia w szczęściu. Teraz jego lewa dłoń przez najbliższych sześć tygodni będzie unieruchomiona, a później czeka go proces rehabilitacji. Były golkiper Lille już zapowiedział jednak za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych, że wróci silniejszy.
„Antonio spełnia swoje marzenie”
W związku z kontuzją Maignana Milan został zmuszony do rozejrzenia się za rozwiązaniem patowej sytuacji między słupkami. Patowej, bo w momencie wypadnięcia wychowanka Paris Saint-Germain 18-krotni mistrzowie Italii zostali jedynie z niepewnym Ciprianem Tătărușanu z pierwszego zespołu na pozycji bramkarza oraz z 19-letnim Duńczykiem Andreasem Jungdalem, utalentowanym, ale niedoświadczonym, występującym na co dzień w Primaverze. Wyłączony z gry z powodu urazu kolana jest także 21-letni Alessandro Plizzari, który do tej pory pełnił rolę trzeciego bramkarza. Wnioski nasuwają się same. W Casa Milan nikt nie tracił czasu, włodarzom zależało, żeby możliwie jak najszybciej wyjść z tego impasu.
Wybór padł na pozostającego od lipca na bezrobociu Antonio Mirante. Już we wtorek wieczorem Gianluca Di Marzio informował o zdecydowanych działaniach mediolańskiego klubu wobec zaprawionego w bojach Włocha. Wczoraj 38-latek przybył do Mediolanu, przeszedł testy medyczne i podpisał kontrakt do końca bieżącego sezonu z możliwością prolongowania go o kolejny rok.
- Jest mi bardzo przykro z powodu Maignana. Antonio spełnia swoje marzenie przechodząc do Milanu, miał to w swojej głowie od dłuższego czasu - powiedział Valerio Giuffrida, agent Mirante, w rozmowie z portalem calciomercato.com. Być może transfer na San Siro był mu faktycznie pisany, bowiem w pierwszej połowie 2021 roku plotkowało się w mediach o możliwym zatrudnieniu go właśnie przez Milan.
W stolicy bywało różnie
Mirante absolutnie nie jest postacią anonimową dla fanów Serie A. Nazwanie go w ten sposób byłoby wręcz poważnym przewinieniem. W najwyższej włoskiej klasie rozgrywkowej ma aż 368 występów, w których dał się pokonać 505 razy i zachował 114 czystych kont. Chociaż nigdy nie udało mu się dosięgnąć poziomu najlepszych golkiperów we Włoszech, a w Romie satysfakcjonowała go zaledwie rola zmiennika, to taka liczba meczów musi robić wrażenie.
- Mirante to bramkarz profesjonalista, bez względu na wiek, i poważna osoba. Jest bramkarzem niezwykle rzetelnym, ale z mojego punktu widzenia pierwszym wyborem będzie Tătărușanu, który będzie miał okazję rozegrać kilka meczów, żeby pokazać swoją jakość - twierdzi Simone Braglia, były bramkarz Milanu, w wywiadzie dla MilanNews.it.
Na chwałę „Giallorossich” grał przez ostatnie trzy lata. Uzbierał w tym czasie 35 potyczek na wszystkich frontach, z czego 29 w Serie A. Puścił w nich 45 goli i 13-krotnie zagrał na zero z tyłu. Podczas swojego pobytu na Stadio Olimpico zdarzały mu się zarówno mecze, w których bronił spektakularnie, imponował stoickim spokojem oraz zauważalną pewnością siebie, jak i takie, po których uchodził za jednego z głównych winowajców niepowodzenia. Potrafił mieć pod koniec kampanii 2018/19 najwyższy procentowy wskaźnik czystych kont względem rozegranych meczów pośród wszystkich golkiperów z pięciu najsilniejszych lig Europy, ale potrafił też zawodzić i w żaden sposób nie pomagać drużynie w sytuacji kryzysowej, co uwypuklił pierwszy półfinałowy pojedynek Romy z Manchesterem United w Lidze Europy z minionego sezonu.
A mógł grać w Realu...
Swego czasu usługami Mirante zainteresowany był podobno sam Real Madryt! A przynajmniej takie rewelacje głosiła madrycka „MARCA”. W 2019 roku, kiedy Keylor Navas spakował manatki i przeniósł się do Paryża, „Los Blancos” poszukiwali kogoś na wzór Diego Lópeza z czasów José Mourinho, czyli drugiego bramkarza ze sporymi umiejętnościami, akceptującego swoją pozycję w zespole. W gronie potencjalnych kandydatów do takiej fuchy wymieniany był właśnie urodzony w Castellammare di Stabia piłkarz. W grę wchodziło wypożyczenie. Ale finalnie to nie on, a Alphonse Areola trafił na takiej zasadzie na Santiago Bernabéu.
Najwięcej gier w swojej karierze, dokładnie 208, Antonio zanotował w barwach Parmy. Poza tym, był również zawodnikiem Bolognii, Crotone, wspomnianej już Romy, Sampdorii czy Sieny. Wyjątkowo intrygującego posmaku dołączeniu Mirante do Milanu dodaje fakt, iż jest on wychowankiem Juventusu i nawet zagrał dla niego w 7 meczach w Serie B w kampanii 2006/07, czyli w czasach pokutowania „Starej Damy” na zapleczu za aferę Calciopoli. Kilka razy w karierze doświadczony portiere był łączony z powrotem do swojego macierzystego klubu, oczywiście w roli rezerwowego, ale ostatecznie nigdy do tego nie doszło.
Nie Juventus, nie Real, a Milan. Gdyby nie kontuzja Maignana, Mirante prawdopodobnie już nigdy nie dołączyłby do mediolańskich „Diabłów”. Los chciał inaczej i dał mu wspaniałą szansę na przeżycie krótkiej, aczkolwiek niezapomnianej przygody, może nawet wieńczącej całą jego piłkarską drogę. Jego przypadek dowodzi, że marzenia mogą się spełnić w każdej chwili. W wieku 38 lat - również.