W ostatnich latach co raz częściej podejmowane są dyskusje na temat zredukowania liczby drużyn w Serie A z 20 do 18. Nie ma się co dziwić, we Włoszech jest spora różnica między pierwszym poziomem rozgrywkowym, a drugim, co można zauważyć na przykładzie beniaminków Serie A, gdzie w ostatniej dekadzie były raptem 3-4 wyjątki, które się wyróżniały i ugrały coś więcej, niż walka o utrzymanie. Zresztą 18 drużyn to w Serie A żadna nowość, gdyż wcześniej grano tak przez około 30 lat. Dlaczego więc system, który się sprawdzał naprawdę przyzwoicie, został zmieniony?
(to będzie prawdopodobnie jedna z bardziej absurdalnych historii, które ostatnio przeczytaliście)
Rok 2003. 12 kwietnia, sobota, godz. 15:00. 30.kolejka sezonu zasadniczego Serie B. Za moment na murawę wybiegną dwie drużyny. Z jednej strony Siena, która w tym sezonie ma niepowtarzalną okazję na pierwszy, historyczny awans do Serie A. Z drugiej strony Catania, będąca na skraju utrzymania w lidze (a obecnie będąca na skraju bankructwa). Spotkanie zakończyło się remisem 1-1 i w tamtym momencie pewnie nikt nie spodziewał się, że od tego meczu zacznie się pasmo przeróżnych afer, niejasnych sytuacji i kontrowersji, które w ostatecznym rozrachunku dotkną też Serie A. Skupmy się więc konkretnie na jednym piłkarzu, którego można nazwać sprawcą całego zamieszania, a jest nim Luigi Martinelli. To nazwisko zapewne za wiele Wam nie mówi, ten środkowy obrońca występujący wtedy w Sienie ma na swoim koncie raptem 4 występy na poziomie Serie A, w tym wszystkie z ławki rezerwowych. Niestety, jeśli gdziekolwiek po latach ktoś o nim wspomina, to raczej nie wraca pamięcią do jego niebywałych umiejętności piłkarskich, a właśnie do tego spotkania. Spotkania, do którego Martinelli w gruncie rzeczy nie był dopuszczony. Dwa tygodnie wcześniej podczas ligowego spotkania z Cosenzą, Włoch został ukarany żółtą kartką, zresztą już piętnastą (!) w tym sezonie, co oznaczało pauzę w najbliższej kolejce. Tak też się stało, Luigi Martinelli nie pojawił się na placu gry w przegranym meczu z Napoli i wydawało się, że na spotkanie z Catanią jest już gotowy. Otóż nie. Władze klubu z Sycylii parę dni po tym meczu złożyły skargę do FIGC z zażaleniem, że Martinelli nie odbył kary, ponieważ brał udział w spotkaniu młodzieżowym Sieny, co powinno skutkować walkowerem. Dla Catanii byłoby to wybawienie ze strefy spadkowej i wskoczenie nad Napoli w tabeli. Problem w tym, że Martinelli nie miał bezpośredniego wpływu na wynik tamtego meczu, co teoretycznie nie powinno mieć znaczenia, bo nagięcie przepisów to nagięcie przepisów, ale pamiętajcie - to Italia.
Minęło 12 dni i Rossoblu dostali pierwszy cios. Odrzucenie apelacji, co w późniejszym rozrachunku skutkowałoby spadkiem z ligi. Na nagły zwrot akcji nie trzeba było jednak długo czekać, bo 12 maja po złożeniu kolejnego wniosku, CAF zdecydował o racji Catanii, która znalazła się z powrotem w Serie B kosztem Napoli. To zrodziło olbrzymie kontrowersje, nawet tak wielkie, że analizowany był system 21-drużynowy w kolejnym sezonie, gdzie ani Catania, ani Napoli nie spadłyby z ligi. Ale wtedy do akcji wkracza Venezia, która składa apelację, że w pewnym spotkaniu z ich udziałem, również doszło do podobnego naruszenia przepisów. Nie uwierzycie o jaki mecz chodzi. Tak, chodzi o starcie Venezii z... Catanią. Wtedy pełne spotkanie rozegrał zawieszony Vito Grieco. Ewentualny walkower powodowałby już kompletne przetasowania w okolicach strefy spadkowej, Venezia wskoczyłaby przed Catanię i Napoli i to właśnie ona sensacyjnie by się utrzymała.
Nad rozwiązaniem problemu dyskutowano aż do końca lipca, w grę wchodziły tak naprawdę trzy warianty. Pierwszy zakładał spadek Catanii, a utrzymanie Napoli i sezon 03/04 z 20 drużynami. Wariant drugi to pozostawienie w lidze jednych i drugich, co skutkowałoby nieparzystą liczbą klubów (swoją drogą podobna sytuacja miała miejsce w zeszłym sezonie Serie B, tam brało udział akurat 19 ekip, ale to już historia na inny wpis). Jest też wariant trzeci, nieszablonowy, wariant o którym ostatnio bardzo często słyszymy w związku z sytuacją na świecie i panującym wirusem. Mianowicie z ligi nie spada nikt, a sezon 03/04 będzie opiewać w 24 drużyny. Co ciekawe ten scenariusz wydawał się być do pewnego czasu najrealniejszy, aż w końcu początek sierpnia i Rossoblu dostali drugi cios. FIGC zadecydował, że liga ostatecznie będzie liczyć 20 drużyn. Spowodowane to było głównie naciskami ze strony prezesów innych klubów, którzy sprzeciwiali się zbyt częstej grze w formacie, który zakładał więcej zespołów. Wprawdzie 6 sierpnia Catania wystosowała jeszcze jedno pismo, ale kiedy sześć dni później oficjalnie zostały zaprezentowane terminarze Serie C1 na kolejny sezon, wydawało się, że jest już po zawodach i ten cyrk na kółkach można uznać za zakończony. Ale powtórzę się - to Italia. Minęło 24 godziny i FIGC zmieniło zdanie, liga definitywnie z 24 drużynami, nikt nie spada, cztery ekipy awansują.
Oczywiście "nikt nie spada" to pojęcie względne, bo jak to zawsze we Włoszech między sezonami jest, ktoś musiał zbankrutować. Padło na Cosenzę, która i tak była w strefie spadkowej, więc wydawać by się mogło, że jakoś nie naruszy to ligi specjalnie i zostanie zorganizowany baraż między finalistami play-offów z grup A i B w Serie C1. Ewentualnie liga z 23 zespołami, strasznie nieestetyczny widok tabeli co kolejkę, gdzie liczba meczów u paru klubów nie będzie jednakowa, ale można to przeboleć. Ale to chyba byłoby za banalne na Italię. Awansowała Fiorentina, klub który w minionym sezonie zajął pierwsze miejsce... w Serie c2. Dwa poziomy rozgrywkowe niżej od Serie B. Viola dostała szansę ze względu na sportowe zasługi i zdobyte niegdyś dwa mistrzostwa Włoch oraz chęć odbudowania drużyny z Florencji po niedawnej degradacji. Wyobrażacie sobie taki wałek po niespełna 20 latach? Oczywiście narodziło to ze sobą kolejne odwołania i apelacje, chociażby Pisy, która awans do Serie B przegrała w dogrywce i która broniła się stabilnym zapleczem finansowym i dobrą infrastrukturą. Koniec końców nic już się od tego momentu nikomu nie udało zdziałać.
Sezon 03/04 był jedynym takim w historii Serie B, gdzie udział brały, aż 24 drużyny. Zaczęło się od przesuniętej 1.kolejki ze względów organizacyjnych, a także raptem dwóch spotkań 2. kolejki rozegranych w terminie, czego przyczyną były protesty kibiców co do zaproponowanego formatu. No bo generalnie raczej nikomu się we Włoszech to nie widziało. Oczywiście poza FIGC i niedoszłymi spadkowiczami z sezonu 02/03. Sezon odbyty w niesamowitych trudach, biorąc pod uwagę stosunkowo późny start rozgrywek (pierwsza pełna kolejka dopiero 11 września), mecze co 3 dni były niemal normą, a sama liga kończyła się w czerwcu. Było jednak o co walczyć, aż 6 miejsc premiujących awans do Serie A podgrzewały tylko atmosferę. Bowiem postanowiono, że aby nie robić olbrzymiej dysproporcji pomiędzy liczbą drużyn na pierwszym i drugim szczeblu rozgrywkowym, od sezonu 04/05 Serie A składać się będzie z 20 klubów, a Serie B z 22 klubów. Format ten funkcjonował w drugiej lidze aż do zeszłego sezonu, gdzie też był niezły cyrk ze zmianą formatu (tak jak pisałem, historia na kiedy indziej). Co ciekawe wśród szóstki szczęśliwców, którzy wywalczyli miejsce w Serie A była... Fiorentina, która zanotowała tym samym najszybszy awans z czwartego na pierwszy poziom rozgrywkowy we Włoszech (sorry Parma, ale w praktyce niestety tak to wygląda). Po latach ta decyzja nie wydaje się być najlepsza, zdaniem wielu ekspertów liczba drużyn ponownie powinna został zredukowana do 18, ze względu na małą konkurencyjność i brak jakości u co raz to nowszych zespołów. W Italii problem klubowego przeludnienia jest szczególnie zauważalny na niższych szczeblach, do niedawna w Serie B mieliśmy 22 drużyny, a na trzecim poziomie rozgrywkowym 90 (!) co było istnym szaleństwem. Aktualnie w Serie C mamy 3 grupy po 20 zespołów, więc i tak liga poczyniła spore postępy, co nie zmienia faktu, że wciąż tych ekip jest tam za dużo. Wiele z nich ma problemy finansowe (nie mówiąc już o tej pandemii, która może się okazać dla niektórych gwoździem do trumny), a gdyby zliczyć długi wszystkich klubów wyszłoby ponad 100 milionów euro.