Florencja nareszcie ma napastnika, na jakiego zasługuje. Buńczucznego żółtodzióba, który zmienił się w snajpera z prawdziwego zdarzenia. Agenta do zadań specjalnych, nierzadko wyciągającego drużynę z tarapatów na swoich plecach. Dušan Vlahović rozgrywa najlepszy sezon w karierze, mówi o nim cała piłkarska Europa, a trykot Fiorentiny powoli staje się dla niego za mały.
Do skromnych i cichych chłopców Vlahović z pewnością nigdy nie należał. Trudno powiedzieć coś takiego o kimś, kto sam siebie mianował Ibrahimoviciem z Belgradu. Grono kibiców i obserwatorów Serie A ta nieskrywana buta młodego Serba dość mocno uwierała. Ale od pewnego czasu, zwłaszcza od początku 2021 roku, napastnik Fiorentiny regularnie ucisza swoich krytyków i wytrąca im z rąk wszystkie argumenty. A i swoje nastawienie też zmienił.
Był Batigol, jest Vlahogol
W 34 ligowych potyczkach tego sezonu 21-latek wpisywał się na listę strzelców 21-krotnie. Z czego aż 17 razy w bieżącym roku kalendarzowym, w którym to tylko Robert Lewandowski (22) i Leo Messi (21) strzelili więcej goli w pięciu czołowych ligach Europy. Robi wrażenie, co? Gwoli ścisłości wspomnę, że w tym momencie jest również najlepszym strzelcem w Serie A w 2021 roku. Dušan zachwyca i tydzień w tydzień bije kolejne rekordy florenckiego klubu. Dla sympatyków 2-krotnych mistrzów Italii jest pocieszeniem w nieudanej kampanii i nadzieją na lepsze jutro. Przez miejsce w gronie najskuteczniejszych najmłodszych strzelców w pięciu najsilniejszych ligach Europy, równanie do samego Erlinga Haalanda, aż po nawiązanie do legendarnego José Altafiniego oraz do wybitnych zagraniczników w historii „Violi”, np. do Gabriela Batistuty. „Liliowi” dawno nie mieli w swoich szeregach takiego cracka, a przecież już niedługo mogą go stracić.
W rozmowie z „Corriere dello Sport” w maju 2020 roku „Vlaho” przyznawał, że pragnie zatriumfować w barwach Fiorentiny, wygrać z nią coś konkretnego. Jednakże, jak powszechnie wiadomo, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Zainteresowanie Realu Madryt, Manchesteru United, Liverpoolu czy Milanu może zawrócić w głowie. Kwestia twardego stąpania po gruncie gra tutaj zatem główną rolę. Na tym poziomie nie może być mowy o sodówce.
Póki co, nic takiego u Vlahovicia nie występuje. - Czuję dużą odpowiedzialność. (...) Jestem skupiony i twardo stąpam po ziemi. Nie wiem, gdzie dotrę, ale nie chcę niczego żałować. Chcę się doskonalić każdego dnia - przyznał w kwietniowym wywiadzie dla „La Repubblica”. Nie od dziś wiadomo, że jego wielkim idolem jest Zlatan Ibrahimović, którego nawet w wielu aspektach piłkarskiego rzemiosła serbski snajper przypomina. Wśród przyjaciół ma pseudonim „Ibra”. Zdradził rzymskiemu dziennikowi, że pewnego razu dostał od Szweda wiadomość z życzeniami sukcesów i to w dodatku w języku serbskim. Wzór do naśladowania wybrał sobie wyśmienity. Co więcej - podobny do samego siebie pod kątem profilu boiskowego, ale także krnąbrności charakteru.
Pyszny niczym jego gra
Dušan wychodzi na murawę i robi swoje. Wyróżnia się głównie swoją fizycznością (190 cm wzrostu i nienaganna sylwetka atlety) i klasycznym instynktem snajperskim. Bardzo dobrze gra plecami do bramki, świetnie się zastawia. W ostatnim czasie znacznie poprawił aspekt techniczny. Idealne doklejenie piłki do stopy, nawet trudnej, wysokiej lub szybkiej, nie sprawia mu większego problemu. No i ta tak charakterystyczna dla niego boiskowa pycha. Utytułowani, doświadczeni rywale nie robią na nim wrażenia. Wystarczy spojrzeć na to, w jaki sposób wykonał rzut karny w kwietniowym spotkaniu z Juventusem. - Może to będzie aroganckie, ale ze swoim zaangażowaniem mogę osiągnąć równie wysoki poziom, co on (Haaland - przyp. red.) - rzucił pewnie w przytaczanej wyżej rozmowie.
Serb prezentuje się doprawdy kapitalnie w rundzie wiosennej. Przede wszystkim złapał regularność, której w pierwszej części kampanii ligowej mu brakowało. Na zdobycie wspomnianych 21 bramek potrzebował 2662 minut, co oznacza, że w Serie A trafia do siatki co 127 minut. Pochwał nie szczędzą mu byli zawodnicy, jak chociażby Luís „Lulù” Olveira: - Jest graczem kompletnym, który przede wszystkim używa mózgu. Kiedy znajdujesz się w polu karnym, podstawą jest, by wiedzieć, co należy zrobić. I on to wie. Wie, kiedy zasłaniać piłkę, wie, kiedy się uwolnić, wie, jak strzelać gole w każdej sytuacji - powiedział dla portalu „fiorentina.it” były napastnik Fiorentiny, Cagliari czy Bolognii.
Jeśli ktoś jeszcze powątpiewa w rangę osiągnięć 21-latka, podkreślmy, że ma on tyle samo ligowych goli, co Romelu Lukaku i Luis Muriel, a więcej od Ciro Immobile, Andrei Belottiego oraz Duván Zapata. W klasyfikacji capocannoniere musi uznawać wyższość jedynie Cristiano Ronaldo, któremu już raczej nikt tego tytułu nie odbierze. To doskonale ilustruje, że za Vlahoviciem przemawiają zarówno liczby, jak i czyny.
Don't cry for me Fiorentina
Jedna jaskółka wiosny jednak nie czyni. Pamiętajmy, że dla wychowanka Partizana to pierwszy taki sezon w profesjonalnym futbolu. Równie dobrze może się dla niego skończyć zaledwie na zyskaniu łatki „one season wonder”. Kolejny rok będzie dla niego swoistą weryfikacją. Tylko czy w Serie A i na Artemio Franchi? Fiorentina nie myśli o sprzedaży młodego atakującego, którego kontrakt wygasa w 2023 roku, co wcale nie oznacza, że go ostatecznie nie spienięży. Rocco Commisso dyktuje za swojego asa cenę minimum w wysokości 60 milionów euro. Jeśli pojawi się ktoś, kto wyłoży taką sumę, ambitny sternik „Fioletowych” zgodzi się na odejście swojego najlepszego piłkarza.
Najrozsądniejszym wyjściem dla (być może) wicekróla strzelców Serie A byłoby pozostanie w stolicy Toskanii i sprawdzenie się w kolejnym sezonie. Jeśli udowodni swoją wartość, oferty wrócą jak bumerang. Z drugiej strony, może należy kuć żelazo, póki gorące? Wszak propozycje z Madrytu, Mediolanu, Manchesteru i pewnie jeszcze kilku innych znamienitych miast nie trafiają się na co dzień. Nie ulega wątpliwości, że kibice „Violi” mają w osobie Vlahovicia książkowy materiał na wielkiego idola trybun. A skoro Commisso obiecał powrót Fiorentiny na szczyt, to chyba tylko właśnie z kimś takim na czele, prawda?