Efekt Hauge, czyli jak Włosi polują na norweskie perełki

norwegia lis 17, 2021

Gdy w październiku 2020 roku Jens Petter Hauge, po świetnym występie w meczu eliminacji Ligi Europy, zamieniał norweskie Bodø/Glimt na AC Milan, wydawało się, że to tylko jednorazowy wyskok Włochów po wyróżniającego się piłkarza rywali. Rok później, kilka tygodni po kompromitacji AS Romy z tym samym przeciwnikiem, rynek norweski nie jest już dla klubów Serie A tylko ciekawostką. Czy północny kierunek na dobre zdefiniuje przyszłe plany transferowe na Półwyspie Apenińskim?


Obiecujące początki i hokeista w Weronie

Gdy dogłębnie przyjrzymy się polityce transferowej włoskich klubów na przestrzeni lat, zobaczymy pewne trendy, które przez dziesięciolecia niezmiennie wyznaczały kierunek, w którym (nierzadko bazując na złym pierwszym wrażeniu) podążali działacze planując zagraniczne transfery. Norwegowie po raz pierwszy pojawili się w Serie A na początku lat 50. W 1951 roku Padova sięgnęła po Knuta Andersena, atakującego z Sarpsborga, za to do Lazio dołączył pomocnik Sandaker, Ragnar Larsen. Wydawało się wówczas, że to początek długotrwałej współpracy na linii północ-południe. Rzymianie, po niezłym pierwszym sezonie Larsena, jeszcze raz poszukali szczęścia w "kraju fiordów" i zakontraktowali młodego napastnika, Pera Bredesena. Gwiazdor reprezentacji Norwegii po przejściu na profesjonalizm musiał zrezygnować z występów w kadrze, która była wtedy całkowicie amatorska.

Duet Larsen & Bredesen w barwach Biancocelestich funkcjonował całkiem nieźle. Po kilku latach wspólnej gry doszło jednak do rozłamu. Pierwszy odszedł do Genoi, za to ten drugi nieco później poszukał swojego szczęścia w Udinese, a następnie, broniąc barw Milanu, został pierwszym Norwegiem w historii, który zdobył scudetto. W międzyczasie do Werony trafił kolejny potomek Wikingów. W sezonie 57/58 barw Hellasu bronił pomocnik Finn Gundersen, który... był także aktywnym hokeistą! Wychowanek Skeidu Oslo skutecznie łączył grę w piłkarskiej oraz hokejowej reprezentacji kraju. 5 lat przed transferem do Włoch wystąpił z kadrą na Igrzyskach Olimpijskich w Oslo, a w 1959 roku, kilka miesięcy po odejściu z miasta Romea i Julii, zdobył z Tigrene mistrzostwo Norwegii w hokeju na lodzie.

Finn Gundersen (pierwszy z prawej w dolnym rzędzie) w barwach Skeidu Oslo przed meczem finału Pucharu Norwegii, 1956 rok. Fot. Jan Stage (NTB scanpix)

Wyrwa w historii

Początki Norwegów w Italii były bardzo obiecujące, jednak z jakiegoś powodu, począwszy od lat 60., zaprzestano ruchów transferowych z tego kraju. Pomiędzy rokiem 1959 (ostatni sezon Bredesena w Serie A), a 1997 (sprowadzenie przez Milan Steinara Nilsena) minie aż 38 lat bez choćby jednego występu Norwega na najwyższym poziomie rozgrywkowym we Włoszech. Oznacza to tyle, że w czasie, gdy Duńczycy i Szwedzi budowali swoją markę na Półwyspie Apenińskim, Norwedzy nie pojawili się tam przez prawie 4 dekady. Reprezentanci "Trzech Koron", Nils Liedholm i Gunnar Nordahl, zdążyli w międzyczasie zostać legendami Milanu, Lennart Skoglund dał Interowi dwa tytuły mistrzowskie, a Kurt Hamrin oraz Tomas Brolin zapisali się złotymi zgłoskami w historii Fiorentiny i Parmy sięgając po Puchar Zdobywców Pucharów. Nie wspominając nawet o historii najnowszej i wyczynach Zlatana Ibrahimovica na boiskach Serie A.

Przepaść pomiędzy Norwegią, a innymi skandynawskimi krajami powiększała się z roku na rok i wcale nie zmalała po transferze do Włoch wspomnianego już Nilsena. Trzeba było poczekać aż do 2003 roku, kiedy to do Italii zawitali John Carew (AS Roma) i Tore Andre Flo (Siena), żeby zobaczyć realny wpływ zawodników z "kraju fiordów" na poczynania czołowych włoskich klubów. W 2008 roku do Rzymu (to chyba ulubione miasto Norwegów, prawda?) z Liverpoolu trafił John Arne Riise i pomimo, że przez sympatyków Giallorossich pamiętany jest raczej pozytywnie (szczególnie dzięki atomowym strzałom z dystansu i rzutom wolnym), nie pomógł Romie włożyć do gabloty ani jednego trofeum. W tym momencie zasadane jest pytanie: czy do cholery, jakikolwiek Norweg odniesie kiedyś jakiś znaczący sukces we Włoszech?


Drastyczna zmiana

Pamiętacie jak na początku mówiłem o tendencjach, które sprawiają, że włoskie kluby niechętnie sięgają po piłkarzy z danych regionów świata? Otóż wizja może zmienić się o 180 stopni w najmniej oczekiwanym momencie. Końcówka września 2020 roku i z punktu neutralnego kibica niezbyt ciekawie zapowiadający się mecz 3. rundy eliminacji Ligi Europy, AC Milan - Bodø/Glimt. Gospodarze w pół-rezerwowym składzie z młodym Lorenzo Colombo na "dziewiątce" męczą się z ówczesnym wicemistrzem Norwegii i po ciężkim meczu awansują do kolejnej rundy. W drużynie gości pierwsze skrzypce gra młody, nieznany szerszej publiczności skrzydłowy, Jens Petter Hauge. Norweg zalicza gola i asystę, a już tydzień później zostaje nowym zawodnikiem Rossonerich. Szybko poszło, prawda?

Jak się później okaże, Hauge nie podbije Mediolanu, jednak wyznaczy kierunek jakim wkrótce być może zaczną podążać włoskie kluby. Norwegia powoli staje się coraz większym graczem na rynku europejskim, co nie może umknąć uwadze klubów chcących stawiać na młodych, utalentowanych graczy. Erling Haaland w wieku 21 lat jest gwiazdą ze światowego topu, a Martin Odegaard już jako 15-latek został dostrzeżony przez Real Madryt i ściągnięty za niemałe pieniądze. W 2019 roku impuls dała Sampdoria kontraktując dwóch Norwegów, Mortena Thorsby'ego oraz Kristoffera Askildsena. Ten pierwszy jest obecnie podporą środka pola klubu z Genui, za to Askildsen rokuje coraz lepiej, będąc gwiazdą młodzieżowej reprezentacji kraju.

Co ciekawe, w swoim składzie Norwegów ma także dwóch beniaminków Serie A w sezonie 21/22, Salernitana oraz Venezia. Mimo to, ani klub z Kampanii (Strandberg, Kristoffersen), ani ekipa z północy (Johnsen) nie wyłowiła tych piłkarzy bezpośrednio z ligi norweskiej, dlatego daleko mi do stwierdzenia, jakoby ich dział skautingu znacząco się w tym przypadku wykazał.


Historia lubi się powtarzać

Jens Petter Hauge przychodził do Włoch z Bodø/Glimt, Kristoffer Askildsen ze Stabæk, które w CV ma także Morten Thorsby, wychowanek Lynu Oslo. Czyja postać łączy te trzy kluby? Nie mogło być inaczej - chodzi o Erika Botheima, kolejny cel transferowy AS Romy. Norweg w dwumeczu mistrza kraju z ekipą Jose Mourinho zdobył 3 gole i zaliczył 3 asysty (w tym 2 gole i 3 asysty w wygranym przez Bodø meczu aż 6:1), czym wzbudził zainteresowanie Giallorossich. Oglądając pogrom drużyny zza koła podbiegunowego na 7. zespole poprzedniego sezonu Serie A można było prześmiewczo sądzić, że Roma po tym meczu zainteresuje się usługami Botheima. Nic bardziej mylnego - tak właśnie się stało.

W obecnej kampanii, w barwach ekipy z "wiecznego miasta" zawodzi przede wszystkim Eldor Shomurodov. Były snajper Genoi zaliczył zaledwie 2 trafienia w 16 spotkaniach we wszystkich rozgrywkach. Uzbek sprowadzany był na Stadio Olimpico za 17.5 miliona euro, więc i oczekiwania wobec niego były zdecydowanie większe. Tammy Abraham, po obiecującym początku sezonu, jest obecnie jednym z najbardziej krytykowanych zawodników, a Borja Mayoral od dobrych kilku miesięcy jest w klubie na bocznym torze. Wypożyczony z Realu Madryt napastnik zebrał w tym sezonie zaledwie 100 minut i w tym czasie nie przekonał do siebie Jose Mourinho. Nic więc dziwnego, że to właśnie Botheim znalazł się na celowniku Romy.

O usługi byłego gracza Rosenborga pyta także Lazio (rzymskie kluby naprawdę uwzięły się na Norwegów), które od wielu lat cierpi na brak klasowego zmiennika dla Ciro Immobile. Sezon ligi norweskiej kończy się w połowie grudnia, dlatego wiele klubów (nie tylko Serie A) powinno w zimowym okienku transferowym zwrócić swoje oczy ku zawodnikom ze Skandynawii. Botheim, równieśnik i przyjaciel Erlinga Haalanda, wg serwisu Transfermarkt warty jest jedynie 600 tysięcy euro, co może okazać się świetną inwestycją, która nie ma prawa nie spłacić się z nawiązką.

Smakowitym kąskiem jest także środkowy pomocnik Bodø/Glimt, Patrick Berg. Pełnoprawny już reprezentant Norwegii przedstawił się na wielkiej scenie pięknym trafieniem z dystansu w pierwszym meczu z Romą. Wobec słabej dyspozycji Diawary i Villara oraz niskiej ceny rozgrywającego (zaledwie 1.6 mln euro), może być to prawdziwa rynkowa okazja. Kto wie, być może Roma (lub inny włoski klub) skusi się na pakiet Botheim + Berg? Jedno jest pewne - od tego momentu drużyny Serie A mają już nauczkę, nie zlekceważą Norwegów i zaczną baczniej przyglądać się poczynaniom zawodników na północy Europy. W tym rejonie cena do jakości jest bardzo korzystna, co szczególnie w sytuacji ograniczonego budżetu może okazać się zbawieniem.

Robert Saganowski

Fan piłki nożnej jak świat długi i szeroki, od Serie A do polskiej B-klasy. Zanurzony po nos w Fantasy Premier League. Kibic hokeja w polskim wydaniu. Języki obce, włoska kuchnia i irlandzka whiskey.

Great! You've successfully subscribed.
Great! Next, complete checkout for full access.
Welcome back! You've successfully signed in.
Success! Your account is fully activated, you now have access to all content.