Diego Godin dołączył za darmo do Cagliari i podpisał trzyletni kontrakt, tym samym stając się klubowym kolegą i, miejmy nadzieję, partnerem w defensywie Sebastiana Walukiewicza.
Wszystko zaczęło się tak, jak prawie zawsze w tym okienku transferowym, czyli od niezwykle szanowanego eksperta piłkarskiego, Fabrizio Romano (który zakomunikował to, dodając charakterystyczne dla niego: "here we go!”). Jak wiadomo sprawa transferu urugwajskiej legendy reprezentacji, jak i żywej ikony Atletico Madryt, Diego Godina, jest przesądzona. Inter Mediolan, czyli poprzedni pracodawca piłkarza, po niezbyt udanym sezonie w jego wykonaniu, zdecydował się na zrezygnowanie z usług gracza, co wykorzystało Cagliari.
Do głowy przychodzi myśl, dlaczego Inter w tak prosty sposób pozbywa się Diego Godina…. Wytłumaczenie jest równie trywialne, po pierwsze popularny „El Faraon” średnio się sprawdził w taktyce Antonio Conte. Głównie może być spowodowane to tym, że "Nerazzurri" grają trójką z tyłu, a on po prostu nigdy wcześniej tak nie grał. Po drugie - fantastyczny Alessandro Bastoni. Bez problemu wszedł w buty Godina i, jak na 19 lat, radził sobie wybitnie dobrze, nie zwalniając miejsca nawet na moment starszemu o piętnaście lat koledze. Po trzecie ogromne zarobki Urugwajczyka. Kapitan reprezentacji swojego kraju inkasował z klubowej kasy rocznie (UWAGA!) prawie siedem milionów euro. Mimo, że na początku chęć pozbycia się tak legendarnego obrońcy wygląda dość abstrakcyjnie, to jednak patrząc na argumenty zapisane wyżej, wszystko składa się w jedną całość.
Diego Godin karierę zawodową rozpoczynał w 2003 roku, przechodząc z młodzieżówki Defensor Sporting Club do Club Atletico Cerro za absolutnie symboliczne... 500 euro. Po trzech latach gry zgłosił się po niego Nacional, w którym zagrał przez kolejną kampanię. Wtedy trafił za 800 tysięcy euro do Villarreal, skąd po trzech następnych sezonach sprowadziło go Atletico Madryt za dziesięciokrotność wydatku "Żółtej Łodzi Podwodnej". Przez kolejne dziewięć lat dzielnie bronił dostępu do bramki "Rojiblancos", dorabiając się statusu legendy. We Włoszech w 36 występach zdobył 2 gole, w tym jedno w finale Ligi Europy, oraz zanotował asystę. Według niemieckiego portalu "Transfermarkt.de” wart jest mniej więcej pięć milionów euro. Dla kadry narodowej rozegrał aż 135 meczów i zdobył osiem bramek.
Co w takim razie oznacza Diego Godin dla Sebastiana Walukiewicza?
To wszystko zależy od tego, jaką formacją będzie chciał grać nowy trener Cagliari - Eusebio Di Francesco. Gra na trzech obrońców oznaczałaby, praktycznie pewne miejsce w składzie dla Walukiewicza, ponieważ najprawdopodobniej Godin wskoczyłby w miejsce Ceppitelliego, który w ubiegłym sezonie rozegrał szesnaście spotkań w Serie A. W przypadku gry preferowanym systemem nowego szkoleniowca Cagliari, sytuacja byłego zawodnika Pogoni Szczecin wyglądałaby mniej kolorowo. Di Francesco musi wybierać między kimś z dwójki Klavan/Walukiewicz i zapewne, przynajmniej na początku wybrałby bardziej doświadczonego Estończyka. Drużyna z Sardynii w tamtym sezonie grała raczej trójką obrońców, natomiast z tego, co wiadomo, Di Francesco woli grać klasyczną czwórką z tyłu, tak jak na przykład zagrali w pierwszym meczu tego sezonu z Sassuolo. Pozostało trzymać kciuki za Sebastiana Walukiewicza i za jego pierwsze spotkania u boku niesamowitego Diego Godina.
Uważam, że tak doświadczony piłkarz jak Godin mógłby bezproblemowo celować w transfer do lepszego zespołu niż ligowy średniak, jakim jest Cagliari. Trzeba jednak pamiętać, że Sardynia to przepiękne miejsce do życia oraz ciągle ciekawy projekt, który mógł przekonać Urugwajczyka do transferu. Dla Sebastiana Walukiewicza może to być bardzo ciekawe doświadczenie, bo codzienne trenowanie z jednym z najlepszych obrońców w historii, zawsze działa na korzyść, jeśli chodzi o własny rozwój.