Odpadnięcie z Ligi Mistrzów nigdy nie jest przyjemne. Prowadzi to do różnego rodzaju dyskusji dotyczących zmian w zespole, które z mniejszym, lub większym skutkiem są wdrażane. Jak jednak wytłumaczyć to, że odpada się trzy razy z rzędu z tych samych rozgrywek, będąc za każdym razem faworytem? Nad tym może zastanawiać się Juventus, który po porażkach z Ajaxem i Olympique Lyon dopisuje sobie porażkę z FC Porto. Przyjrzyjmy się zatem, jak do tego doszło.
Juventus wyszedł na rewanżowy mecz z FC Porto w następującym składzie:
Już samo ustawienie personalne mogło budzić wątpliwości, czy awans będzie realny. Wystawienie trójki nominalnych środkowych pomocników, wśród których Aaron Ramsey miał pełnić rolę fałszywego skrzydłowego było sporym zaskoczeniem. Trener Juventusu zwrócił jednak uwagę na słabą dyspozycję zespołu w pierwszym meczu i postanowił dokonać aż sześciu zmian w składzie. Z linii obrony pozostał jedynie Alex Sandro, wśród pomocników z kolei ostali się Rabiot i Chiesa.
Już w pierwszej akcji meczu, widocznej wyżej można dostrzec plan Juventusu na ten mecz. Polegał on na tym, że piłka przepływała między Demiralem, a Bonuccim, po czym któryś z nich posyłał daleką piłkę na skrzydła, które obsługiwane były przez Chiesę i Cuadrado. O ile początkowo Porto miało problem z tym zagraniem, tak z czasem można było zauważyć łatwość w antycypowaniu zagrań Juventusu przez gości.
Objawiało się to przez wyżej ustawioną w takiej sytuacji linię obrony, która najczęściej tworzona była przez pięciu graczy. Po strzelonej bramce na 0:1 Porto ustawiało się nawet w sześcioosobowym bloku obronnym. Podobnym zagraniem gospodarze popisali się w 10. minucie, kiedy to złapali na spalonym Moratę i Chiesę. Doskonale w tej sytuacji można było dostrzec dwie niemal równoległe linie obrony gości.
Juventus, co zrozumiałe musiał dominować w tym meczu. Porażka w złym stylu w pierwszym meczu 1:2 wymuszała to wręcz na ekipie Pirlo. Mało kto przypuszczał, że Porto postawi się rywalowi i samo będzie próbowało atakować. Pierwszym ostrzeżeniem była akcja Sanusiego w 6. minucie, który to łatwo ograł Cuadrado i wrzucił doskonale piłkę do Taremiego, który w tylko dla siebie wytłumaczalny sposób nie pokonał Szczęsnego. Pierwszy strzał Wojtek obronił, a dobitka trafiła w poprzeczkę jego bramki.
Conceicao doskonale przeczytał zamiary Pirlo. Wykorzystał stosowany przez siebie styl gry, który polegał na odważnej i pewnej grze. Szczególnie aktywny był wspomniany wcześniej Sanusi, który dobrze oskrzydlał akcje gości. W przedstawionej poniżej sytuacji dobrze wrzucił piłkę z autu, ale Juventus miał szczęście, gdyż Otavio przestrzelił wyraźnie po kiepskim wybiciu piłki przez Demirala.
Rozegranie Juventusu było schematyczne i łatwe do odczytania. Z reguły gospodarze grali piłką między stoperami, po czym najczęściej trafiała ona albo do najbliższego zawodnika, którym był Arthur lub Ramsey, albo przedłużana do skrzydłowych - Chiesy lub Cuadrado. To pozwalało gościom na łatwe ustawienie formacji, o której wyżej była mowa.
Do momentu straty bramki na 0:1 obrona gospodarzy funkcjonowała dużo lepiej, niż w pierwszym meczu. W 17. minucie doszło jednak do utraty koncentracji. Ustawiony wyżej Alex Sandro pozwolił na to, by Corona dograł piłkę do Maregi, co złamało linię obrony. Samo jej ustawienie w tej sytuacji było fatalne, ponieważ Meksykanin miał aż cztery opcje rozegrania. Marega dograł później do Uribe, który został podcięty przez Bonucciego, wskutek czego Bjorn Kuipers odgwizdał rzut karny wykorzystany przez Oliveirę.
Pierwszą poważniejszą szansę po stracie bramki Juventus stworzył sobie dopiero w 27. minucie meczu. Świetny przerzut z lewej strony uruchomił Cuadrado, który chwilę później dostrzegł dobrze ustawionego w szesnastce Moratę. Piłka w tej sytuacji minęła Manafę, jednak doskonale zareagował Marchesin.
Wcześniej, bo już w 3. minucie bramkarz Porto popisał się jeszcze lepszą interwencją, która mogła zirytować piłkarzy Juventusu. Podobnie, jak w przedstawionej wyżej akcji wrzucał w pole karne Cuadrado, a uderzał hiszpański napastnik. W tej sytuacji Marchesin tak wybił piłkę, że Porto miało jeszcze szansę na skontrowanie rywala. Mało kto jednak dostrzegł, nawet sam sędzia, że Morata był w tej sytuacji na spalonym.
Wiele o dyspozycji gospodarzy w tym meczu mówił fakt, że to były ich jedyne poważne akcje w pierwszej połowie. Dopiero po przerwie, gdy mieli nóż na gardle ruszyli na rywala z lepszym skutkiem. Po raz kolejny zastosowali zagranie za linię obrony wykonane przez Bonucciego, które w 49. minucie przyniosło efekt. Manafa znowu zgubił krycie, co wykorzystał Ronaldo zgrywając idealnie piłkę do Chiesy, który strzelił niemal w samo okienko bramki Marchesina.
Kluczowym piłkarzem dla Juventusu, wokół którego opierała się ich gra był właśnie Chiesa. Niemal każde podanie na skrzydło docierało do niego, po czym sam robił szum w obronie Porto, czego efektem była stworzona niedługo po bramce na 1:1 stuprocentowa sytuacja. Portugalczyków uratował wtedy niesamowity we wtorkowy wieczór Pepe, jednak to pokazało idealnie, jaki schemat funkcjonował w grze ekipy Pirlo.
Momentem, który powinien przeważyć szalę na korzyść gospodarzy była czerwona kartka dla gwiazdy Porto, Taremiego, który po swoim głupim kopnięciu piłki po gwizdku sędziego wyleciał z boiska. Juventus jednak pokazał, że nawet taka pomoc od rywala może być sporym problemem. Z czasem jednak ofensywa gospodarzy przełamała rywala, czego efektem był drugi gol znakomitego w ten wieczór Chiesy. Sama ocena od La Gazzetty Dello Sport - 8 - nie była dziełem przypadku. Gdyby nie obecność syna legendarnego Enrico, to Juventus nie miałby połowy sytuacji, które stworzył w tym meczu. Warto dodać, że była to najwyższa ocena wśród piłkarzy Juventusu według redaktorów tej gazety, a Chiesa otrzymał tytuł "Il Migliore".
Gospodarze po raz kolejny zagrali za plecy wysoko ustawionych obrońców Porto, co świetnie wykorzystał Chiesa dostawiając głowę do dośrodkowania Cuadrado. Piłka poszła na dobieg, co swoją szybkością wykorzystał młody Włoch.
Spokój na boisku utrzymywał się do dziewięćdziesiątej drugiej minuty. Wtedy to Juventus mógł zamknąć mecz. Bardzo aktywny w tym spotkaniu Cuadrado mógł ustalić wynik strzałem z piętnastego metra, jednak Porto uratowała poprzeczka. Ta sytuacja zemściła się na gospodarzach dramatycznie. W 115 minucie spotkania Kuipers odgwizdał wydawać by się mogło niepozorny rzut wolny w odległości 30 metrów od bramki Szczęsnego. Polski bramkarz ustawił trzyosobowy mur, który przed strzałem był raczej dobrze ustawiony.
Niezrozumiałe jednak okazało się zachowanie zaznaczonej trójki w momencie strzału. Rabiot, Morata i Ronaldo zamiast próbować wziąć strzał na ciało, jak jeden mąż przy wyskoku odwrócili się od piłki, co jest karygodnym zachowaniem. To zmyliło Szczęsnego, który według wzorca był ustawiony przy dalszym słupku, co wytyka się mu w sądach kibiców. Nie mógł on jednak inaczej zareagować, ponieważ mur zawiódł na całej linii.
Nadzieję Juventusowi przywrócił jeszcze chwilę później Rabiot, jednak było to za mało i w świetle całego dwumeczu awans "Starej Damy" był niezasłużony. Mimo, iż statystyki rewanżu były wyraźnie na korzyść ekipy Pirlo - 28 do 13 w strzałach, 68% - 32% w posiadaniu piłki, czy 19 -2 w rzutach rożnych - należy podkreślić, że Juventus awans przegrał na Estadio Do Dragao. Ta porażka poddała w wątpliwość aktualny szkielet drużyny Pirlo i otworzyła pole do szerokiej dyskusji na temat rewolucji kadrowej.