Dwumecz z Nantes miał być dla Juventusu niezbyt interesującą historią, przeszkodą łatwą do pokonania. Tak nawet twierdził jeden z zawodników francuskiej drużyny, Moussa Sissoko. Po pierwszym meczu wszystkie opinie o łatwym przeciwniku można jednak włożyć między bajki, ponieważ Juventus stał się ofiarą własnej filozofii cynizmu. Jak do tego doszło?
Zacznijmy od samych ustawień, bo już tu mamy do czynienia z ciekawym zjawiskiem. Otóż znany z przywiązania do swojego systemu z trójką środkowych obrońców Massimiliano Allegri postanowił zaskoczyć wszystkich i przekazał do protokołu meczowego ustawienie 1-4-3-3. Nantes z kolei, które częściej rozgrywało mecze w systemie z czwórką obrońców (najczęściej 1-4-2-3-1) zmieniło ustawienie na 1-5-3-2. To miało wytrącić atuty Juventusu.
Jak było w praktyce? Juventus grał jednak w takim ustawieniu, w jakim się spodziewano, a więc trójką środkowych obrońców. Wówczas do pomocy w rozegraniu schodził Federico Chiesa, który na zmianę pełnił rolę albo jednego z dwójki napastników obok Vlahovicia lub właśnie lewego wahadłowego. Według przedstawionego mediom systemu przez Allegriego miał on być z kolei lewoskrzydłowym, ale tą rolę pełnił najrzadziej.
Nantes częściej było oczywiście w defensywie, ale niech nikt nie myśli, że postawili oni autobus. Wręcz przeciwnie - ich linia obrony była ustawiona naprawdę wysoko, piątka zawodników nieco bardziej ofensywnych wykonywała wysoki pressing, który zmuszał w pewnych sytuacjach Juventus do gry dalekimi podaniami. Cechował ich w tym pressingu również szybki i agresywny doskok do rywala, który oczywiście nie zawsze był skuteczny, jednak z pewnością mógł imponować.
Taka gra Nantes miała jednak też i swoje mankamenty. Juventus szybko zauważył, jak należy przełamywać formację przeciwnika i stosował to często poprzez posyłanie dalekich piłek za obronę gości. To przełożyło się na zdobytą bramkę na 1:0, gdzie takie podanie posłał Angel Di Maria, któremu poświęcę jeszcze oddzielny wątek. Próbował jeszcze zablokować to podanie Samuel Moutoussamy, natomiast było na ten ruch za późno zwłaszcza przy lewej nodze Argentyńczyka. Warto też pochwalić w tej akcji za umiejętne wbiegnięcie w odpowiednim tempie Chiesy, który po chwili obsłużył asystą Vlahovicia.
Skoro poruszyliśmy temat bramek, to sprawdźmy, co stało za golem dla Nantes. Wszystko zaczęło się od przedstawionego na grafice podania Nicolo Fagioliego, który zebrał drugą piłkę po stracie Di Marii. Sam zamysł nie był zły, gdyż wypatrzył dobrze ustawionego na skraju pola karnego Paredesa. Problemem było jednak tempo tego zagrania, które zostało posłane o moment za późno. Wykorzystał to Chirivella, który pomknął w kierunku połowy Juventusu.
Nantes wyszło po chwili trójką na trójkę rywali, co pozwoliło Chirivelli na dwie możliwości posłania podania. Wybrał Mostafę Mohameda i to była dobra decyzja, ponieważ napastnik gości dzięki temu miał dwie możliwości: albo ograć sprintem Danilo, albo podać do Ludovica Blasa.
Egipcjanin wybrał tą drugą możliwość i to była doskonała decyzja. Tym bardziej, że wykonał to zagranie od razu, co kompletnie pogubiło zarówno Danilo, jak i Bremera, który po chwili poślizgnął się i umożliwił ucieczkę z piłką Blasowi. Chwilę później potężnym uderzeniem nie dał on szans Szczęsnemu i wyrównał stan rywalizacji. Kolejne dziesięć minut były chyba najlepszym fragmentem meczu, w którym akcja toczyła się w zasadzie od jednego do drugiego pola karnego.
Obiecałem, że w osobnym akapicie poruszę temat gry Angela Di Marii, który do momentu zejścia z boiska wiódł prym w grze. Wyglądał jak niesamowicie szczęśliwy dzieciak, któremu dano pierwszą piłkę w życiu - cieszył się grą, wchodził odważnie w dryblingi i regularnie pokazywał się na pozycję.
Te trzy stopklatki pokazują nam w pewnym stopniu, jaką rolę pełnił Di Maria. Był on kimś w rodzaju wolnego elektronu, który biegał gdzie chciał i jak chciał. Nie robił tego jednak bezmyślnie, gdyż praktycznie za każdym razem miało to mniejszy lub większy cel. To właśnie on posłał wspomniane wcześniej podanie do Chiesy przy golu na 1:0 i często próbował powtarzać owe zagranie.
Spójrzmy jeszcze na statystyki Argentyńczyka w tym meczu. 77,6% celności podań, trzy celne strzały - najwięcej w zespole, 21 kontaktów w tercji defensywnej rywala - drugi wynik w zespole, 8 podań w tercję defensywną rywala - również drugi wyni w zespole. To tylko pokazuje, jak duży wpływ na grę miał Argentyńczyk i jak zmienił się sposób gry Juventusu po jego zejściu. Nie było bowiem łatwo po tej chwili znaleźć kogoś, kto wziąłby na siebie taki ciężar, jak Di Maria. Próbował co prawda Chiesa, jednak nie było to tak dobre w wykonaniu.
W tytule zawarłem pytanie, czy Juventus stał się w tym meczu ofiarą własnego cynizmu. Odpowiedź jest na to bardzo prosta - stał się. Po pierwsze dlatego, że z reguły to rywale w ich meczach mają więcej sytuacji, częściej próbują atakować, a Juventusowi wystarczy jedna akcja, najlepiej w końcówce meczu, by wygrać. Tak zrobiło wczoraj Nantes. Po drugie - sytuacja z ostatnich minut i nieodgwizdany karny po ręce Centonze'a. Juventus musi spiąć się zatem na rewanż, bo wcale nie będzie on łatwą przeprawą.