Czasem zdarza się popełnić nam błąd. Jest on raz mniej, a raz bardziej znaczący dla naszego życia, rzutuje on na dalsze losy człowieka. W sporcie najmniejsza nawet wpadka powoduje porażkę i przejście w zapomnienie. Taki los przytrafił się Marco Sportiello, który sprezentował bramkę Realowi w rewanżowym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów. Czy to był jedyny błąd, powodujący porażkę? Przekonajmy się!
Atalanta wyszła na to spotkanie jak zwykle w swoim ofensywnym wariancie, który wszyscy znamy z Serie A:
Dziwić mógł jedynie wybór podstawowego bramkarza, którym od kilku meczów mimo posiadania zdrowego Golliniego jest Marco Sportiello. Nie jest to bramkarz gwarantujący spokój między słupkami, aczkolwiek Gasperini coś w nim ostatnio widzi. O jego roli w tym meczu rzecz jasna jeszcze napiszę. Atalanta, mając jedną bramkę straty mogła śmiało ruszyć na Real, by zaskoczyć przeciwnika. Początek na pewno to zwiastował, czego efektem był wysoki pressing na połowie Realu, stosowany przez piątkę zawodników.
Real jednak świetnie stosował głębię, która ten pressing niwelowała. Tworzył on sobie dzięki temu aż pięć możliwości rozegrania akcji od bramkarza. Można było w bardzo łatwy sposób oskrzydlać akcje, jak i również rozpoczynać je nieco bardziej od środka.
Pressing Atalanty powodował w pewnych momentach nerwowość Realu, która objawiała się prostymi pomyłkami w rozegraniu od tyłu, jednak nawet, gdy dzięki temu "La Dea" przejęła piłkę, to niemal natychmiast ją traciła. Doskonale obrazuje to ta sytuacja:
Marten De Roon po dość chaotycznym wybiciu piłki przez Real miał dwie opcje rozegrania kontry. Podanie do Rusłana Malinowskiego (czarna linia), lub do Matteo Pessiny (czerwona linia). Mimo nacisku dwóch piłkarzy w białych koszulkach zagranie De Roona było bardzo złe, ponieważ podał piłkę w strefę konfliktu, którą rozwiązał doskonale Real. Tym objawiała się nerwowość i pośpiech w rozegraniu przez Atalantę.
Poważnym problemem Atalanty w tym meczu było to, jak łatwo Real przechodził z fazy obrony do fazy ataku. Dokładniej mówiąc, chodzi tu o zbyt dużą przestrzeń, jaką "Królewscy" mieli do dyspozycji. Obrazuje to sytuacja z 20. minuty tego meczu, w której Benzema i Mendy rozprowadzili w prosty sposób kontrę. Wykorzystali fakt, że szóstka zawodników kryła Viniciusa, zostawiając całkowicie odkryty lewy korytarz boiska. Kluczowy w tej sytuacji był Maehle, który z niezrozumiałych przyczyn zszedł do środka, zamiast rozszerzyć strefę i zablokować miejsce dla lewego obrońcy gospodarzy. Wtedy to Benzema uruchomił Mendy'ego, ten po chwili odegrał do rodaka, ale tylko nogi zawodnika gości uratowały ich przed stratą bramki.
Było to pierwsze poważniejsze ostrzeżenie bramki Atalanty. W trzydziestej czwartej minucie jednak nie dali rady wybronić się przed stratą bramki. Tu wracamy do wspomnianego wyżej Sportiello, który po raz kolejny udowodnił, dlaczego nie był wcześniej numerem jeden w bramce Atalanty. Akcja bramkowa Realu rozpoczęła się od podania do bramkarza, wykonanego przez Martena De Roona.
W takiej sytuacji bramkarz z reguły powinien wybijać piłkę albo na boki, albo daleko od swojej bramki wysokim wykopem. Co zrobił Sportiello? Posłał piłkę płaską w środkową strefę, w której zaatakowali Modrić i Benzema. Futbolówka po fatalnym zagraniu bramkarza trafiła do Chorwata, który po chwili obsłużył napastnika, a temu wystarczyło tylko w zasadzie dołożyć nogę i wyprowadzić Real na prowadzenie.
Atalanta próbowała wykorzystać słynne "5 minut po stracie gola" w szybki sposób, natomiast wyraźnie ataki cechował brak cierpliwości i nerwowość. Przykładem jest zagranie Luisa Muriela, który to dwie minuty po zdobyciu gola próbował posłać piłkę w pole karne. Zrobił to jednak tak, że trafił w głowę Gosensa, po czym piłka trafiła w kierunku Courtois.
Drugą połowę Atalanta rozpoczęła równie ofensywnie, jak w pierwszej części gry. Dobrym rajdem popisał się wspomniany wcześniej Maehle, który chciał zrehabilitować się za błąd przy akcji Mendy'ego i Benzemy. Mentalność Atalanty nie zmieniała się mimo trudnej sytuacji, co było godne pochwały. Cały czas atakowali, wedle swojej filozofii gry, jednak w tym meczu nie było szans na przebicie się przez dobrze funkcjonującą obronę Realu.
Kosztowny błąd, przytoczony w tytule może być traktowany dwojako. Można go opisać jako zagranie Sportiello, ale równie dobrze może być to podyktowanie wątpliwego rzutu karnego dla Realu. Wszystko zaczęło się straty mocno irytującego w całym dwumeczu Josipa Ilicicia, który źle zagrał piłkę w kierunku kolegi.
Po tym zagraniu Vinicius przejął piłkę i pomknął przez niemalże całą połowę gości w kierunku bramki Sportiello. Zrobił to zresztą nie pierwszy raz, ponieważ chwilę wcześniej nikt nie był w stanie go zatrzymać. Pech jednak chciał, że w następnej sytuacji zahaczył go Rafael Toloi. Danny Makiele dość władczo pokazał na jedenasty metr. Czy tak było? Śmiem wątpić, ponieważ w momencie ataku Toloia na Viniciusie obaj byli tuż przed linią pola karnego.
Ta sytuacja doszczętnie podłamała piłkarzy Atalanty, którzy potrzebowali wówczas trzech bramek do awansu. Dalsza część meczu była częściowo sparingiem dla Realu, aczkolwiek mieli jeden bardzo ciekawy materiał do analizy. Mowa tu o świetnie rozegranym rzucie wolnym dla Atalanty, po którym padła bramka na 2:1. Otóż z reguły mur, który ustawiają ofensywni piłkarze obecny jest metr obok tego, który tworzy drużyna broniąca. W tej sytuacji podopieczni Gasperiniego ustawili co prawda zasieki wedle wzorca, jednak dołożyli jeszcze mur przed piłką ustawioną do strzału.
W momencie strzału Pessina, Djimsiti i De Roon rozbiegli się, co utrudniło zadanie zarówno piłkarzom w murze, jak i bramkarzowi. Sam Thibault Courtois mówił po meczu, że przez to nie wiedział, kto uderzy jednocześnie dodając, iż spodziewał się strzału Malinowskiego. Piłkę w kierunku bramki posłał jednak Muriel, czym kompletnie zaskoczył Belga.
Minutę później jednak po raz kolejny Atalanta stworzyła zbyt dużą przestrzeń rywalowi. Atakujący trójką Real z łatwością przedostał się w okolicę pola karnego, a notes błędów "La Dei" w tym meczu podpisał Djimsiti, który zgubił Asensio w szesnastce.
Swoje trzy grosze dołożył jeszcze Sportiello odkrywając dla napastnika bliższy słupek. Atalanta przegrała ten dwumecz, a szczególnie rewanż przez swoje niedbalstwo i liczne błędy. Zdecydowanie nie był to zespół, który można było zapamiętać z poprzedniej edycji, który zachwycał swoją grą. Był to bardziej zespół doskonale znany z Serie A, czyli atakujący za wszelką cenę, jednak posiadający dziurawą defensywę. Real wygrał ten mecz zasłużenie, co potwierdzają najbardziej podstawowe statystyki, takie jak 53% posiadania piłki, czy lepsza - 45% skuteczność strzałów, przy 38% gości.