Padło słynne „Here we go” od Fabrizio Romano, jest też potwierdzenie od Gianluki Di Marzio. Lorenzo Insigne jako wolny zawodnik przeniesie się latem do Toronto FC, gdzie podpisze kontrakt życia. Mistrz Europy otrzyma umowę do grudnia 2027 roku i będzie zarabiał 11,5 miliona euro rocznie + 4,5 miliona euro w bonusach. To najwyższy kontrakt w historii MLS. Jeśli Insigne wypełni umowę, będzie miał 36 lat. Oficjalne potwierdzenie ma się pojawić w najbliższą sobotę.
Lorenzo Insigne to bandiera Napoli. Syn tego miasta założył swoją ukochaną koszulkę ponad czterysta razy. Wydawało się, że ten związek jest nierozerwalny i będzie trwał aż do końca kariery. Tak się jednak nie stanie. Kontrakt Insigne z Napoli wygasa latem tego roku. Aurelio De Laurentiis co prawda zaoferował przedłużenie umowy, ale położył na stole jedynie trzy miliony euro za rok, a czas trwania kontraktu również byłby krótszy niż ten, który zaoferowali Kanadyjczycy. Propozycja ADL-a oznaczała oczywiście obniżenie zarobków, które w tym momencie wynoszą pięć milionów euro rocznie. To naplucie w twarz swojej legendzie. Legendzie, która kocha Napoli całym sercem.
Włoskie media łączyły Insigne z różnymi klubami. Zagranicznymi opcjami miały być Bayern i Tottenham. Na Półwyspie Apenińskim łączono go z kolei z Interem, Milanem czy Romą, jednak on sam nie chciałby grać przeciwko Napoli. Zdecydował się więc na reprezentowanie barw Toronto FC. O ten klub zapytałem eksperta od kanadyjskiej piłki, Patryka Kościańskiego z portalu Amerykańska Piłka:
„Toronto jest po słabym sezonie 2021, w którym zajęli dopiero 13. miejsce w swojej konferencji i wygrali tylko sześć meczów. Przegrali aż 1:7 z DC United, co uchodzi za jeden z najgorszych wyników w historii klubu. Po blamażu doszło do zmiany trenera, ale przyniosło to tylko drobną poprawę. W Pucharze Kanady w finale przegrali z Montrealem 0:1”.
„Z ostatnich lat kibice Toronto najlepiej wspominają sezon 2017. Wówczas klub zdobył tryplet: MLS Cup (jedyne mistrzostwo w swojej historii), Supporter's Shield i Puchar Kanady. Ich trenerem był wtedy Greg Vanney, który miał do dyspozycji między innymi Sebastiana Giovinco”.
Sebastian Giovinco grał dla Toronto przez cztery lata, od 2015 do 2019 roku. W tym czasie rozegrał 142 mecze, w których strzelił 83 gole i zanotował 51 asyst. Co ciekawe, od sierpnia jest bez klubu, a w ostatnich dniach łączyło się go z Salernitaną.
„Sądzę, że Toronto może być dobrym miejscem dla Lorenzo. Klub ma potencjał na zdobycie MLS Cup, jak i innych trofeów. Liga jest na tyle otwarta, że na początku sezonu nie jesteś w stanie stwierdzić, kto wygra. Przykład Seattle Sounders mnie w tym uświadomił – byli na końcu swojej konferencji, wdrapali się na miejsce dające play-offy, a następnie wygrali ligę. Wszystko jest tu możliwe. W Serie A można było przewidzieć, że Salernitana nie wygra ligi, a tutaj tak nie jest. W ostatnich pięciu sezonach było pięciu różnych mistrzów.”
Trzecim argumentem, poza pensją i długością kontraktu, jest samo miasto. Toronto to największe skupisko Włochów na świecie, które gromadzi około 650 tysięcy imigrantów. Dzięki temu Insigne będzie się łatwiej zaadaptować poza ojczyzną, a nawet kontynentem.
„Myślę, że głównym celem Toronto będzie zakwalifikowanie się do fazy play-off (zajęcie miejsce w górnej siódemce – przyp. red.)”.
W Toronto Lorenzo Insigne spotka Michaela Bradleya, byłego piłkarza Chievo oraz Romy, a także wychowanka Empoli, Jordana Perruzzę, który posiada włoskie obywatelstwo. A niedługo być może dołączą do niego dwaj inni piłkarze, Andrea Belotti oraz Domenico Criscito, na których także poluje kanadyjski klub.
Filigranowy lewy skrzydłowy będzie 21. Włochem w historii MLS. Zapytałem naszego eksperta, Patryka Kościańskiego, których piłkarzy z Półwyspu Apenińskiego wspomina najlepiej:
„Wskazałbym Marco Di Vaio, Marco Donadela oraz Sebastiana Giovinco, a poza nimi za nazwiska Alessandro Nestę oraz Waltera Zengę i Andreę Pirlo, bo występował w klubie, któremu kibicuję”.
Zlatan Ibrahimović przychodził do MLS, żeby pokazać Amerykanom, czym jest piłka nożna. Mam nadzieję, że to samo zrobi Lorenzo Insigne, świeżo upieczony mistrz Europy. Pozostaje nam się cieszyć jego ostatnimi miesiącami pod Wezuwiuszem. A miną one naprawdę szybko. Miejmy nadzieję, że jego przenosiny do gorszej ligi nie wpłyną na grę dla reprezentacji Włoch, w której wciąż jest ważnym ogniwem, tak jak miało to miejsce chociażby w przypadku Stephana El Shaarawy'ego, kiedy wyjeżdżał do Chin. Powodzenia, Lolo!
_____________
Przeczytaj też: