Juventus Massimiliano Allegriego nie przestaje zadziwiać swoich tifosich oraz fanów włoskiej Serie A. Gdy wydawało się, że po meczu z Monzą coś drgnęło, czego efektem były dwie wygrane z rzędu nastąpił jednak powrót do znanej nam już dyspozycji Turyńczyków z tego sezonu. Nikt jednak, nawet w najczarniejszych snach nie pomyślał, że Juve przegra w Izraelu z Maccabi. Jak do tego doszło? Przeanalizujmy to!
Nim przejdę jednak do analizy, wprowadzę do języka polskiego nowe określenie na porażkę we wstydliwym stylu, szczególnie będąc zdecydowanym faworytem meczu. Tytułowy maccabizm turyński jest właśnie takim przykładem, ponieważ ten mecz po raz kolejny pokazał niezrozumiałą wręcz zapaść Juventusu. Oczywiście można tłumaczyć porażkę brakiem Chiesy, Pogby, czy szybkim zejściem z boiska Di Marii, jednak klub z Turynu ma na tylu klasowych piłkarzy, że powinien bez trudu ograć rywala takiej klasy, jak Maccabi Haifa.
Patrząc na składy na to spotkanie i porównując je do tych z pierwszego meczu można dostrzec już kilka zmian. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na ustawienie Maccabi - w Turynie zagrali w systemie 1-5-3-2, natomiast u siebie wyszli bardzo ofensywnie w formacji 1-4-3-3. Do składu wskoczył przede wszystkim Omer Atzili, co okazało się strzałem w dziesiątkę. W Juventusie natomiast również doszło do zmiany ustawienia z 1-4-3-3 na 1-4-4-2. Największą zmianą był brak w wyjściowym składzie Bremera.
W grze Maccabi przede wszystkim należy zwrócić uwagę na ich świetną w tym meczu organizację gry w defensywie. Nie przeszkadzało im to jednak w tworzeniu ciekawych akcji w ofensywie, natomiast po kolei. Imponować mógł w ich grze agresywny doskok do rywala wraz z wysoko ustawioną linią obrony. Uniemożliwiało to w pewnych sytuacjach graczom Juventusu nawet przyjęcie piłki, ponieważ najpóźniej przy drugim kontakcie gospodarze odbierali im piłkę. Z jednego takiego doskoku powstała akcja bramkowa na 1:0.
Po pierwszej nieudanej próbie piłka trafiła na lewą stronę, po czym po chwili poszła wrzutka w kierunku środka pola karnego. Tu należy zwrócić uwagę na ustawienie piłkarzy obu ekip ze szczególnym uwzględnieniem Atziliego. Był on zupełnie niepilnowany w tej sytuacji, co okazało się zgubne dla obrońców Juventusu, ponieważ spóźniony w tej sytuacji Rugani nie mógł już zareagować na próbę strzału rywala. Nawet, jeśli był on oddany plecami, to i tak nie usprawiedliwia to obrońcy gości.
Ich skuteczną grę w obronie pokazują również statystyki. 19 wygranych pojedynków główkowych, 17 przechwytów, 127 prób pressingu (o jedną więcej od Juventusu) to tylko nieliczne przykłady tego, jak Maccabi grało w obronie. Co więcej, w każdej ze statystyk defensywnych gospodarze byli albo lepsi od Juve, albo w najgorszym razie równi mocniejszemu rywalowi.
Imponować mogło też w grze Maccabi to, jak oni radzili sobie w ofensywie. W przeciwieństwie do pierwszego meczu, w którym w zasadzie nie mieli nic do powiedzenia wczoraj mieli oni momenty sporej dominacji nad rywalem. Juventus bardzo często, szczególnie w trakcie pierwszej połowy był narażony na ataki bokami boiska, czego przykładem były obie bramki.
O ile pierwszy gol stworzony był wyraźnie w bocznym sektorze boiska, tak drugie trafienie było raczej umiejętnym wykorzystaniem ogromnej przestrzeni stworzonej gospodarzom przez Juventus. Niezrozumiałe było tu wręcz zachowanie Alexa Sandro, który znacząco zawężył formację obrony gości, co pozwoliło Pierrotowi umiejętnie rozprowadzić rozpoczęty przez siebie atak w kierunku Atziliego. Ten po chwili ułożył sobie piłkę na lewej nodze i pokonał mocnym strzałem pod poprzeczkę Szczęsnego.
Maccabi w ataku cechowała również duża progresywność i szybkość transportowania piłki w okolice pola karnego Juventusu. Kiedy tylko odzyskiwali piłkę, to w zasadzie dwoma, maksymalnie trzema podaniami otwierali sobie dużo przestrzeni. Wrażenie robiło także to, że Maccabi praktycznie za każdym razem kierowało swoją akcję w kierunku bramki rywala, nie tracąc czasu na zbędne rozgrywanie jej w okolicach własnej bramki. Wyszli na to spotkanie z bardzo dobrym nastawieniem, co zostało im wynagrodzone w najlepszy możliwy sposób.
Jak na to wszystko reagował Juventus? Patrząc na sferę defensywną i to, jak atakowało Maccabi przede wszystkim starali się zwiększyć liczbę piłkarzy w środku pola karnego względem rywala. Nie zawsze jednak to pomagało, co pokazała sytuacja z czwartej minuty, kiedy Pierrot mimo asysty rywali potrafił łatwo dojść do strzału i prawie pokonać Szczęsnego.
Piłkarze Juventusu sami zapraszali rywala do takiej gry. Ustawiali się bardzo wąsko zarówno w polu karnym, jak i w jego okolicach. Pokazuje to choćby sytuacja na obrazku powyżej, w której w bezpośrednim obrębie pola karnego znajdowało się ośmiu piłkarzy gości przy czwórce piłkarzy gospodarzy. Martwić szczególnie mógł też brak zaangażowania w pressing na połowie rywala. Juventus stosował raczej średni pressing, a nawet przechodził do jego niskiej odmiany. To również pozwalało gospodarzom na swobodne penetrowanie w różnych strefach formacji Juventusu.
Atak również nie powalał na kolana. Nie było w nim w zasadzie wiele dobrego do powiedzenia poza tym, że oddali 12 strzałów i w zasadzie można by na tym zakończyć. Juventus nie tworzył niczego dobrego pod bramką Cohena, a nawet jeśli zbliżał się do pola karnego rywali, to agresywny doskok gospodarzy nie pozwalał na nic napastnikom Allegriego. Próby te były chaotyczne, pozbawione ładu i pomysłu, a dramatyczną grę ataku Juventusu podsumowała sytuacja Milika z końcówki pierwszej połowy.
Cuadrado po podaniu ze środka pola umiejętnie pociągnął akcję prawą stroną i dostrzegł dobrze wbiegającego w wolną przestrzeń Vlahovicia. On uderzył nieźle, ponieważ Cohen miał problem z obroną tego strzału, jednak to, co próbował zrobić przy dobitce Milik jest niezrozumiałe. Wyglądało to bowiem tak, jakby piłkarz próbował kopać na oślep piasek w piaskownicy.
Podsumowując należy stwierdzić jedno: Juventus musi znacząco zmienić swoje priorytety na ten sezon. Z taką grą, jaką prezentują oni teraz nie mają bowiem co myśleć o jakichkolwiek sukcesach. Należy pochwalić Maccabi za ciekawą i otwartą grę, której efektem były dwie bramki, ale nie padłyby one bez sporego udziału ich rywala.