Romelu Lukaku koronował się na monarchę stolicy mody, Zlatan Ibrahimović posunął się nawet do wyniesienia swojej osoby do godności boskiej panującej nad stolicą Lombardii. Jednakże, jak wiadomo wszem i wobec, w sytuacjach kryzysowych też ktoś musi dowodzić i prowadzić cały majdan. Tym w Milanie od pewnego czasu zajmuje się Franck Kessié. Gość, który, gdyby wystartował w wyborach, a prawo do głosowania miałaby tylko ta czerwono-czarna część Mediolanu, to najprawdopodobniej odprawiłby z kwitkiem obecnego włodarza Giuseppe Salę i został nowym burmistrzem miasta.
Wprawne kibicowskie oko stempel Kessiégo na poczynaniach Milanu mogło zauważyć już po przejęciu drużyny przez Stefano Piolego w październiku 2019 roku. A po pandemicznej przerwie to już na pewno. Natomiast to, co ten zawodnik pokazuje w tym sezonie jest naprawdę godne podziwu i uwagi. Dyryguje całym zespołem, gra praktycznie wszystko, bierze na siebie odpowiedzialność, stanowi inspirację dla reszty grupy. Nie ustrzegł się gorszych występów, to normalne, ale w najtrudniejszym dla Milanu okresie od blisko półtora roku, to on był kluczem i najmocniejszym ogniwem aktualnego wicelidera Serie A.
Kessié è Rossonero. A mógł być Nerazzurro...
Gdybyśmy tak, dajmy na to, dwa lata temu powiedzieli tifosim mediolańczyków, że już niebawem spoiwem i uosobieniem charakteru ich drużyny będzie Franck Yannick Kessié, to zapewne wielu z nich poleciłoby nam popukanie się palcem w czoło, inni ucięliby z nami wszelkie dyskusje poddając w wątpliwość nasze futbolowe obeznanie, a ci najbardziej radykalni poradziliby nam wybranie się do ośrodka zajmującego się leczeniem chorób psychicznych w celu zdiagnozowania schorzenia. To już przeszłość, a wszelkie tego typu wzmianki i wspominki takich dyskusji tak bardzo straciły na aktualności, że dziś mogą wywoływać na naszych twarzach jedynie szeroki uśmiech.
W pewnym momencie związku Kessié - Milan relacje obu stron uległu na tyle silnemu pogorszeniu, że przyszłość Iworyjczyka stanęła pod dużym znakiem zapytania. Więcej - nie brakowało stanowczych głosów, jakoby najlepszym rozwiązaniem dla klubu było pozbycie się byłego gracza Atalanty. Kto był najbardziej zainteresowany? Otóż... Inter. Wyobraźmy sobie to. Franck Kessié święcący triumfy na San Siro, ale w trykocie w czarno-niebieskie pasy. W tym momencie brzmi to jak wyjątkowo nietrafiony oksymoron. Ale wcale nie było to takie dalekie od realizacji. Antonio Conte podobno był (a skoro był, to zakładam, że niezmiennie jest) ogromnym entuzjastą warsztatu 24-latka i zlecił swoim szefom sprowadzenie go do Interu. I to dwukrotnie. Nie udało się w zimowym okienku 2019/20, kiedy to "Nerazzurri" proponowali rywalowi zza miedzy w ramach wymiany Matíasa Vecino. Ubiegłoroczna letnia próba Conte i spółki także zakończyła się fiaskiem.
"Rossoneri" mimo wszystko nie chcieli sprzedawać pracowitego pomocnika swojemu największowi wrogowi i zarazazem bezpośredniemu ligowemu konukrentowi. - I dzięki Bogu - mogą z ulgą odetchnąć fani Milanu, cofając się pamęcią do tych wydarzeń. Być może tym sposobem mediolańskie "Lwy" uniknęły jednej z największych gaf transferowych w całej klubowej historii.
Dusza, płuca i mięśnie Milanu
Takie zmartwienia i dywagacje mają już jednak dawno za sobą. Dziś każdy może za to dowoli rozkoszować się grą iworyjskiego centrocampisty. Piłkarza posiadającego prawdziwy boiskowy instynkt, zdającego się zawsze odnajdywać we właściwym miejscu i o właściwej porze. Kessié był i jest swoistym katalizatorem bandy Piolego. Właśnie to określenie, jakże dźwięcznie brzmiące po włosku - catalizzatore, najbardziej mi do niego pasuje. W trudnych sytuacjach, to on pobudza swoich kompanów i jako pierwszy daje sygnał do działania. W tych bardziej komfortowych i mniej wymagających, zapewnia niezbędny balans między fazą defensywną a ofensywną oraz reguluje intensywność gry całej drużyny.
Wymierne potwierdzenie powyższych tez odnajdziemy zagłębiając się w warstwę statystyczną popisów Kessiégo. Jego trzy ostatnie występy (Udinese, Hellas, Manchester United) to celność podań na poziomie kolejno 85,2%, 80% i 86,5%, co jednocześnie obrazuje, że Franck umie podejmować i podejmuje ryzyko, gdy zachodzi taka potrzeba. Przy czym na przestrzeni kilku ostatnich gier pod względem skuteczności zagrań zdecydowanie wyróżniają się ligowe starcia z Interem i Romą. Mierzący 183 cm wzrostu zawodnik zanotował w nich odpowiednio 93,7 i 90,6% celnych podań. I o ile w derbach na niewiele te wysiłki się zdały, o tyle na Stadio Olimpico przełożyły się na niezwykle pożądane trzy punkty na niegościnnym terenie. Te trzy wspomniane mecze to również łączna liczba wygranych pojedynków wynosząca dokładnie 28 (kolejno: 6+14+8) takich indywidualnych zwycięstw (średnio 9,33 wygranego pojedynku na mecz).
Iworyjczyk zawsze przez pełne 90 minut jest maksymalnie skoncentrowany, bardzo aktywny i nieustępliwy. Budzi to podziw nie tylko u piłkarzy zespołów przeciwnych, ale przede wszystkim u towarzyszy broni, którzy mają możliwość przyglądać się jego codziennej harówce.
Nie obawiam się dużo biegać. Czasami moi koledzy pytają: "Jak ty to robisz?". Odpowiadam, że to dla mnie naturalne. Zarabiam zbyt dużo pieniędzy, by nie pocić się na boisku. W Afryce są ludzie, którzy każdego ranka pokonują 20 mil tylko po kawałek chleba.
Szacunek 44-krotnego reprezentanta Wybrzeża Kości Słoniowej do etyki wykonywanego przez siebie zawodu może stanowić wzór nie tylko dla osób mniej lub bardziej porfesjonalnie kopiących piłkę, ale także dla pracowników wszystkich innych profesji. Kultową już wręcz stała się anegdota Claudio Ranieriego z czasów Leicester City, gdy zwrócił uwagę N’Golo Kanté, że ten nie może cały czas biegać i powinien się czasem zatrzymać. Kessié również cały czas znajduje się pod grą, z tą różnicą względem Kanté, że czuje, kiedy przyhamować. Jak dobrze na murawie stać, też trzeba wiedzieć.
W trakcie ostatnich dwóch sezonów FK niebywale dojrzał piłkarsko, co przejawia się w takich może i drobnych szczegółach, aczkolwiek to właśnie one składają się na pełny obraz kunsztu danego gracza. Średnia celnych podań 24-latka z bieżących rozgrywek Serie A wynosi 89%. Średnia udanych dryblingów? 87%. Iworyjczyk aktualnie jest jednym z najinteligentniejszych pomocników na całym świecie, a w meczach Milanu to on jest barmanem na tym dancingu. Nie umyka to uwadze obserwatorów i ekspertów. Słynący z kontrowersyjnych wypowiedzi Antonio Cassano skomentował ostatnio dyspozycję Kessiégo na antenie "Bobo TV":
- Franck Kessié jest potworem w pomocy (...) Iworyjczyk jest duszą drużyny Piolego i jest ważniejszy nawet od Ibrahimovicia i kapitana klubu Romagnolego.
Prezesura, dowództwo i skuteczność
Być może stąd wziął się jego wdzięczny psuedonim - "Prezes". - Dlaczego nazywają mnie "Prezesem"? Bo jestem prezesem drużyny, szefem szatni - stwierdził z rozbrajającą szczerością sam zainteresowany pod koniec zeszłego roku. W spotkaniu z Hellasem, które miało być dla Milanu co najmmniej nieprzyjemną przeprawą, Kessié zagrał jak na "Prezesa" przystało. Został jednogłośnie okrzyknięty MVP tej potyczki. "La Gazzetta dello Sport" przyznała mu notę 7,5 i ochrzciła go mianem "ojca bawiącego się ze swoimi dziećmi". Podkreśliła jego rolę w drugiej linii oraz imponujące przygotowanie fizyczne czy wyszkolenie techniczne. "Corriere dello Sport" napisało lakonicznie, ale dosadnie: "Lider Kessié". Jego znakomita forma ma wpływ na innych zawodników. Przy tak pewnym Francku dużo lepiej niż na początku swojej przygody z Milanem wygląda wypożyczony z Torino Soualiho Meïté. Iworyjczyk i Francuz dobrze się uzupełniają i rozumieją, o czym otwarcie mówi Meïté. Robota wykonywana przez Kessiégo w pewien spośob pudruje braki byłego gracza Lille, za co należą mu się tym większe pochwały.
Legendarny menedżer Liverpoolu Bill Shankly porówynywał drużynę piłkarską do fortepianu i twierdził, że ośmiu wyrobników ów fortepian nosi, a trzech wirtuozów potrafi na nim grać. Fenomen "Il Presidente" polega na tym, że wraz z ewolucją swoich kompetencji piłkarskich posiadł umiejętność i noszenia fortepianu, i wygrywania na nim kojących dla ucha melodii. Jeśli ktoś w to jeszcze wątpi, serdecznie zapraszam do obejrzenia jego nieuznanego (NIESŁUSZNIE!) trafienia z czwartkowego starcia z United.
Mecz z "Czerwonymi Diabłami" idealnie unaocznił fundamentalne znaczenie Francka dla "Diavolich". Kessié w środkowej strefie był niczym sejf z nad wyraz skomplikowanym, niemożliwym wręcz do złamania kodem. Pierwszą połowę finiszował z 91% celnością podań, 32 kontaktami z futbolówką, 5 odbiorami i 2 przechwytami. Nawet raz nie dał się w tym czasie ograć żadnemu z podopiecznych Ole Gunnara Solskjæra.
Jeszcze jedna rzecz. W tym sezonie Kessié zauważalnie grzeszy skutecznością. Wynika to oczywiście w głównej mierze z faktu indolencji strzeleckiej przy rzutach karnych Zlatana Ibrahimovicia i przejęcia tego przywileju od Szweda. Z 10 goli, które "Prezes" strzelił we wszystkich rozgrywkach aż 9 padło po uderzeniach z 11 metrów. Iworyjczyk, w przeciwieństwie do "Ibry", pomylił się tylko raz. I tu pojawia się polski akcent, bowiem w 9. kolejce w wygranym przez Milan 2:0 meczu z Fiorentiną zatrzymał go Bartłomiej Drągowski. Trafiając na 1:1 w 97. minucie w batalii z Udinese zrównał się w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii Milanu w Serie A z Robinho. Obaj panowie mają po 25 bramek. Kessié jest ponadto pierwszym piłkarzem Milanu od czasu Jérémy'ego Méneza w sezonie 2014/15, który wykorzystał przynajmniej 8 jedenastek w pojedynczej kampanii ligowej.
Głowa musi podążać za nogami
Prócz tego, że Franck jest kapitalnym piłkarzem, to jeszcze legitymuje się dalece rozwiniętymi cechami wolicjonalnymi. Krytykę przyjmuje na klatę i zawsze stawia jej czoła. Reaguje i odpowiada bezpośrednio - na boisku. Ma zadatki na fantastycznego kapitana. Należy tu jednak podkreślić, że opanował też, coraz rzadziej spotykaną w dzisiejszych czasach, sztukę będącą siostrą bliźniaczką krytyki, czyli samokrytykę.
Nie zagraliśmy dzisiaj dobrze. Musimy poprawić się w zarządzaniu posiadaniem piłki, musimy więcej utrzymywać się przy piłce. Taki mecz może się przytrafić, teraz szybko podnosimy głowy, bo zaraz kolejny.
Tak mocarny pomocnik skomentował występ Milanu z Udinese. Trzeźwa i analityczna ocena sytuacji rzuca się w oczy. Świadczy to o jego ogromnej świadomości taktycznej. Kessié nie zagrywa w ciemno, zawsze pomyśli dwa razy i rozważy wszystkie warianty zanim oddali piłkę od swoich nóg. Będzie ją prowadził dotąd aż znajdzie optymalne rozwiązanie. Jak w meczu z United. - On nigdy nie jest zmęczony, ma niesamowite pokłady energii - docenia swojego przyjaciela z boiska Ismaël Bennacer. W nowoczesnym futbolu taki gracz to nieoceniona wartość dodana. Nie można się więc dziwić, że 7-krotni triumfatorzy Ligi Mistrzów chcą za wszelką cenę przedłużyć z wychowankiem Stella Club d'Adjamé wygasający w 2022 roku kontrakt.
Liga Mistrzów kluczem do bram przyszłości
Kessié dla nikogo nie jest anonimowy i ściąga na siebie reflektory tytanów światowego futbolu. W tym tygodniu pojawiły się doniesienia, chociażby od rzymskiego dziennika "la Repubblica", o zaintersowaniu jego osobą Realu Madryt, Chelsea czy Tottenhamu. Te rewelacje zostały szybko zdementowane przez włoską wyrocznię w temacie transferów - Fabrizio Romano. Milan nie chce dopuścić do sytuacji, w której oferta z innego klubu zawróci zawodnikowi w głowie, dlatego Paolo Maldini i Frederic Massara uwijają się jak w ukropie, by jak najszybciej przedstawić Iworyjczykowi przystępną propozycję. Według informacji "La Gazzetta dello Sport", "Rossoneri" zaproponują Franckowi umowę opiewającą na kwotę od 3 do 4 milionów euro rocznie. W tej chwili autor 3 trafień dla drużyny narodowej "Słoni" inkasuje 2,2 miliona euro rocznie. Prolongata miałaby zostać podpisana aż do 2026 roku.
Wśród wielu innych ważnych spraw, jakie przyjdzie załatwić szefostwu Milanu w najbliższych miesiącach (dogadanie się z Donnarummą oraz Çalhanoğlu, wykupienie Tomoriego), kwestii porozumienia z "Prezesem" powiniene zostać nadany priorytet. Po zremisowanym 2:2 grudniowym spotkaniu z Parmą Kessié zadekarował: - Zrobiłem wszystko, by być tu dzisiaj, nigdy nie miałem odczucia, że odejdę. Klub zresztą tak samo. Jestem tutaj i zostanę tutaj, mam kontrakt.
Łubu, dubu...
Kessié przewodzi najlepszemu Milanowi od lat i kroczy z nim po upragniony, pierwszy od kampanii 2013/14, udział w Lidze Mistrzów. Do końca sezonu pozostało już stosunkowo niedużo czasu, zatem z każdym kolejnym zwycięstwem 18-krotni mistrzowie Italii są bliżej tego celu. Marzeniem Francka jest wzięcie udziału w tych elitarnych rozgrywkach z "Rossonerimi", więc jeśli uda im się tam znaleźć, to ich sympatycy mogą być spokojni o przyszłość "Il Presidente". A wówczas śladem Jerzego Turka, odtwórcy roli Wacława Jarząbka w kultowym "Misiu", będą oni mogli radośnie odśpiewać: - Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam "Prezes" naszego klubu, niech żyje nam!