Pomimo zaawansowanego wieku, nie myśli o emeryturze. Ostatnio stosunkowo często dokuczają mu problemy zdrowotne, ale on sam pewnie skomentowałby to w ten sposób, że to nie Zlatan ma problemy ze zdrowiem, ale to zdrowie ma problemy ze Zlatanem. Jest niekwestionowanym symbolem wielopłaszczyznowej rewolucji, jaka dokonała się w Milanie na przestrzeni ostatnich dwóch lat. W niedzielnym meczu z Romą dał temu wyraz w najlepszy z możliwych sposobów.
W tym sezonie wystąpił tylko w pięciu ze wszystkich jedenastu ligowych spotkań, ale w tym czasie brał udział w pięciu zdobytych przez Milan bramkach, samemu trafiając trzy razy i dwukrotnie asystując. Zlatan Ibrahimović to w bieżących rozgrywkach towar luksusowy. Trzeba na niego długo czekać, ale kiedy już się zjawia, to nigdy nie zawodzi.
Tata przesuwa kolejne granice
Ktoś powie, że „Ibra” to już tylko dobry duch szatni i postać spełniająca rolę pozaboiskowego lidera. To prawda, ale niepełna. Bo kiedy Szwed pojawia się na murawie, to bez żadnych kompleksów rywalizuje z dużo młodszymi od siebie przeciwnikami. W niedzielę strzelił swojego gola nr 400 w ligach krajowych oraz gola nr 150 w samej Serie A. Ale tutaj istotny jest też styl, w jakim tego dokonał - atomowe uderzenie z rzutu wolnego wykonywanego niemalże ze skraju pola karnego i piłka posłana tuż nad ziemią w róg, który Rui Patrício teoretycznie powinien mieć pod kontrolą. Kolejny pokaz siły giganta z Malmö.
Potężną wartością jest też wpływ, jaki wywiera obecność Ibrahimovicia na boisku na pozostałych zawodników. Tworzy on świetny duet z Rafaelem Leão, a ich coraz lepsze zgranie jest widoczne gołym okiem. Aż szkoda, że ich dwójkowa akcja, w której, po zgraniu od starszego kolegi, Leão założył sombrero swojemu rodakowi strzegącemu dostępu do rzymskiej bramki i głową wpakował piłkę do siatki, została anulowana przez pozycję spaloną. Zlatan jest dla wielu graczy Milanu jak ojciec, ale ojciec wymagający i potrafiący w razie potrzeby skarcić i postawić swoich wychowanków do pionu.
O jego twardym i nieustępliwym charakterze miał okazję przekonać się Roger Ibañez, kiedy po jednym z pojedynków stoczonych z dziarskim 40-latkiem ten przez dobrych kilkadziesiąt sekund chłodnym, stalowym wzrokiem wpatrywał się w stopera „Giallorossich”. Brazylijczyk skwitował to wszystko szerokim uśmiechem, ale komfortowo w tej sytuacji to on się na pewno nie czuł. Podobnie zresztą jak arbiter tej potyczki, Fabio Maresca, któremu „Ibra” po pierwszej połowie udzielał wskazówek dotyczących jego pracy. Jak wiemy - to jednak na nic się zdało, bo Maresca i tak wyprawiał, co mu się podobało, ale to akurat temat na inną rozmowę.
Architekt rzymskiego triumfu
W niedzielny wieczór murawę Olimpico Ibrahimović opuścił po 57 minutach. Schodził ze świadomością, że zrobił, co do niego należało. Mówiła to nawet jego mimika. Nic sobie nie robił z tego, że kibice gospodarzy przez cały czas skandowali w jego stronę: „Sei uno zingaro”, czyli: „Jesteś cyganem”. Wręcz przeciwnie - gdy strzelił gola krzyczał w ich stronę, by śpiewali mu głośniej, za co ze znanych tylko sędziemu Maresce przyczyn został ukarany żółtą kartką.
Zdobył bardzo ważną, otwierającą wynik spotkania, bramkę, kolejne trafienie nie zostało mu przyznane ze względu na spalonego, wywalczył rzut karny. Zanotował 30 kontaktów z futbolówką, na 22 wykonane przez niego podania 19 znalazło adresata (86%). Był naprawdę aktywny, cofał się do drugiej linii i brał udział w rozegraniu. W porównaniu do potyczki z Bologną z 23 października progres fizyczny był aż nadto widoczny. To niezwykle pozytywny prognostyk dla Stefano Piolego przed dzisiejszym wyzwaniem z Porto i przede wszystkim przed wielkimi derbami Mediolanu.
Bóg zbawia Milan
Zlatan od 2 stycznia 2020 roku, czyli od pierwszego dnia swojego powrotu na San Siro, zaszczepił w Milanie mentalność zwycięzców i zażartej walki do samego końca, bez względu na okoliczności. Po pierwszym w karierze samobójczym trafieniu z Bologną powiedział, że zrobiło mu się szkoda jej obrońców, którzy usiłowali nie dopuścić do tego, by strzelił gola, dlatego postanowił wpakować piłkę do własnej bramki, bo wiedział, że później i tak jeszcze strzeli we właściwy sposób. Całość skwitował słowami: „Taki jest Bóg, kocha każdego, bez względu na to komu kibicuje”. Cały „Ibra”.
Jego charakterystyczny styl bycia jest uosobieniem postawy całego mediolańskiego klubu. Kiedy za kilka lat będziemy wspominać powrót 7-krotnych triumfatorów Ligi Mistrzów i Pucharu Europy z piłkarskiej próżni, to jako jego inicjatora na pierwszym miejscu zapewne będziemy stawiać właśnie Zlatana, nawet kosztem Piolego.
Zlatana eliksir nieśmiertelności
Najbardziej niesamowite w tym wszystkim jest to, że on naprawdę w ogóle jeszcze nie rozważa zakończenia kariery. Nawet przez myśl mu to nie przechodzi, co podkreśla w swoich wypowiedziach. Czuje się wciąż silny, pewny i zdeterminowany, więc robi to, co kocha, czyli gra w piłkę. A teraz będzie miał ku temu okazję również na polu międzynarodowym, bo dostał od Janne Anderssona powołanie do reprezentacji Szwecji, w której ostatni raz wystąpił 28 marca w pojedynku z Kosowem.
Takich soczystych i wyrazistych osobowości jak Ibrahimović futbol po prostu potrzebuje. Dzięki nim jest ciekawszy i jeszcze mocniej przyciąga. Cieszmy się zatem Zlatanem póki go mamy, bo w przyszłości mogą za nim zatęsknić nie tylko tifosi Milanu, ale i wszyscy inni fani piłki nożnej. Kto by w końcu nie tęsknił za Bogiem, prawda?