Sto dni – tyle dokładnie stuknęło w niedzielę Rudiemu Garcii na stanowisku trenera SSC Napoli. Jednocześnie niewiele więcej czasu upłynęło od historycznego triumfu zespołu spod Wezuwiusza w lidze, po którym pewnie część mieszkańców stolicy Kampanii długo leczyła kaca. Niemniej, miesiąc miodowy dobiegł końca i dzisiaj już mało kto pamięta o sielankowej atmosferze, w Neapolu robi się gorąco.
Rudi Garcia – nieodpowiedni człowiek?
Ktokolwiek nie znalazłby się na miejscu Luciano Spalettiego, ten stanąłby przed gigantyczną presją i nieustannymi porównaniami. W końcu mówimy o zastąpieniu szkoleniowca, który dokonał w stolicy Kampanii czegoś historycznego. A jednak decyzja Aurelio de Laurentisa – swoja drogą ujawniona znienacka – o zatrudnieniu Rudiego Garcii w roli trenera już na wejściu wzbudziła spore zaskoczenie wśród kibiców i komentatorów.
Optymiści i zwolennicy tego ruchu pewnie mogliby znaleźć parę argumentów. Francuski szkoleniowiec nie był przysłowiowym królikiem z kapelusza, swoje w życiu już odpracował i nie musi się uczyć fachu na żywym organizmie. Na starcie mógł nawet pochwalić się kilkoma sukcesami w swoim CV, chociażby mistrzostwem Francji czy przyzwoitymi wynikami w trakcie prowadzenia AS Romy. No i przede wszystkim, przejmował w spadku drużynę na fali, dobrze funkcjonującą maszynę, której wystarczyło przede wszystkim nie psuć…
No właśnie, nie zepsuć. Tylko jak to zrobić, gdy tracisz lidera defensywy? Jak podtrzymać w zawodnikach ten sam głód zwycięstwa, który poprowadził ich niemal na sam szczyt? Jak stać się bardziej nieprzewidywalnym dla rywali, nie niszcząc jednocześnie najważniejszych fundamentów filozofii? I jak pozostawić po sobie jakiś znak rozpoznawczy, który pozwoli Ci wyróżnić się na tle wielbionego poprzednika?
Już pierwsze spotkania w trakcie nowego sezonu pokazały, że Napoli próbuje grać inaczej. Garcia szukał nowych rozwiązań, jednocześnie więcej ryzykując, co przełożyło się na liczne problemy w defensywie. Sytuacji nie ułatwiły również problemy zdrowotne obrońców, które zmuszały trenera do licznych eksperymentów. A to niekoniecznie pomaga w ustabilizowaniu gry z tyłu.
Długoterminowo obawy mogły budzić także relacje interpersonalne, z którymi Garcia miał m.in. problemy w swoim ostatnim miejscu pracy, czyli arabskim Al-Nassr. I rzeczywiście, już w pierwszych spotkaniach widać, że atmosfera w Neapolu jest daleka od typowej sielanki. Każdy kolejny tydzień przynosi dodatkową dawkę frustracji, napięcie na trybunach zaczyna przekładać się na boisko i szatnię. W niedzielny wieczór zaś Garcia wdał się w dyskusję przy linii z Victorem Oshimenem…
Francuz podjął się piekielnie trudnego zadania, z którego w Neapolu zaczynają go rozliczać bardzo szybko. Dość powiedzieć, że po niedzielnym wieczorem konto Aurelio de Laurentiisa zostało zbombardowane mnóstwem komentarzy rozwścieczonych kibiców, którzy żądają zwolnienia trenera już teraz. Właściciel, jak to ma w zwyczaju, na razie pozostaje głuchy na protesty, w końcu nie może tak łatwo przyznać się błędu. Można być jednak pewnym, że wraz z kolejnymi miesiącami i stratami punktów dyskusje na temat posady Francuza będą jeszcze gwałtowniejsze.
Grzech zaniechania
Ale sytuacja Napoli nie jest wyłącznie kwestią samego trenera, lecz dotyczy również kadry. Sir Alex Ferguson przez 26 lat trenowania Manchesteru United doskonale wiedział, że każdy sukces oznacza jednocześnie potrzebę odświeżenia składu. Szkot zdawał sobie sprawę, jak zbyt długa praca z tą samą grupą ludzi może na dłuższą metę obniżyć mobilizację.
W tym kontekście zdobycie przez Napoli pod sterami Aurelio de Laurentisa historycznego scudetto musiało wzbudzić niemały ból głowy, wszak do tej pory ekipa spod Wezuwiusza nie zdobywała hurtowo trofeów. Utrzymać ster? A może zachwiać delikatnie łajbą? Jak się okazało, życie podyktowało gwałtowany scenariusz, gdyż już po kilku tygodniach od zakończenia sezonu z zespołem pożegnali się trener Luciano Spaletti, dyrektor sportowy Cristiano Giuntoli oraz filar obrony Kim-Min Jae, który za pośrednictwem klauzuli wykupu odszedł do Bayernu Monachium. Śmiało można rzec, że Napoli wyrwano trzy zęby trzonowe.
Chociaż De Laurentiis nie przepada za wydawaniem pieniędzy i liczy dokładnie każde euro, tym razem musiał pogodzić się z faktem, że pomimo sprzedaży Kima bilans wyszedł mu na minusie. A wpływ na to miały obowiązkowe płatności za Giovaniego Simeone oraz Giacomo Raspadoriego. Dodatkowo, potrzebne było również uzupełnienie składu i w tym celu sprowadzono Jespera Lindstroma, Natana i Jensa Cajuste.
Tyle, że już dzisiaj widać, że dotychczasowe ruchy mogą być niewystarczające. Aktualnie Napoli musi borykać się z kontuzją Amira Rrahmaniego, który był najpewniejszym punktem obrony, urazu doznał też Juan Jesus. Efekt? W meczu z Bolonią parę stoperów tworzyli Ostigard i Natan. I nie jest to – delikatnie rzecz ujmując - aktualnie najmocniejsza linia defensywy. Tym razem przeciwnik nie zmusił ich do wielkiej pracy, lecz trudno powiedzieć, jak będzie wyglądać weryfikacja z trudniejszym przeciwnikiem.
Do tej pory De Laurentiis bazował m.in. na znakomitej pracy Giuntoliego, który za niewielkie fundusze potrafił dokonywać znakomitych transakcji, sprowadzając piłkarzy nieznanych. Zawodników „niszowych”, którzy wkrótce potrafili jednak przejmować kluczowe role w czołowym zespole na poziomie Serie A. Giuntoliego w zespole jednak już nie ma, jego następcą został Mauro Meluso, który wcześniej pracował głównie w niższych ligach i m.in. odpowiadał za sukcesy Spezii. Będąc uczciwym, Napoli to dla niego bardzo duży krok w karierze, ale jednocześnie znacznie większe wyzwanie.
Zwłaszcza, że oczekiwania po mistrzostwie są niemałe. Czy tego chce, czy nie, ale De Laurentiis być może będzie musiał zrozumieć, że utrzymanie sukcesu wymaga również odważnych inwestycji na przyszłość. Świat piłki nie znosi stagnacji, aby utrzymać tempo w wyścigu trzeba nieustanie inwestować i wykładać coraz większe kwoty. Czy szefa Napoli będzie na nie stać? A może Napoli swój sufit już osiągnęło i pora wracać na ziemię?
Ciężary Kvaradony
Każdy sezon piłkarski roku do roku dostarcza nowe, osobliwe historie, które zostaną zapamiętane na lata i bez wątpienia w zeszłym roku do takiej kategorii czymś taki była gra Kvichy Kvaratskhelii. Nie wystarczy powiedzieć, że Gruzin został odkryciem sezonu – on po prostu zaliczył wejście do ligi z ogromnymi drzwiami i futryną, prezentując dużą skalę swojego talentu. W następnych zaś miesiącach udźwignął ogromny ciężar oczekiwań po Wezuwiuszem prowadząc Napoli do długo wyczekiwanego mistrzostwa. W tym kontekście nadanie mu przydomka Kvaradony w nawiązaniu do samego argentyńskiego mistrza nie powinno dziwić.
Nie ma też wielkiego zaskoczenia, że w obliczu znakomitego sezonu w eterze zaczęły rozbrzmiewać informacje odnośnie zainteresowania Gruzinem ze strony europejskich gigantów. A jednak pomocnik latem ostatecznie pozostał we Włoszech i w tym roku chce potwierdzić, że nie będzie wyłącznie kimś w rodzaju one season Wonder.
Poprzeczkę ma jednak zawieszoną dość wysoko. Dwanaście goli i dziesięć asyst to wynik z poprzedniego sezonu, który niekoniecznie może zostać powtórzony. Dodatkowo, już pod koniec poprzedniej kampanii w dyspozycji Kvichy dostrzegano lekki dołek i zmęczenie wieloma występami na wysokim poziomie.
Jest on również na początku nowego sezonu. Pomocnikowi póki co daleko od optymalnej formy, nie czuje tak dokładnie piłki i brakuje mu wyraźnie tej genialnej precyzji z poprzedniego sezonu. W niedzielnym spotkaniu przeciwko Bologni było to równie widoczne, co tylko pogłębiało irytację zawodnika. Sam Garcia ponownie postanowił zdjąć pomocnika z boiska, co nie spotkało się z pozytywnymi reakcjami. Z drugiej strony, Francuz zaapelował do swojego gracza o większe zaangażowanie dla zespołu i mniej "obsesji" na punkcie zdobycia bramki.
Czy słabsza dyspozycja powinna dziwić? Niekoniecznie – Kvaratskhelia długo prezentował się kapitalnie, lecz taki przeskok w karierze prędzej czy później musiał odbić się pewną zniżką formy. Na swoją niekorzyść, Gruzin nie jest już postacią anonimową, lecz graczem, po którym oczekuje się najwyższej jakości, a co za tym idzie musi nastawić się na większą krytykę.
Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż mówimy o bardzo młodym piłkarzu, który ma prawo wciąż popełniać błędy i gorsze momenty. Tylko czy w Neapolu ktoś to zrozumie?
Wiele pytań przed trenerem i włodarzami mistrza kraju. A zegar tyka i cierpliwość kibiców szybko się kończy.