Odkupienie Cristante

Artykuł gru 17, 2021

"Życzę sobie, żeby [Cristante] został w przyszłości jednym z filarów Romy i kadry Narodowej". Tymi słowami w 2018 roku przywitany został Bryan Cristante w stolicy Włoch przez ówczesnego dyrektora sportowego giallorossich, którym jest znany i niezbyt lubiany - Monchi. Bryan był jednym z jego droższych transferów (20mln [wypożyczenie i wykup] + 10mln w bonusach) i jednym z nielicznych, który pozostał w zespole. Po trzech latach można powiedzieć, że zaczął się spłacać.

Nie wybiegajmy jednak tak szybko w przyszłość i zatrzymajmy się w 2018. Bryan przyszedł do Romy z Atalanty, w której występował jako ofensywny lub środkowy pomocnik i szło mu naprawdę dobrze, w jednym sezonie strzelił 9 goli w lidze (od tamtego czasu strzelił ich zaledwie 7), co było i jest jego najlepszym wynikiem w karierze. W Romie jednak miał inne zadania i zaczął występować niżej i w innej formacji, niż w klubie z Bergamo i chyba to było znaczącym czynnikiem wpływającym na jego formę.

Pierwszy sezon w Rzymie Cristante nie należał do udanych, ale nie był tragiczny. Bryan grał zarówno jako środkowy, jak i defensywny pomocnik i choć błędy w obronie można mu było wybaczyć (ale nie wszystkie), tak nie do zrozumienia była jego ociężałość (przecież u Gasperiniego tempo gry jest wysokie, a w Romie nie dojeżdżał) i kłopoty choćby z najprostszymi podaniami czy przyjęciami piłki; Włoch często się gubił. Jedyne co naprawdę dobrze wychodziło Cristante w tamtym okresie, to odnajdywanie się w polu karnym przy stałych fragmentach gry. Miał też jeden konkretny zryw w swojej grze, gdzie pokazał pełnie umiejętności, gdy w ośmiu kolejnych meczach miał udział przy łącznie sześciu golach, ale passa ta skończyła się równo z połową sezonu w Serie A i w drugiej jego części nie miał już żadnego udziału przy bramce, za to łapał sporo kartek, kończąc pierwszy rok z aż dziesięcioma upomnieniami. Koniec końców, debiutancki okres Bryana nie był adekwatny do kwoty jaką za niego zapłacono, ale z drugiej strony grał w nowej formacji, nowym klubie, z nowymi zadaniami i miał u boku N'Zonziego, więc pewne rzeczy można mu było wybaczyć.

Kolejny sezon miał być tym lepszym. Cristante już zapoznał się z kolegami z drużyny, zgrał się z nimi, poznał struktury klubu i to była pora na odpalenie. Zamiast tego Włoch dał popis jak nie grać w piłkę nożną i jak zawieść wszystkich, którzy na niego liczyli. Widziałem w Romie wielu pomocników, których mogliśmy nazywać ananasami, choćby N'Zonzi z którym miał kontakt Bryan, ale nawet Francuz  nie odstawił takiego pokazu katastrofalnej gry.

Może i Cristante zaczął sezon od gola i asysty w pierwszych trzech meczach, ale nie przysłoniło to jego całkowitego pogubienia na boisku. Fonseca na stałe przerobił go na defensywnego pomocnika, ale Bryan nie potrafił kryć, dobrze się ustawić, pressować czy przecinać podań. Do tego w ofensywie był kompletnie bezużyteczny, jego podania albo kończyły pod nogami rywali, albo poza boiskiem. Jego strzałów to nawet nie ma co komentować, lepiej zostawić minutę ciszy dla wszystkich gołębi, które potencjalnie zginęły trafione jego rakietą w trybuny. Nie dość, że gra Cristante nie wyglądała jak powinna, to Włoch w październiku złapał kontuzję, która wykluczyła go z gry na dwa miesiące. Z braku lepszych opcji po powrocie Fonseca stawiał na byłego gracza Atalanty, a idealnym podsumowaniem jego gry w sezonie 2019/2020 był mecz z Genoą, gdzie przez cały mecz był spóźniony i zakończył go stemplem na nodze rywala, oglądając tym samym czerwoną kartkę, która wykluczyła go z meczu z Atalantą. Potem przyszła Covidowa przerwa, a po niej powrót do grania, choć w przypadku Bryana do człapania. Roma przegrała pierwsze trzy mecze, w dwóch z nich zaczynał od początku Cristante, w Napoli wszedł w końcówce i złapał kartkę. W kolejnym spotkaniu z Parmą zaczął w pierwszym składzie jako środkowy obrońca i w swoim stylu słonia w składzie porcelany sprokurował rzut karny. Do końca sezonu w pierwszym składzie wyszedł tylko dwa razy. Tym samym skończył sezon na 26 występach w Serie A i gdyby za granie na alibi rozdawano trofea, to Bryan miałby pełną gablotę.

Po tym tragicznym sezonie Cristante został "persona non grata" w klubie, ale przez masterclass Monchiego, czyli roztrwonienie 250mln euro z czego 30 na byłego gracza Atalanty, ciężko by było opchnąć Włocha za jakąś zadowalającą kwotę. Do tego kadra nadal nie wyglądała za specjalnie, więc nie było wyboru, Bryan pozostał w Rzymie. Pierwszy mecz w sezonie zagrał z Hellasem na środku obrony i był poprawny. W kolejnych dwóch spotkaniach wszedł na boisko raz z ławki, żeby wskoczyć do podstawowej jedenastki w starciu z Benevento i proszę, Cristante w końcu zagrał dobry mecz! Po nim było starcie w Lidze Europy z Young Boys, w którym pomocnik Romy dostał nawet opaskę kapitańską i być może to zaufanie Fonseki sprawiło, że Bryan zaczął pracować o wiele ciężej dla zespołu. W okresie naprzemiennych spotkań ligowych i pucharowych, Włoch grał głównie w Lidze Europy, wchodząc w Serie A na ostatnie minuty. Po maratonie spotkań, Bryan wrócił do podstawowego składu na spotkania ligowe, pierwszym z nich była Parma, został obdarowany opaską kapitana i z pozycji środkowego obrońcy poprowadził zespół do zwycięstwa 3-0. Kolejny mecz był z Napoli, które rozbiło Romą 4-0, ale tam zadecydowały błędy indywidualne i słaba gra całego kolektywu, choć Włoch nie uniknął hejtu pod postami na Instagramie. Z Bologną nieszczęśliwie wpakował piłkę do własnej siatki i przeklął, za co został zawieszony. Po tym incydencie, Cristante naprzemiennie grał na środku obrony i jako defensywny pomocnik. I choć miewał problemy w grze obronnej i dalej był "elektryczny", to swoje człapanie zamienił na bieganie i walkę. Do tego jak już strzelał gole, to w ważnych meczach. Choćby świetny strzał z dystansu z Atalantą dający cenny punkcik czy bramka w rewanżowym meczu z United w półfinale LE, która dawała nadzieję, bo Roma grała wtedy naprawdę dobrze.

Tym samym z totalnego flopa i zawodnika, który nadawał się jedynie do utylizacji, Cristante stał się solidnym zawodnikiem. Jego gra pod presją i w obronie dalej wymagała poprawy, ale widać było zaangażowanie, chęć do gry i wolę walki. To i fakt, że Bryan jest wszechstronny dostrzegł Mancini, który zabrał piłkarza Romy na Euro. Jak się skończyło ten turniej dla Włochów wiemy wszyscy, a jaki wkład miał w sukces Cristante? Wchodził w pięciu spotkaniach na ostatnie minuty żeby pomóc zespołowi, ominął go mecz półfinałowy i w samym finale dostał szansę od drugiej połowy. Ostatecznie Włosi wygrali cały turniej, więc swoje powierzone mu zadania spełnił.

Po wakacjach i zasłużonym odpoczynku Bryan wrócił do treningów i grania w piłkę pod wodzą Jose Mourinho. I faktycznie, trzy lata po słowach Monchiego, można powiedzieć, że stał się filarem w Romie, a na pewno jest ważnym elementem w układance Mourinho. W lidze, zanim dopadł go koronawirus, zagrał w każdym meczu, tylko raz nie zaczynając w podstawowej jedenastce. Po wyzdrowieniu wszedł z ławki z Bologną i w kolejnych dwóch meczach znowu wybiegał na boisko od pierwszej minuty. Z pomocników tylko Veretout ma od niego więcej czasu na murawie. Do tego Włoch jest piłkarzem, który spośród Giallorossich, średnio biega najwięcej, a w lidze jest pod tym względem szósty. Cristante powstał z kolan i wydaje się być na dobrej drodze, do spłacenia swoich win i udowodnienia, że tak duża kwota wydana na niego, nie została wyrzucona w błoto.

Michał Ratuszniak

Kibic Romy od dziecięcych lat. Pasją do włoskiej piłki zaraził mnie Tata, teraz ja zarażę was.

Great! You've successfully subscribed.
Great! Next, complete checkout for full access.
Welcome back! You've successfully signed in.
Success! Your account is fully activated, you now have access to all content.