Wpadki są wkalkulowane w rachunek całego sezonu. Nie da się bowiem grać na pełnej intensywności od sierpnia do kwietnia bez drobnego kryzysu. Juventus jest jednak przykładem tego, że każdy kolejny mecz, miesiąc przynosi coraz gorszą formę, co w końcowym rozrachunku przynosi coraz głośniejsze dyskusje na temat zwolnienia Andrei Pirlo. Czy czarę goryczy przelał remis w derbach z Torino? Tego na razie nie wie nikt, natomiast jest ku temu z pewnością coraz bliżej.
Juventus wyszedł na to spotkanie w ustawieniu, które łudząco przypominało to z czasów Massimiliano Allegriego. Pirlo takim zabiegiem chciał pokazać, że jest elastyczny pod względem taktycznym i niekoniecznie bazuje na swoim ulubionym ustawieniu 1-4-4-2.
"Maestro" musiał zareagować na brak Demirala i Bonucciego, którzy z powodu choroby nie byli dostępni na Stadio Olimpico Grande Torino. Mimo to udało złożyć się mu mocną jedenastkę, która chciała - jak to miało często miejsce - pokonać ze spokojem lokalnego rywala. Problem w tym, że Torino Davide Nicoli za jego kadencji wygląda na zespół, który nie położy się przed nikim i tak było również z mistrzem Włoch. Oto skład, w jakim wyszli na Juve:
Juventus w fazie przejścia z obrony do ataku ustawiał się w czteroosobowej linii obrony. De Ligt i Chiellini odpowiadali za rozegranie, natomiast Cuadrado i Sandro rozszerzali przestrzeń i opcje do rozprowadzenia piłki. Doskonale obrazuje to pierwsza akcja, w której po wprowadzeniu futbolówki przez gospodarzy na połowę Juventusu De Ligt rozpoczął atak pozycyjny. W rozegraniu lepszej akcji pomogli także Danilo i Bentancur, którzy skupiali uwagę rywali, będących w pressingu. Torino z kolei w swoim ustawieniu często stało w bazowej liczbie pięciu piłkarzy w obronie, jednak w przejściu z obrony do ataku wysoko atakowali Vojvoda i Ansaldi, a Verdi mocno wspomagał lewego wahadłowego schodząc do boku.
Ustawienie Juventusu i jego elastyczność w tym elemencie potwierdziły się z kolei w grze obronnej po stracie piłki. Wtedy to podopieczni Pirlo przechodzili w ustawienie 1-3-5-2, a Ronaldo i Morata schodzili niemal na swoją połowę, by uczestniczyć w odbiorze piłki.
Niewiele to jednak dawało, ponieważ Torino potrafiło nadzwyczaj łatwo wyjść spod pressingu. Pokazała to doskonale akcja z piątej minuty, kiedy to po udanym balansie Rincon podał do Ansaldiego. Ten dokonał szarży lewą stroną, jednak został sfaulowany, natomiast chwilę później już udanie pomknął skrzydłem i wysunął piłkę koledze, który minimalnie strzałem minął bramkę Szczęsnego. To było pierwsze poważniejsze ostrzeżenie bramki Juve.
Chwilę później jednak goście udokumentowali swoją przewagę w większości elementów, czego efektem była bramka Chiesy w trzynastej minucie. Wszystko zaczęło się od wymiany kilku podań na połowie rywala przez graczy Juventusu. Sandro po czasie podał do Chiesy, który po raz kolejny w tym sezonie napędził świetnie akcję "bianconerich". Dograł piłkę do Moraty, który wykonał znakomite zgranie, po czym Chiesa wbiegł w wolną przestrzeń, stworzoną przez aż siedmiu piłkarzy Torino.
Później młody Włoch wbiegł w kierunku linii końcowej i wpakował piłkę między nogami Sirigu, jednak warto zwrócić uwagę tu na zachowanie obrony Torino i na odległości od nich samych i od rywala. O ile Izzo jeszcze w miarę zachowuje niezłe ustawienie i podbiega do Moraty, tak już Vojvoda i czwórka tworząca łuk wokół Chiesy zachowała się dramatycznie. Oddaleni o 5-8 metrów od szybkiego skrzydłowego nie mieli prawa zdążyć i zareagować na stratę gola.
Czyż da się takie zachowanie przebić? Juventus stwierdził, żeby Torino potrzymało im złocisty, procentowy napój, ponieważ chcą to zrobić. W dwudziestej siódmej minucie aut wywalczył na połowie rywala bardzo ambitny tego dnia Ansaldi. Wyrzucił piłkę w kierunku Verdiego, lecz wybił mu ją obrońca Juventusu. Ot zwykła interwencja, jednak znakomicie na to zareagował Rincon. Dynamicznie podbiegł w kierunku piłki i mocno uderzył ją na bramkę Szczęsnego. Tu niestety po raz kolejny w ostatnim czasie Wojtek mówiąc dosadnie "popisał się", odbijając piłkę wysoko w powietrze, po czym obrońcy Juve przegrali starcie z Sanabrią, a ten głową dobił strzał kolegi.
Największym winowajcą w tej sytuacji był Alex Sandro, który był spóźniony i oddalony mniej więcej trzy metry od Sanabrii. Dynamika i szybkość byłego napastnika Genoi przy takim ustawieniu obrońcy musiały być wykorzystane i dzięki temu Torino wyrównało. Trochę mniejsze błędy popełnili Chiellini i De Ligt. Szczególnie kapitana Juve można tu usprawiedliwić, ponieważ miał on na oku bardziej Belottiego. Zachowanie Rincona mogło sugerować również podanie do "Gallo", przez co Chiellini musiał być skupiony na dwóch zawodnikach jednocześnie.
Problemem Juventusu w tym sezonie oprócz notorycznego spóźniania się do rywala jest brak koncentracji w pierwszych pięciu minutach zarówno pierwszej, jak i drugiej połowy. Doskonałym przykładem tego zjawiska było pierwsze spotkanie z FC Porto, natomiast to również miało miejsce na Stadio Olimpico Grande Torino.
Juve rozpoczęło od środka drugą część, wymieniając trzy podania, po czym piłka trafiła do Kulusevskiego. Ten pod presją Ansaldiego postanowił odegrać piłkę w kierunku kogoś z duetu Chiellini - De Ligt, natomiast zrobił to tak źle, że trafiła ona do Sanabrii. Niemal natychmiast przychodzi tu na myśl sytuacja z meczu na Estadio do Dragao, gdy Bentancur pod pressingiem podał za krótko do Szczęsnego, co wykorzystał Taremi. Tu Kulusevski zaliczył asystę rywalowi będąc na linii środkowej. Chwilę później gracze Pirlo mogli jedynie patrzeć, jak Sanabria im ucieka, a Szczęsny ratując sytuację jednak sparował piłkę do bramki.
Niezrozumiałe jest tutaj zachowanie Cuadrado i Chielliniego, którzy stoją od siebie niemal tak daleko, ile wynosi szerokość pola karnego. Nie pomogło również głębokie ustawienie De Ligta, który zrobił nim bardzo dużą przestrzeń dla napastnika. Holender zareagował dopiero w momencie, w którym Sanabria przejął fatalne podanie Kulusevskiego, lecz było już za późno na naprawę błędu.
Podsumowując analizę warto zauważyć powtarzalność Juventusu w wielu meczach, która jest kontynuowana. Błędy w ustawieniu, brak koncentracji i notoryczne uzależnienie przede wszystkim od Chiesy powoduje, że Pirlo i jego zespół mają kłopoty i niemal na pewno zaprzepaścili tym meczem szanse na tytuł, co doprowadzi w konsekwencji do utraty dziewięcioletniej hegemonii.