Odwróć tabelę, Cagliari będzie na czele. Ta dobrze znana z polskich stadionów przyśpiewka wyjątkowo wiernie oddaje aktualną sytuację sardyńskiego klubu. Zaledwie sześć punktów na koncie po dwunastu kolejkach przyprawia o ból głowy prezydenta Tommaso Giuliniego, trenera Waltera Mazzarriego i przede wszystkim wszystkich kibiców „Rossoblu”. Widmo spadku jest jeszcze bardziej realne niż w ubiegłym roku, a najgorsze jest to, że próżno szukać nadziei na lepsze jutro.
Źle się dzieje w państwie sardyńskim. Żeby to stwierdzić nie trzeba być wielkim znawcą czy ekspertem. Wystarczy po prostu spojrzeć w ligową klasyfikację. Cagliari od początku sezonu notuje fatalne wyniki i za nic w świecie nie może wynaleźć receptury na wyjście z impasu. W minionych rozgrywkach też nie było kolorowo, ale udało się mu ostatecznie wywalczyć ligowy byt i pozostać w elicie. Jak będzie tym razem?
Koszmar Di Francesco
Do kampanii 2020/21 Cagliari przystępowało z jasno sprecyzowanymi celami i Eusebio Di Francesco na ławce trenerskiej. Miał być spektakularny sukces, wyszło jak zwykle. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała wygórowane oczekiwania „Wyspiarzy”.
Di Francesco zdołał wygrać w zaledwie trzech meczach, a między grudniem 2020 a styczniem 2021 roku zanotował serię sześciu porażek z rzędu. Wyleciał z hukiem w lutym, po przegranej z Torino. Podłożony przez niego ogień miał ugasić Leonardo Semplici, architekt wielkiego sukcesu SPAL, aczkolwiek człowiek niekoniecznie zakochany w ofensywnym, przyjemnym dla oka stylu gry.
Od zbawiciela do banity
Semplici wywiązał się ze swojego zadania i Cagliari utrzymał. Jego drużyna zajęła szesnaste miejsce w Serie A i o cztery punkty wyprzedziła osiemnaste Benevento, które już musiało pożegnać się z grą na najwyższym poziomie przynajmniej na rok. Swoje pochodzący z Florencji trener zrobił, więc jego kontrakt został przedłużony. Skoro zdołał utrzymać, to może będzie w stanie zrobić coś więcej? Taka myśl mogła przed startem nowych rozgrywek łudzić kibiców ekipy z Sardegna Arena, ale na tym złudnym myśleniu życzeniowym się skończyło.
Po trzech kolejkach, w których „Casteddu” zanotowali remis i dwie porażki, 54-letni menedżer został zwolniony. Na jego następcę wytypowany został znany z prowadzenia Napoli, Interu czy Torino Walter Mazzarri. I jeśli ktoś liczył na to, że los wyspiarskiego zespołu odmieni się dzięki temu o 180 stopni, to się mocno rozczarował. Mazzarri zwyciężył tylko raz - 17 października w domowej potyczce z Sampdorią. Dwa razy dzielił się punktami, a w pozostałych sześciu spotkaniach musiał uznawać wyższość rywali.
Przyczyn tak rozpaczliwego stanu rzeczy jest wiele. Oczywiście jakiekolwiek rozliczenia powinniśmy rozpocząć od samych zawodników. W końcu to oni wychodzą na boisko i są bezpośrednio odpowiedzialni za wyniki. W następnej kolejności można wziąć na warsztat bardziej złożone kwestie. Faktem jest, że od kilku lat żaden szkoleniowiec nie potrafił spożytkować naprawdę imponującego potencjału ludzkiego, jaki został zgromadzony w Cagliari. Nie zrobił tego ani Semplici, ani Di Francesco, ani Walter Zenga, ani tym bardziej Rolando Maran czy Diego López.
Bez pomysłu, byle do przodu
Koncepcji Di Francesco nie potrafił dostrzec nikt. Człowiek, który niemalże wprowadził Romę do finału Ligi Mistrzów zostawił po sobie potworny bałagan. Sempliciemu udało się go uporządkować i uratować sardyński okręt przed zatonięciem, ale wielkiej spuścizny taktycznej też po sobie nie zostawił. Nie można przecież nazwać tak wariantu uskuteczniania licznych dośrodkowań na ustawionego na szpicy Leonardo Pavolettiego i liczenia na jego wyjątkowy dryg do zdobywania bramek głową.
Mazzarri również cały czas nie znalazł najlepszego i najbardziej optymalnego dla swoich podopiecznych sposobu gry. Ba, notuje on swój najgorszy początek pracy z nowym klubem w Serie A. Nigdy wcześniej nie poległ w pięciu ze swoich pierwszych ośmiu ligowych meczów w nowym zespole, choć jak sam twierdzi - jeśli Cagliari nadal będzie prezentować taką determinację w dążeniu do wyjścia z kryzysu, to w końcu zostanie za to wynagrodzone.
„Rossoblu” pod jego wodzą starają się opierać swoją grę o flanki. 60-latek dysponuje w kadrze dynamicznymi skrzydłowymi bądź wahadłowymi, na czele z Nahitanem Nándezem (który w starciu z Atalantą został wystawiony jako środkowy napastnik) i młodym Raoulem Bellanovą. To jednak nie przynosi efektów, bo Cagliari nie jest w stanie zdominować drużyny przeciwnej w dłuższym fragmencie meczu. Wręcz przeciwnie - to oni pozwalają rywalom na o wiele za dużo, czego rezultatem są takie porażki jak te z Atalantą czy Fiorentiną.
Kapitan nie zawodzi
Jeśli chodzi o konkretnych piłkarzy, to najmniej zarzucić można João Pedro, bez którego sytuacja „Isolanich” wyglądałaby zapewne jeszcze gorzej. Mimo fatalnej dyspozycji całej drużyny, Brazylijczyk strzelił już w lidze w tym sezonie 7 goli i zanotował 2 asysty. Występuje w Cagliari od 2014 roku. Jest dla niego nieocenioną wartością, a chyba nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że nawet już legendą.
João Pedro wielokrotnie deklarował, że chciałby kontynuować, a być może nawet zakończyć swoją karierę na Sardynii. Pytanie, czy spadek do Serie B zmieniłby jego nastawienie. Wychowanek Atlético Mineiro liczy sobie dopiero 29 wiosen, jeszcze kilka dobrych lat grania przed nim, więc jak najbardziej mógłby spróbować swoich sił w innym klubie, a chętnych na niego by nie brakowało.
Zakurzony Walukiewicz
Dla polskich kibiców szczególnie niepokojąca jest sytuacja Sebastiana Walukiewicza. Zawitanie do klubu Leonardo Sempliciego i splot kilku innych niefortunnych wydarzeń sprawiły, że Polak stracił miejsce w podstawowym składzie. W dodatku nie miał najlepszych relacji z toskańskim menedżerem, który nie dał mu poważnej szansy na wkupienie się w jego łaski.
Latem byłego zawodnika Legii Warszawa i Pogoni Szczecin bacznie obserwowały Wolfsburg, Sevilla oraz Torino i wiele wskazywało na to, że przeniesie się on właśnie do „Granaty”. Ze względu na zbyt wygórowane wymagania finansowe Armando Izzo, który w ramach wymiany miał powędrować do Cagliari, transakcja ta nie doszła do skutku.
Pech nie opuszcza Walukiewicza, bo gdy już w bieżących rozgrywkach zaczął dość regularnie, choć nie w pełnym wymiarze czasowym, pojawiać się na boisku, to przytrafił mu się uraz lewego stawu udowo-biodrowego. Ostatnie minuty, a było ich dokładnie 68, 21-letni stoper zanotował 26 września w przegranym 0:2 spotkaniu z Napoli. Nie idzie Cagliari, nie idzie też Sebastianowi.
Sardyńska sanacja
Według Mazzarriego kluczowy do poprawy aktualnej sytuacji „Wyspiarzy” jest aspekt mentalny. Po meczu z Atalantą mówił, że jego gracze muszą wykazywać się takim samym poziomem motywacji zarówno na starcia z rywalami pokroju „La Dei”, jak i tymi, którzy aż tak bardzo nie elektryzują. Diagnoza byłego trenera Interu mówi, że to jeden z głównych czynników, który może uzdrowić zainfekowany organizm sardyńskiej ekipy.
Trzeba przyznać, że fortuna też mistrzowi Italii z 1970 roku nie sprzyja. Kiedy już uda mu się skonstruować sensowną akcję, często na jego przeszkodzie staje obramowanie bramki. Można by wręcz odnieść wrażenie, że jakaś dziwna, nieznana siła nadprzyrodzona sprzysięgła się przeciwko niemu.
Cagliari musi w końcu znaleźć jakiś złoty środek, by zacząć punktować i dzięki temu odbić się od dna. Nie będzie to łatwe, ale ich obowiązkiem jest walka o zachowanie ligowego bytu. Fani z Sardegna Arena nie zasługują na to, żeby Sardynia podzieliła los mitycznej Atlantydy, a ich ukochana drużyna zniknęła z piłkarskiej mapy Serie A. A zatem, „Rossoblu” - do dzieła.