Kariera piłkarska Sebastiana Giovinco, jak i wielu innych piłkarzy - była dosyć sinusoidalna - miewał zarówno świetne, jak i słabe momenty. Trofeów w gablocie nie brakowało, jednak szczyt formy osiągnął dopiero poza Półwyspem Apenińskim. Nie da się ukryć, że historia Gio jest nieszablonowa.
Obecnie mierzący 164 cm wzrostu zawodnik gra dla arabskiego Al-Hilal Ridyah, z którym zdobył w poprzednich rozgrywkach tamtejszy odpowiednik Ligi Mistrzów. Z pewnością wielkimi krokami zbliża się też do zawieszenia butów na kołku. W ostatnich tygodniach pojawiła się nawet informacja, że Sebastian może wrócić do Serie A dzięki synergii Interu Mediolan z Parmą. Obserwując kluby, w których miał okazję grać, można odnieść wrażenie, że nie wycisnął ze swojej kariery maksa. Czy jest to słuszne stwierdzenie?
Pierwsze podejście do Juve
Sebastian swoje dzieciństwo spędzał w Turynie, gdzie przyszedł na świat. Od najmłodszych lat, tak jak cała jego rodzina, co ciekawe, kibicował Milanowi. Nie przeszkodziło mu to jednak w grze dla Juventusu i budowania swojej kariery na Allianz Stadium. W 1996 roku Giovinco dostał się do zespołów młodzieżowych “Bianconerich”.
Trenerzy drużyn juniorskich widzieli w Sebastianie wielki talent, pomimo jego słabych warunków fizycznych. Stopniowo napastnik przebijał się przez kolejne szczeble dzięki swojemu dryblingowi i nieprawdopodobnej szybkości. W Primaverze, prowadzonej wtedy przez Vincenzo Chiarenzę, Seba wygrał mistrzostwo, puchar i superpuchar. W turnieju Viareggio Cup, rozgrywanym wiosną 2006 roku, został nawet uznany najlepszym zawodnikiem. Sezon 2006/2007 był pierwszym w historii Juventusu na poziomie Serie B po aferze Calciopoli. Wtedy też szansę na debiut dostał Giovinco. Rywalem w 38. kolejce była Bologna, a Włoch wszedł w 76. minucie za Rafaele’a Palladino. Jak potem pokazała historia, poza napastnikiem do pierwszego zespołu Juventusu z zespołów młodzieżowych awansował Claudio Marchisio. I został tam na długie lata.
Wpierw jednak obaj trafili do Empoli na roczne wypożyczenia, aby złapać doświadczenie na poziomie Serie A. Wtedy w drużynie z Toskanii występowali tacy zawodnicy, jak Andrea Raggi, Luca Antonini, Eder i Ignazio Abate. To właśnie w Empoli Sebastian regularnie grał jako trequartista, gdzie czuł się najlepiej. Toskańczycy ostatecznie spadli do Serie B, pomimo sześciu bramek i czterech asyst wychowanka Juve.
Pierwszy gol dla Juventusu Giovinco został zdobyty dzięki uderzeniu z rzutu wolnego w meczu z Lecce. Jak potem się okazuje, takie uderzenia są jego znakiem rozpoznawczym. Wtedy turyńczycy wyszli na prowadzenie (1:0) i ostatecznie wygrali spotkanie 15. kolejki (2:1). Po latach napastnik wspomina ten moment z dużą radością. “Kiedy zdobyłem tego gola, David Trezeguet powiedział do mnie: to był ten czas. On świetnie główkował, ale jeszcze lepiej uderzał nogami. Potrafił zdobyć dziesięć goli, ale nie lubił się wracać do defensywy. W Primaverze uczyłem się od niego. Nie dawał mi rad, jak uderzać, ale jak się poruszać” - opowiada w jednym z wywiadów reprezentant Włoch.
Powrót do wypożyczeniu do ekipy ze stolicy Piemontu okazał się kubłem zimnej wody dla utalentowanego napastnika, pomimo wcześniejszego podpisania pięcioletniego kontraktu. Ciężko mówić wtedy o ogromnym postępie na poziomie seniorskim, ponieważ Giovinco był zawodnikiem odradzającego się Juve, ale z drugiego szeregu. Częściej niż na “dziesiątce” lub na “dziewiątce” Sebastian grał na skrzydle, gdzie Claudio Ranieri chciał wykorzystać jego prędkość oraz drybling. Nie przynosiło to rezultatów, gdyż filigranowy napastnik nie pasował do systemu 4-4-2. Nie pomagał też w defensywie. Brak gry spowodował, że Giovinco pozwolił sobie na dosadną wypowiedź. “Gdybym był Argentyńczykiem lub Brazylijczykiem, na pewno grałbym więcej. Żałuję, że jestem Włochem.”
Potem w Juventusie pojawił się Ciro Ferrara, który otrzymał do swojego zespołu Diego Ribasa, pozyskanego z Wolfsburga. Rola Sebastiana była wtedy marginalna, ale po kontuzji Brazylijczyka miał okazję pograć więcej w formacji 4-2-3-1. W styczniu 2010 roku Ferrara został zwolniony, a w jego miejsce przyszedł Alberto Zaccheroni. Seba ponownie stracił szansę do gry, gdyż nowy sternik zmienił formację i wolał korzystać między innymi z Antonio Candrevy.
Parma strefą komfortu
Giovinco podejść do Juve miał dwa. Podzieliła je Parma, w której snajper najpierw przebywał na zasadzie wypożyczenia, a potem transferu definitywnego - za trzy miliony euro. To była cena za 50 procent praw do zawodnika. W Emilii-Romanii Włoch grał na pozycji, która najbardziej mu pasuje - jako trequartista, podwieszony za środkowym napastnikiem. W pierwszym sezonie dla “Crociatich” przed nim grał Hernan Crespo, Valeri Bojinov czy Alberto Paloschi, a w drugim - Graziano Pelle bądź Sergio Floccari.
Napastnik był dla Parmy przez dwa lata tak ważnym piłkarzem, jak wówczas Antonio Di Natale dla Udinese. Sezon Serie A Sebastian zakończył z piętnastoma trafieniami i jedenastoma asystami. Pod względem ostatnich podań wtedy lepsze liczby wykręcił tylko Andrea Pirlo w Juve (13) i Fabrizio Miccoli w Palermo (12). Łącznie Gio zdobył dla Parmy 22 gole oraz asystował siedemnastokrotnie.
Piłkarz jednak nie potrafił utrzymać szacunku do byłego pracodawcy. Włoch potrafił powiedzieć, że nie obchodzi go Juventus i skrytykować, że ówczesny zarząd w niego nie wierzył - pomimo tego, że dostawał okazje (których zresztą nie wykorzystywał w pełni). Kibice “Starej Damy” nie mieli hamulców i dosadnie dawali do zrozumienia zawodnikowi, że postępuje źle. “Nie gryź ręki, która Cię karmi”.
Kiedy Parma wygrała u siebie z Juventusem (4:1), gdzie Giovinco zdobył dwie bramki, wychowanek Juve celebrował. Sebastian nie wiedział, dlaczego tifosi na niego gwiżdżą.
Z kibicami nie po drodze
Po bardzo dobrym sezonie w Parmie Juventus zdecydował się odkupić napastnika za jedenaście milionów euro dzięki zasadzie współwłasności. Gianfranco Zola powiedział w rozmowie z Tuttosport, że to właśnie Giovinco jest następcą Alessandro Del Piero w ekipie “Bianconerich”. Sam zawodnik nie rozumiał tego porównania i na łamach “Corriere dello Sport” można było przeczytać, że Alex, jego zdaniem, nigdy z nim nie rozmawiał. Jest to o tyle dziwne i zaskakujące, ponieważ Del Piero był idolem Sebastiana od najmłodszych lat.
Jak się okazało, Gio nie był w stanie dorównać formą do swoich występów w Parmie. Miewał problemy z wykańczaniem akcji i często miał serię meczów bez zdobytej bramki. Zdarzało się, że był niewidoczny przez całe mecze. Kiedy w 26. kolejce sezonu 12/13, gdzie rywalem Juve była Siena, Giovinco zdobył bramkę po sześciu meczach posuchy, zamiast cieszyć się z fanami, zaczął ich uciszać. Po wielu wyzwiskach, Sebastian postanowił usunąć swoje konto na Facebooku.
Opuszczenie ojczyzny
Bycie wychowankiem “Bianconerich” nie okazało się wystarczającym powodem do pozostania w klubie na lata. Przyjście Massimiliano Allegriego sprawiło, że filigranowy napastnik spadł bardzo nisko w hierarchii. Przed nim w walce o pierwszy skład był Carlos Tevez, Alvaro Morata, Fernando Llorente, a także Kingsley Coman. Kiedy Max zaczął korzystać z formacji z klasycznym trequartistą, trener forsował Roberto Pereyrę. Giovinco zagrał w pierwszej części sezonu ledwie 253 minuty, a jedyne bramki i asysty padły w spotkaniu z Hellasem Verona w Pucharze Włoch - tam Sebastian dwukrotnie pokonał golkipera rywali i po faulu na nim karnego wykorzystał Morata. Jego roczne zarobki w Juventusie wynosiły 2,2 miliona euro, co dałoby mu pozycję najlepiej zarabiającego piłkarza w 14 z 20 klubów, wówczas grających, w Serie A. Agent Gio, Andrea D’Amico, nie bał się użyć stwierdzenia, że Sebastian w Juve Allegriego był piątym kołem u wozu.
Z racji tego, że z końcem sezonu 14/15 kontrakt reprezentanta Włoch wygasał, była możliwość podpisania umowy z nowym pracodawcą bez kwoty odstępnego. Lista klubów chętnych do podpisania umowy z wychowankiem “Starej Damy” była długa - zaczynając od Tottenhamu, Arsenalu, a kończąc na Parmie, Fiorentinie czy Olympiakosie. Do porozumienia z zawodnikiem finalnie doszło Toronto FC, grające w Major League Soccer. Wstępnie miał on dołączyć do nowej drużyny po zakończeniu ligowych rozgrywek we Włoszech, ale w Turynie wyrażono zgodę na szybsze wejście w życie nowej umowy.
Roczna pensja Sebastiana wyniosła sześć milionów euro. Wtedy na lepsze pieniądze mógł liczyć tylko Kaka, związany z Orlando City. Ekipa z Kanady desperacko szukała napastnika, a ostatecznie przed rozgrywkami w sezonie 2015 wystartowała z Jozym Altidorem oraz Giovinco.
American Dream
Z przyjściem włoskiego napastnika wiązało się duże oczekiwania. Sebastian został główną strzelbą Kanadyjczyków po odejściu Jermaina Defoe i otrzymał w drużynie status Designated Player. Już w pierwszym sezonie gry za oceanem wychowanek Juventusu oczarował kibiców. Najwięcej bramek w rundzie zasadniczej - świetny wynik dla obcokrajowca. Rzuty wolne były dla niego, jak rzuty karne.
Z wielką estymą wspomina się Toronto z sezonu 2017, kiedy to po raz pierwszy w historii MLS klub zdobył tryplet - krajowy puchar, mistrzostwo Kanady i Tarczę Kibiców. Banda z “Atomową Mrówką”, Benoitem Cheyrou, Jozym Altidorem, Michaelem Bradleyem czy Victorem Vazquezem pod wodzą Grega Vanneya była nie do zatrzymania. Czy wtedy byliśmy świadkami najlepszej drużyny w historii Major League Soccer? Kandydatur jest kilka - DC United z lat 90., LA Galaxy z trio Beckham-Keane-Donovan sprzed dziesięciu lat czy San Jose Earthquakes z lat 2001-2007, w których zdobyli cztery razy Puchar MLS. Na pewno jednak TFC zapisało się w annałach historii ligi.
Z kolei statystyki Giovinco w przeciągu czterech sezonów w Stanach Zjednoczonych robią ogromne wrażenie. W samej fazie zasadniczej napastnik zdobył 68 bramek i zanotował 52 asysty - potrzebował do tego 114 spotkań. Do tego pięć trafień i tyle samo ostatnich podań w 11 meczach play-offów. A lista trofeów i osiągnięć indywidualnych jest spora - Puchar MLS 2017, Mistrz Konferencji Wschodniej 2016, Tarcza Kibiców 2017, Mistrzostwo Kanady 2016, 2017, 2018, MVP MLS 2015, Złoty But MLS 2015, trzy razy w najlepszej jedenastce MLS, cztery razy w drużynie MLS All-Star, raz w jedenastce Concacaf 2018, Złota Piłka w Lidze Mistrzów Concacaf 2018. Wielu piłkarzy chciałoby mieć tyle pucharów w swojej gablocie.
Co ciekawe, do przyjścia Carlosa Veli, filigranowy napastnik był najlepszym zawodnikiem w klasyfikacji kanadyjskiej - w sezonie 2015 zgarnął on 38 punktów. Do tego dzięki hat-trickowi zdobytemu w play-offach w 2016 roku wszedł do niewielkiej grupy zawodników, którzy dokonali tej sztuki. Przed nim był Raúl Díaz Arce w 1996 roku, Stern John w 1999 i Landon Donovan w 2014.
Pod względem trofeów w latach 2009-2019 był na szczycie listy, razem z Landonem Donovanem, Robbie Keanem i Omarem Gonzalezem. Jednak czy można go uznać najlepszym zawodnikiem w historii MLS? Postanowiłem zaciągnąć wiedzy u eksperta i zapytałem o to, i parę innych kwestii, Katarzynę Przepiórkę z portalu “amerykańskapiłka.pl”.
Giovinco był kozakiem, bez dwóch zdań w TOP5 najlepszych piłkarzy odkąd regularnie oglądam MLS (2013), ale najlepszym piłkarzem, jakiego od tego czasu widziałam był w poprzednim sezonie Carlos Vela. Z tych, których widziałam i uważam, że mieli największy wpływ na swój zespół, to taka byłaby kolejność: Vela, Giovinco, Villa, Keane, Beckham/Ibrahimović.
Też trudno mi oceniać top w całej historii MLS, bo choć widziałam pojedyncze mecze sprzed lat, to jednak poziom był inny, a mnóstwo wybitnych zawodników mimo wszystko grało w tej lidze i ci, którzy oglądali wtedy MLS, na pewno daliby zupełnie innych zawodników - odpowiada ekspertka od MLS-u.
Jak można łatwo wywnioskować, w momencie gdy napastnikowi nie idzie, to lubi on wylewać swoją frustrację lub ciekawie odpowiadać na krytykę - czasem w stronę kibiców, czasem w stronę sędziów. Nie inaczej było w Stanach Zjednoczonych, kiedy Włoch miewał sporo meczów bez zdobytej bramki.
Giovinco na boiskach MLS to nie tylko Atomowa Mrówka, ale momentami Atomowy frustrat. W pierwszym sezonie miał kapitalne statystyki i grał na niesamowicie wysokim poziomie. Rok później nie było już tak kolorowo, co przekładało się na wyrazy frustracji. Sędziowie w MLS naprawdę popełniają mało błędów, zresztą wtopy są często analizowane przez nich samych i rzadko mamy do czynienia z oczywistymi błędami. Giovinco był bardzo często faulowany, na pewno też częściej niż innych pokazywano jak dyskutował z sędziami, bo był po prostu gwiazdą, ale było kilku innych ananasów, którzy zdecydowanie bardziej zachodzili arbitrom za skórę - mówi Przepiórka.
Wracając do kwestii świetnego sezonu 2017 Toronto, nie omieszkałem zapytać Kasii, czy jest to najlepsza drużyna w historii rozgrywek. I tutaj pojawiła się konkretna odpowiedź.
Tak szczerze mówiąc, to uważam, że Toronto FC 2017 to był najlepszy zespół w historii MLS.
Giovinco do życia w Ameryce podchodził jednak na sporym luzie. Często pojawiał się na meczach Toronto Raptors w NBA, lecz nie uczył się języka angielskiego. Z drużyną porozumiewał się dzięki pomocy byłego piłkarza Romy i swojego klubowego kolegi, Michaela Bradleya.
Kiedy pojawiła się opcja gry w Arabii Saudyjskiej, piłkarz nie omieszkał z niej skorzystać. Jak Giovinco odbierali kibice TFC podczas jego gry w MLS i po odejściu?
Toronto ma to do siebie, że jest po prostu bardzo dobrym miejscem do życia. Kolejne gwiazdy, przychodzą do TFC i mówią, że uwielbiają to miasto (ostatnio nawet Pozuelo mówił, że jego syn tak pokochał Toronto, że stwierdził, że on na wakacje nie chce do Hiszpanii, tylko zostaje w Kanadzie), utożsamiają się z kibicami, a Ci bardzo szybko zakochują się w tych, którzy naprawdę oddają serducho do gry. Giovinco był takim piłkarzem, walczył, biegał, strzelał mnóstwo ważnych goli i był gwiazdą pełną gębą. Kibice go kochali.
Jego odejście zbiegło się ze sporymi zmianami w klubie. Oddali go za grosze, taka jest prawda. Fani byli wściekli, bo zasługiwał na lepszy kontrakt i trzeba było zatrzymać go za wszelką cenę lub sprzedać za zdecydowanie większe pieniądze. W ostatniej fazie jego gry statystyki są miażdżące, TFC nie potrafili bez niego grać. Bez Giovinco w składzie nie strzelili gola przez 277 dni, z Sebą w składzie gol średnio co 43,3 minuty, bez niego 168,5 minuty. Kolosalna różnica.
W tym czasie odszedł też Tim Bezbatchenko, dyrektor generalny, który odpowiadał za wszystkie transfery gwiazd (Bradley, Giovinco, Altidore) i w bardzo dużej mierze można przypisać mu sukcesy klubu też odszedł w tym samym czasie. Sezon 2018 był naprawdę słaby, a offseason przed 2019 nie należał do najlepszych.
Potem pojawiały się plotki, że Giovinco chce wrócić do TFC, ale było już za późno. Szkoda, bo tam była kwestia kontraktu i podwyżki. Owszem, można powiedzieć, że Toronto FC przepłacają na Designated Player, ale ich pensję pokrywa właściciel, więc hulaj dusza, piekła nie ma, w dodatku oni są rozliczani wg prawa podatkowego w Kanadzie, a tam te podatki są ogromne, więc koniec końców te zarobki aż tak wysokie nie są, trzeba o tym pamiętać - opowiada redaktor naczelna amerykanskapilka.pl
***
Postać Atomowej Mrówki pokazuje, że wielką karierę można zrobić poza granicami swojego kraju. Serie A okazała się zbyt wysokim progiem, jednak w Major League Soccer Sebastian Giovinco stworzył swój pomnik, który prędko nie zostanie zburzony.