W minioną sobotę (22 stycznia) odszedł od nas Gianni Di Marzio. Była to postać, która swoim temperamentem, pasją i oddaniem stanowiła uosobieniem świata calcio. Byłego trenera SSC Napoli znała niewielka część miłośników włoskiego futbolu w Polsce, więc myślę, że przybliżenie licznych inspirujących i anegdotycznych historii z jego życia będzie stanowiło element hołdu dla ś.p. Gianniego.
Większość czytelników pewnie wie kim jest Gianluca Di Marzio. Syn Gianniego jest królem rynku transferowego i wydał książkę "Grand Hotel Calciomercato", która ukazała się także w Polsce. Sam Gianluca Di Marzio wielokrotnie w różnych wywiadach mówił, że wszystko co osiągnął zawdzięcza swojemu ojcu, który był dla niego mentorem. Szerokie kontakty i zaufanie, jakie wzbudził przez lata swojej pracy we włoskiej piłce Gianni Di Marzio umożliwiły Gianluce wejście z animuszem do jarmarku marzeń (jak określa świat calciomercato).
Aby zdefiniować i zrozumieć pasję do futbolu Gianniego Di Marzio, warto odnieść się do początku piłki nożnej w Brazylii. W 1894 roku do portu Santos dopłynął z Anglii Charles Miller, który przybył do kraju kawy wyłącznie z dwoma przedmiotami, piłkami. Zdziwiony ojciec Charlesa, John Miller zapytał syna co to jest, a ten mu odpowiedział: "Mój dyplom! Twój syn uzyskał dyplom z piłki nożnej". Później Miller był misjonarzem futbolu, który uczył brazylijczyków tego, co zobaczył w Anglii. Anegdota przytoczona w książce Alexa Bellosa "Futebol. Brazylijski styl życia" ukazuje człowieka, który dla piłki poświęca niemalże wszystko. Gianni przeżył coś podobnego, jako jedyny z ośmiorga rodzeństwa nie ukończył szkoły. Powód był prosty i oczywisty, pełne poświęcenie się piłce nożnej od wczesnych lat młodości.
Odkrycie Maradony i wieloletnia przyjaźń z Diego
Gianni Di Marzio posiadał dar wynajdywania talentów. W przededniu mundialu rozgrywanego w 1978 roku jako trener SSC Napoli udał się do Argentyny w celu znalezienia realnych wzmocnień jego kadry. Udał się do Ameryki Południowej na własny koszt wykorzystując fakt, że granice przez chwilę są otwarte. Wycieczka do Argentyny w tamtym okresie nie była łatwa, ulice były zalane armią, a Argentyńczycy żyli w codziennym i zatrważającym strachu spowodowanym pełnymi brutalności i prześladowań rządami junty wojskowej. W czasach, kiedy Di Marzio w celach skautingowych leciał do niebezpiecznej Argentyny nie było mowy o jakichkolwiek WyScoutach, czy nawet kasetach wideo. Aby ściągnąć gracza z drugiej półkuli ziemskiej trzeba było podjąć ryzyko i lecieć samodzielnie na odległy zakątek świata.
Di Marzio usłyszał o Maradonie podczas jazdy taksówką po ulicach Buenos Aires. Taksówkarz wymienił jego imię po raz pierwszy i sprawiał wrażenie osoby, która ma pojęcie o piłce nożnej. Osoba prowadząca pojazd była fanem Boca Juniors, ale 18-letni Maradona nawet będąc piłkarzem Argentinos Juniors bardzo mocno działał na wyobraźnię lokalnej społeczności . Na wieść o Maradonie Di Marzio parsknął śmiechem odpowiadając , że wielokrotnie słyszał od ludzi, iż jakiś piłkarz miał stanowić zjawisko nadprzyrodzone, a okazywał się nie wartym poważnej inwestycji.
Gianni postanowił jednak posłuchać taksówkarza i skontaktował się z Argentinos Juniors. Obejrzenie meczu klubu, w którym grał Maradona umożliwił Gianniemu Settimio Aloisio, który w przyszłości stał się agentem piłkarskim wielu argentyńczyków, np. Gabriela Batistuty. Rozbity i rozwścieczony Maradona nie zagrał jednak w meczu, na który przyszedł Di Marzio. "Pibe" obraził się tak mocno na Cesara Luisa Menottiego z powodu braku powołania na mundial, że postanowił spędzić trochę czas w najbardziej ubogim miejscu Buenos Aires Villa Fiorito, gdzie dorastał w nędzy i skrajnym ubóstwie. Di Marzio znalazł go tam ibył oszołomiony jego niskim wzrostem i krępą sylwetką (był to okres, kiedy za najbardziej utalentowanych i pożytecznych piłkarzy uważano atletów).
Spacer po Villa Fiorito wywarł na psychice Gianniego ogromny wpływ i wzbudził w nim poczucie refleksji. Wspominając tamte chwile po latach powiedział, że jeszcze nigdy nie widział w życiu tak skrajnego obrazu rozpaczy i ubóstwa. Di Marzio wiedział jak wygląda bieda, gdyż na południu Włoch w końcówce lat 70 w wielu domach również brakowało podstawowych środków do życia, ale słowa wypowiedziane o Villa Fiorito były naprawdę mocne (Di Marzio był również w fawelach w Rio, gdzie sytuacja jego zdaniem nie wyglądała aż tak źle, w porównaniu do Villa Fiorito).
15 minut kopania piłki przez Diego Armando Maradonę wystarczyło do tego, aby Di Marzio zakochał się w nim bezgranicznie. Trener SSC Napoli natychmiast podpisał z nim kontrakt opiewający na 200 tysięcy dolarów (w 1984 roku Napoli według oficjalnej nomenklatury zapłaciło 12 mln euro). Umowy zawierane w tamtym okresie nie były jednak tak egzekwowane jak obecnie. Maradona nie mógł opuścić kraju i wizja przeniesienia się na Półwysep Apeniński w wieku 18 lat legła w gruzach. Gianni Di Marzio spędził z Diego Armando Maradoną 15 dni. Maradona będąc 18-latkiem tak bardzo zżył się z anegdotycznym i pełnym myślenia wizjonerskiego Di Marzio, że rozstał się z nim dopiero na lotnisku. Na pożegnanie powiedział "Nie zapomnij o Diego". Po powrocie do Neapolu Di Marzio natychmiast wywierał presję na prezydencie Corrado Ferlaino, aby sprowadzić błyskawicznie Maradonę do Neapolu. Ferlaino pozostał jednak niewzruszony, obaj panowie bardzo mocno się pokłócili i temat sprowadzenia Diego Armando Maradony poróżnił ich ze sobą na długie lata.
Di Marzio przestał trenować ukochane SSC Napoli w 1979 roku, kiedy konflikt z Ferlaino zaczął narastać. Historie o odkryciu Diego Armando Maradony Di Marzio opowiadał wielokrotnie młodzieży na przeróżnych eventach, nie mówił tego jednak w sposób patetyczny i nie podkreślał, że to dzięki niemu Maradona trafił do Italii. Zamiast atencji Gianni chciał, aby młodzi ludzie wyciągnęli z tej historii pewną lekcję.
Trenowanie Diego Armando Maradony było mityczną ziemię obiecaną dla Gianniego Di Marzio. Stanowiło ono pragnienie i marzenie, które nigdy nie zostało spełnione. Były trener SSC Napoli wielokrotnie o tym rozmyślał, dlatego w sobotę Gianluca Di Marzio napisał o swoim zmarłym ojcu, że teraz wreszcie będzie mógł trenować swojego ukochanego Diego. Wymowne okazały się także kondolencje syna Maradony, Diego Jr., który po śmierci Di Marzio przyznał, że musimy podziękować Gianniemu za wszystko, co zrobił dla Diego, bo bez niego ta historia nie zostałaby napisana. Diego Jr. był nieślubnym synem Maradony, którego wątek mocno był poruszony w filmie "Diego". Syn "Pibe" jest wdzięczny Di Marzio również za fakt, że on sam pojawił się na świecie, gdyż bez zaszczepienia miłości Diego do Neapolu, on sam nie miałby możliwości narodzin.
Gianni Di Marzio podkreślał wielokrotnie w wielu wywiadach, że Maradona trafił do Neapolu spóźniony o 6 lat. Koniec końców osobami, które sprowadziły go do klubu w 1984 roku okazali się Juliano i Celentano. Maradona jednak zapamiętał kto okazał mu prawdziwe uznanie w czasach, kiedy nie miał jeszcze wielkich pieniędzy. Diego w późniejszym etapie życia wielokrotnie źle traktował ludzi i sam bywał wykorzystywany. Do końca pozostał wdzięczny Gianniemu, odwdzięczył mu się wieloletnią przyjaźnią, która przetrwała aż do końca życia " Pibe".
Trenerskie oblicze Gianniego
Kariera piłkarska urodzonego w Neapolu Gianniego rozpoczęła się we Flegrean, następnie przeniósł się do Ischii, która była jego ostatnim klubem. W wieku 20 lat odniósł kontuzję więzadeł krzyżowym, co przy kiepsko rozwiniętej na początku lat 60 medycynie oznaczało wyrok dla piłkarza. Pełen miłości do futbolu Gianni zamiast lamentować nad swoim losem bardzo wcześnie obrał nową życiową drogę. Zdobył licencję trenerską na niemalże rekordowo wczesnym etapie życia, mając 24 lata.
Jednym z jego pierwszych miejsc pracy było Juve Stabia. Z okazji 80 urodzin Di Marzio postanowił opowiedzieć anegdotę z czasów młodości. W sezonie 72/73 Juve Stabia mierzyło się z Avellino. Wówczas Di Marzio postanowił wysypać na boisko kamienie, co przy wietrznej pogodzie sprawiło, że piłka niefortunnie się odbiła od kamienia i wpadła do bramki Avellino. Ówczesna osoba z ekipy kierowniczej tego zespołu Pierpaolo Marino strasznie zagotował się tamtego dnia.
Pierwszy awans do Serie A w roli trenera zaliczył w 1976 roku w Catanzaro. Dobre wyniki umożliwiły mu pracę w klubie, któremu kibicował, czyli SSC Napoli. Z racji na temperamentny charakter Di Marzio i Ferlaino praca marzeń Gianniego nie trwała zbyt długo, zaledwie rok i 3 miesiące. Po awansie z Catanzaro trener był bliski otrzymania naprawdę lukratywnej oferty. Bliski zawarcia umowy z nim był Juventus, jednakże ostatecznie rodzina Agnellich wskazała wówczas na innego młodego, zdolnego szkoleniowca Giovanniego Trappattoniego.
Kolejny sukces w roli trenera odniósł z Catanią, gdzie wywalczył kolejny awans do Serie A. Wówczas jednym z jego podopiecznych był dobrze znany współczesnym obserwatorom futbolu Claudio Ranieri. Zdobywca pucharu za wygranie Premier League z Leicester City wspomina Gianniego Di Marzio jako perfekcjonistę, który w latach 70 chciał zrewolucjonizować myślenie o futbolu. Jako nieliczny interesował się tym, co piłkarze robią poza boiskiem i starał się dbać o ich diety. Ranieri przyznał, że został trenerem dzięki Di Marzio, który dostrzegł w nim cechy przywódcze i umiejętność taktycznego reagowania na wydarzenia boiskowe. Były szkoleniowiec Leicester City był tak wdzięczny Gianniemu za czas spędzony w Katanii, że oddał mu cześć nawet wtedy, kiedy wygrywał Premier League. Sam Ranieri przyznał, że Di Marzio był jego trenerem kilka lat, a przyjacielem aż do końca swoich dni.
Niemalże przez całą swoją karierę trenerską Di Marzio był związany z klubami z południa Włoch. Poza wspomnianymi klubami trenował także Lecce, Nocerinę, Brindisi, Cosenzę i Palermo. Jedynymi wyjątkami były Genoa i Padova. W drugim z tych miast postanowił się osiedlić i to właśnie w Padwie zakończył swój ziemski żywot.
Gianluca Di Marzio powiedział kiedyś o swoim ojcu: "Mój ojciec urodził się ze zdolnościami przywódczymi, potrafił zbudować grupę. Miał pomysły taktyczne, których ja nie mam. Sposób w jaki patrzy na futbol i na zawodników jest inny od mojego".
Wieczna pasja i ciągła umiejętność odnajdywania talentów
W 2002 roku Di Marzio już dawno zapomniał o pracy trenerskiej i w pełni skupił się na pracy działacza, który albo był dyrektorem sportowym, albo pomagał dyrektorom sportowym szukać piłkarskich perełek. Przeszłość pracy w tej roli Gianni miał sporą, pełnił także podobną rolę w Venezii, gdzie jego prawą ręką był przyuczający się do roli dyrektora Beppe Marotta. 2002 rok to czas, kiedy Di Marzio współpracował z Juventusem, a konkretniej z Luciano Moggim. "Stara Dama" miała wówczas chrapkę na robiącego furorę w Sportingu Ricardo Quaresmę. Obserwacja Quaresmy trwała jednak krótko, Di Marzio nie był w sposób szczególny zainteresowany Portugalczykiem. Wpadł mu za to w oko inny młodzieniec, występujący na lewym skrzydle. Mający 17 lat Cristiano Ronaldo od razu poruszył jego wyobraźnię i zrobił wszystko, aby sprowadzić go do Turynu. Di Marzio odwiedził nawet matkę Cristiano Ronaldo i nawiązał z nią przyjacielską relację, aby pomóc chłopakowi i przybliżyć się do sfinalizowania upragnionego transferu.
"Bianconeri" zaoferowali Sportingowi 3 miliony euro i kartę zawodniczą Marcelo Salasa. Chilijczyk był jednak zbyt mocno zderminowany, aby wrócić do ojczyzny. Plany Juventusu legły w gruzach, ze swoją ofertą szybko pojawił się sir Alex Ferguson, a Di Marzio po wielu latach znów miał przeczucie, że kolejny wielki talent zwiał mu prosto spod nosa.
Ale co się odwlecze, to nie uciecze! W 2003 roku Di Marzio postanowił przyjrzeć się Ajaxowi i dał znać Moggiemu, że odkrył kolejnego bombowego piłkarza. Nakazał "Lucky Luciano" szybko zaufać jego intuicji, bo wierzył, że młodziutki Zlatan Ibrahimović w przyszłości będzie wielkim mistrzem.
Gianni Di Marzio był też jedną z pierwszych osób, która dostrzegła trenerski talent u Roberto De Zerbiego. Były trener Sassuolo był dobrym znajomym Di Marzio, gdyż w czasach, kiedy De Zerbi był piłkarzem Padovy, Gianni pełnił tam rolę dyrektora sportowego. Zdaniem Gianniego Roberto miał mentalność mistrza i posiadał naprawdę niezwykły talent, cechowała go wyjątkowa technika. Najważniejszą jego umiejętnością był drybling i strzały lewą nogą, wiele osób przepowiadało mu wspaniałą karierę piłkarską. Di Marzio i De Zerbiego łączył fakt, że obie kariery piłkarskie zostały zniszczone przedwcześnie przez kontuzje.
De Zerbi zrobił ogromne wrażenie na Di Marzio w latach 2014-2016, kiedy prowadził występującą na poziomie Serie C Foggię. Di Marzio komentując poczynania trenerskie De Zerbiego zwrócił uwagę na fakt, że Foggia ciągle dominuje na boisku i zawsze narzuca swój styl gry rywalowi, a w jej sposobach budowania akcji nie brakuje przyspieszenia i licznych podań horyzontalnych. Foggia De Zerbiego wówczas stanowiała najlepszy atak w całej Serie C. Już wtedy Di Marzio mówił, że charakteri osobowość De Zerbiego predestynują go do zrobienia wielkiej kariery trenerskiej i osiągnie coś, co wiele lat temu uniemożliwiły mu kontuzje. Po latach możemy stwierdzić, że oko Gianniego znów okazało się wyjątkowo intuicyjne. De Zerbi niesamowicie rozwinął swój warsztat w Sassuolo, dziś uchodzi za jeden z największych talentów trenerskich we Włoszech, prowadzi Szachtar Donieck i pewnie w przyszłości będzie trenował uznany klub w Italii.
Z uśmiechem przez życie
Praca trenera piłkarskiego to wyjątkowo stresująca praca, która wymaga wielu poświęceń. Gianni Di Marzio podczas swojej kariery radził sobie z tym w najlepszy możliwy sposób, podczas stresowych sytuacji rozładowywał napięcie opowiadaniem anegdotycznych historii i żartów. Ostatnie lata swojego życia spędził w roli eksperta telewizyjnego. Przygotowując się do napisania tego tekstu przeczytałem wiele wywiadów z Giannim, byłem naprawdę pełen podziwu i uznania dla tego, jak analityczne podejście do futbolu może mieć 80-latek, który w kilku zdaniach jest w stanie określić charakterystykę wielu piłkarzy występujących na poziomie Serie A, B, a nawet C! Diagnozowanie problemów poszczególnych klubów było specjalnością, którą często się zajmował. Jako ekspert nie zestarzał się nigdy, a włoska piłka towarzyszyła mu do końca ziemskiego życia.
Wielokrotnie podkreślał jak bardzo dumny jest ze swojego syna Gianluki, z którym jeździł po kraju na eventy promujące książkę "Grandhotel Calciomercato". Przyznawał, że wielokrotnie nie zgadzał się ze swoim synem z powodu wielu spraw związanych z piłką, ale na zawsze pozostanie jego najwspanialszym darem od życia. Różnicę charakterów obu panów mogliśmy ujrzeć na jednej strony wymienionej kilka wersów wyżej książki. Wówczas Gianluca opowiadał o tym, że wstrzymywał się na opublikowanie informacji o tym, że trenerem Interu zostanie Roberto Mancini. Przyczyną takiej postawy było zachowanie wierności i poczucie, że potrafimy dotrzymać słowa. Nauczony impulsywnych, instynktownych i egoistycznych zachowań Gianni nakazał synowi wypuścić informacje w celu bycia pierwszym i zyskania prestiżu w świecie mercato. Ojciec wściekł się niczym bestia na Gianlukę, że ten nie zdecydował się na publikację dziennikarskiej perełki! Postawa seniora mogła wynikać faktu, że pracując jako trener i działacz dobrze zdawał sobie z tego, że dotrzymywanie umów, a zwłaszcza danego słowa to w brutalnym i bezkompromisowym świecie piłkarskim, gdzie każdy walczy o swoje interesy po prostu fikcja. Zamując się calciomercato bardziej opłaca się postawa, którą reprezentował Di Marzio junior, gdyż dotrzymane słowo pozwala na budowanie zaufania, które w branży dziennikarstwa newsowego ma nieocenione znaczenie.
Gianni Di Marzio zmarł w wieku 82 lat pozostawiając po sobie wielkie dziedzictwo. Były trener SSC Napoli został pochowany 25 stycznia w Padwie. Kondolencje składało wiele włoskich klubów piłkarskich, mecze minionej kolejki poprzedzone były minutą ciszy kibice Palermo i Cosenzy żegnali Gianniego pełnymi czci transparentami. Wymowny był obrazek, na którym Luciano Spalletti przed niedzielnymi derbami Kampanii na długi czas trwał w głębokiej modlitwie za duszę Di Marzio.
Gianluca wydał nawet jedną książkę, w której więcej opowiada o swoim ojcu. Wielokrotnie podkreślał, że był dla niego największym mentorem i kimś, kto go stworzył. Po śmierci ojca Gianluca Di Marzio wrzucał na swoje media społecznościowe wyłącznie wpisy, które wspominają Gianniego. Wymowny jest fakt, że do Juventusu przechodzi Dusan Vlahović (mamy do czynienia z transferem, który elektryzuje Italię najmocniej od wielu miesięcy), a król calciomercato na swoim koncie Twitterowym milczy na ten temat. Pewne wydarzenia kontekstowe są wymowne i mówią same za siebie. Rodzina jest najważniejsza!
Spoczywaj w Pokoju Gianni, a ty Gianluca bądź silny w tych trudnych dniach!