Liga Mistrzów. Milan. Liverpool. Skojarzenia nasuwają się natychmiastowo. Dziś o godzinie 21:00 w batalii przesiąkniętej historią, piłkarskim romantyzmem i emocjami „Rossoneri” powalczą o swoje być albo nie być w elitarnych rozgrywkach pucharowych. Wszystkie ręce na pokład.
W czwartek, 26 sierpnia, w losowaniu fazy grupowej Ligi Mistrzów los skazał Milan na Liverpool, Atlético Madryt i FC Porto. Wiadomym było, że nie będzie to łatwa przeprawa. Kierując się szeroko pojętą logiką, przewidywano wówczas, że mediolańczycy będą w stanie zająć co najwyżej trzecią lokatę.
Kiedy „Rossoneri” przegrali trzy pierwsze mecze, a czwarty zremisowali, wydawało się, że przedsezonowe predykcje odnajdą brutalne potwierdzenie w rzeczywistości. Ale splot innych wyników oraz ich wygrana na Wanda Metropolitano sprawiły, że płomyk nadziei tli się do samego końca. Żeby spełnić marzenia i awansować do fazy pucharowej, Milan musi tylko i aż pokonać Liverpool oraz spoglądać na wynik starcia na Estádio do Dragão. Radzę zapiąć pasy.
„Diabły” jak „Bogini”
Grupowe zmagania Milanu z tego sezonu do złudzenie przypominają ścieżkę Atalanty z rozgrywek 2019/20. „La Dea” również poległa w trzech pierwszych grach. W dwóch z nich dostała naprawdę sromotne lanie, najpierw w pierwszej kolejce od Dinama Zagrzeb (0:4), później w trzeciej od Manchesteru City (1:5). Czwarte spotkanie, identycznie jak w bieżących rozgrywkach koledzy po fachu z Mediolanu, zremisowała, by wreszcie w dwóch ostatnich zgarnąć komplet punktów i awansować z drugiego miejsca.
Wszyscy pamiętamy, jak to się skończyło - ćwierćfinałowy bój w Lizbonie z PSG i trzy minuty doliczonego czasu gry, które zniweczyły cały wysiłek zawodników Gian Piero Gasperiniego. W tym momencie nie wiemy nawet, czy Milan wyjdzie z grupy, więc nie ma sensu dywagować o jego udziale w 1/4, ale gdyby jednak udało mu się dziś osiągnąć cel, to byłoby to bezdyskusyjne nawiązanie do wyczynu ekipy z Bergamo.
Zwycięstwo, zwycięstwo albo zwycięstwo
Milan musi wygrać, to jasne, ale kluczowy będzie przebieg rywalizacji Porto z Atlético. Najlepszy dla Zlatana i spółki byłby rezultat remisowy. W grę zupełnie nie wchodzi natomiast wygrana „Smoków”, bo wtedy nawet odprawienie z kwitkiem Liverpoolu na nic się zda. Głębszego rozważania wymaga jednak kwestia tego, co w sytuacji, kiedy to jednak „Los Colchoneros” zatriumfują w Porto. Spieszę z wyjaśnieniem. Otóż:
- Jeśli Milan i Atlético wygrają taką samą różnicą goli, to ze względu na korzystniejszy bilans bramkowy awans uzyskają wicemistrzowie Italii.
- Jeśli Milan zwycięży wyżej od Atlético, to wtedy, również ze względu na korzystniejszy bilans bramkowy, bez żadnych dyskusji w 1/8 finału zameldują się „Rossoneri”.
- Jeśli Atlético wygra większą różnicą goli od Milanu (nawet jeśli będzie to 2:0 vs 1:0), wówczas ze względu na większą liczbę goli strzelonych w pojedynkach z innymi zespołami z grupy B oraz większą liczbę goli wyjazdowych dalej przejdą Hiszpanie.
- To nie będzie łatwe, oni grają z wielką intensywnością i mają mnóstwo jakości. Są bardzo silną drużyną, ale my również jesteśmy silni i możemy im zapewnić trudny czas, tak jak zrobiliśmy to w poprzedniej kolejce - zapewniał Stefano Pioli na spotkaniu z dziennikarzami. Motywacja i koncentracja będą nieodzownymi elementami ewentualnego powodzenia misji „Awans”, a utrzymanie tych dwóch elementów na odpowiednio wysokim poziomie leży w gestii słynnego „Padre Piolego”.
Grają u siebie
W pierwszej rywalizacji z Liverpoolem „Rossoneri” mogli czuć się przytłoczeni gorącą atmosferą Anfield. Zwłaszcza w drugiej połowie, kiedy żywiołowy doping kibiców poniósł gospodarzy do strzelenia dwóch goli, odrobienia strat i sprzątnięcia Milanowi sprzed nosa trzech punktów.
Teraz sytuacja będzie odwrotna. 57 tysięcy tifosich zasiądzie na trybunach San Siro, by emocjonować się tym widowiskiem, z czego większość z nich będzie wspierać 18-krotnych mistrzów Włoch. Ich zadaniem będzie zagrzewanie swoich ulubieńców do walki i uniesienie monumentalnego mediolańskiego obiektu w powietrze. Tak, by Anglicy poczuli, że Włosi również potrafią zrobić show.
Beatlesi w drugim garniturze
- Dokonam zmian na starcie z Milanem. Musimy rotować, bo sztab medyczny by mnie zabił, gdybym znów wystawił tych samych piłkarzy. Nie mogę zmienić wszystkich, ale robienie tego naprzemiennie nam pomoże - powiedział na przedmeczowej konferencji prasowej Jürgen Klopp, który w swoich dotychczasowych czterech starciach z włoskimi klubami na wyjeździe wygrał tylko raz. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy fakt pojawienia się kilku rezerwowych w składzie LFC jest dobrą informacją dla Milanu, czy też nie. Gracze cieszący się mniejszym uznaniem w oczach niemieckiego menedżera z pewnością będą chcieli wykorzystać daną im szansę i pokazać się z jak najlepszej strony.
„The Reds” awans mają już zapewniony, wyjdą zatem na murawę, żeby cieszyć się grą. I to bliźniaczo może okazać się tak samo błogosławieństwem, jak i przekleństwem dla „Diavolich”. Tak czy siak, w meczu na własnym terenie, w którym wymogiem jest tylko zwycięstwo, to aktualny lider Serie A musi narzucić swoje warunki.
Angielska klątwa
Ostatnie zwycięstwo Milanu z angielskim zespołem w europejskich pucharach miało miejsce 15 lutego 2012 roku. W ramach pierwszego spotkania 1/8 finału Ligi Mistrzów do stolicy Lombardii zawitał Arsenal. „Kanonierzy” polegli 0:4 po trafieniach Kevina-Prince'a Boatenga, Robinho (x2) i Zlatana Ibrahimovicia. W rewanżu na Emirates Stadium udało im się wygrać 3:0, ale nie wytarczyło to do odrobienia strat.
W minionej kampanii „Rossoneri” w 1/8 finału Ligi Europy mierzyli się z Manchesterem United, ale wyjazdowy remis 1:1 i domowa porażka 0:1 zakończyły ich udział już na tym etapie. Triumf z Liverpoolem, prócz wielce prawdopodobnego awansu, pozwoliłby Milanowi przerwać tę niefortunną passę.
„Liga Mistrzów jest dla nas fundamentalna”
Prócz aspektu sportowego, na tapet należy wziąć aspekt finansowy związany z awansem do fazy pucharowej Champions League. - Wszyscy skupiamy się na jutrzejszym meczu, który jest dla nas bardzo ważny. Liga Mistrzów jest dla nas fundamentalna, pozostaje dla nas pierwszym celem. Mamy na świecie 400 milionów fanów i oni oglądają więcej Ligi Mistrzów niż rozgrywek ligowych - deklarował wczoraj na antenie radia Rai Gr Parlamento prezydent Milanu, Paolo Scaroni.
Mediolańczycy chcą się nieustannie rozwijać i odbudowywać swoją pozycję w europejskim i światowym futbolu, mają ambitne plany budowy nowego stadionu we współpracy z Interem, więc niemałe pieniądze za grę w Lidze Mistrzów będą im naprawdę potrzebne.
To ostatnia kolejka fazy grupowej i ostatnia szansa na wejście do 1/8 finału. Drugiej już nie będzie. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że będzie to najważniejszy pojedynek 7-krotnego triumfatora Ligi Mistrzów w tych rozgrywkach od 2007 roku i finału, w którym przyszło mu się mierzyć właśnie z Liverpoolem. San Siro to świątynia calcio i arena, która była świadkiem niezapomnianych europejskich wieczorów. „Rossoneri” uważają, że Champions League to ich dom. No to teraz nie pozostaje im nic innego, jak tylko to udowodnić. The Last Chance.
__________
Przeczytaj też: