Wczorajszy mecz Juventusu z Salernitaną miał być zwykłym spotkaniem ligowym. Bianconeri byli faworytem i mieli dopisać do swojego konta kolejne trzy punkty. Nikt nie spodziewał się, że to starcie przejdzie do historii calcio. Szkoda tylko, że stało się to z powodów pozasportowych.
Na początku rozgrywek Juventusowi można zarzucić naprawdę wiele. Przed wczorajszym meczem Bianconeri wygrali tylko 2 z 5 meczów ligowych, pozostałe trzy zremisowali. Zespół prowadzony przez Massimiliano Allegriego stracił już punkty ze słabo wyglądającą Sampdorią oraz Fiorentiną, która mocno zawodzi po udanym poprzednim sezonie. W Juventusie nie zgadzają się nie tylko wyniki, ale przede wszystkim styl i niezrozumiałe wypowiedzi trenera Starej Damy, który zdaje się, że ogląda inne mecze Juve niż my wszyscy. Idealną okazją na przełamanie miał być więc przyjazd Koników Morskich z Salerno.
Po pierwszej połowie Juventus przegrywał 0:2. Pierwszego gola ręką (!) strzelił Antonio Candreva, co nie zostało wychwycone przez sędziów. Z rzutu karnego, na szczęście prawidłowo podyktowanego, podwyższył Krzysztof Piątek. Na Twitterze najprawdopodobniej dominowałby hasztag #Allegriout, ale część kibiców skoncentrowała się na finale Mistrzostw Świata w siatkówkę i to te wpisy dominowały na tablicy (mojej, ale pewnie Waszych też).
Początek drugiej połowy był udany dla Juventusu. Gola kontaktowego w 51. minucie strzelił Bremer, a na kolejne emocje musieliśmy czekać do końcówki meczu. Rzut karny sprokurował Tonny Vilhena, który faulował Alexa Sandro. Do piłki podszedł Leonardo Bonucci, Luigi Sepe obronił, ale dobitka środkowego obrońcy Bianconerich przyniosła wyrównanie. Juventus odrobił więc dwubramkową stratę, ale tym się oczywiście nie zadowolił.
Najbardziej elektryzującym momentem tego meczu był nieuznany gol Arkadiusza Milika na 3:2 po rzucie rożnym. Polak umieścił piłkę w bramce rywali, ale gol nie został uznany po analizie VAR, ponieważ wydało się, że Leonardo Bonucci, który absorbował uwagę defensywy Salernitany, był na pozycji spalonej. Chwilę po zakończeniu spotkania do sieci trafiły materiały, które wszystkich zszokowały. Okazało się, że wóz VAR pokazał głównemu sędziemu niepełny obraz, ponieważ w narożniku boiska znajdował się Antonio Candreva, który nie został zauważony przez asystentów, a ewidentnie złamał linię. Sky Sports wyliczyło, że odległość dzieląca Candrevę i Bonucciego to aż 52 (!) centrymetry.
Włoscy sędziowie w przeszłości wielokrotnie podejmowali kontrowersyjne lub wręcz złe decyzje, ale ta wczorajsza przekroczyła najśmielsze wyobrażenia. Bez cienia wątpliwości to największa kompromitacja sędziów w erze VAR-u.
W ocenie całego VAR-u, jako systemu, musimy zachować jednak zdrowy rozsądek. System zdecydowanie zmniejszył liczbę błędnych decyzji sędziów i nie należy zrzucać na niego winy, a na osoby, które w tym przypadku źle go wykorzystały.
Cała sytuacja jest o tyle paradoksalna, że po strzeleniu gola Arkadiusz Milik zdjął koszulkę, a Polak już wcześniej obejrzał żółtą kartkę, dlatego sędzia musiał go usunąć z boiska. Milik zdjął koszulkę, celebrując gola, który później niesłusznie został nieuznany i ominie następny mecz.
Forma Juventusu nadal pozostawia wiele do życzenia, ale Bianconeri wczoraj zostali okradzeni ze zwycięstwa. Tak, wyglądali źle. Tak, stracili dwa gole z Salernitaną, która cudem utrzymała się w lidze. Ale w prawidłowy sposób strzelili o jednego, a być może nawet o dwa gole więcej. Gdy na koniec sezonu Juventusowi zabraknie dwóch punktów, wszyscy wrócą do wczorajszego meczu.
To się nie miało prawa wydarzyć.