Tonący „Gryf” brzytwy się chwyta

Artykuł maj 15, 2022

Tegoroczna walka o utrzymanie w Serie A ekscytuje niczym kultowe filmy Alfreda Hitchcocka. Biorąc oczywiście pod uwagę poziom emocji, bo akurat aspekty czysto piłkarskie pozostawiają wiele do życzenia. Zaskakującym zwycięstwem z Juventusem potworną chęcią przetrwania wykazała się Genoa. „Rossoblù”, mimo fatalnego sezonu, cały czas mogą uratować się przed katastrofą. Wiara i nadzieja w genueńskim narodzie są, ale czy to wystarczy do osiągnięcia celu i uniknięcia nieuniknionego?

Sytuacja Genoi jest, nie owijając w bawełnę, beznadziejna. Ale wygrana z Juve na własnym terenie wlała w serca kibiców nową nadzieję. Do końca sezonu pozostają już tylko dwie kolejki, a więc starcia z Napoli i Bologną. Społeczność „Rossoblù” uwierzyła, że idąc za ciosem uda się zapunktować w obu z nich.

Hollywood w stolicy Ligurii

Pokonanie „Starej Damy” było wyjątkowe z wielu względów. W końcu do 87. minuty na tablicy wyników widniał rezultat 0:1. To właśnie wtedy wyrównującą bramkę zdobył Albert Guðmundsson. Trzy punkty zapewnił natomiast odchodzący po sezonie do Toronto FC kapitan zespołu, Domenico Criscito, wykorzystując rzut karny w 96. minucie. Sytuacja była szczególnie napięta, bo przecież w derbowym pojedynku z Sampdorią, poprzedzającym mecz z Juve, Criscito nie wytrzymał ciśnienia i pomylił się z jedenastu metrów, co ciekawe, również w 96. minucie. Tym razem 35-latek jednak trafił i odkupił swoje winy.

Fot. Genoa CFC

- Te mecze zawsze są dla fanów, dla widzów siedzących przed ekranem telewizora, a nie dla mnie - powiedział po meczu Alexander Blessin, niejako dedykując to zwycięstwo kibicom Genoi. - Mieliśmy trochę szczęścia, ale koniec końców myślę, że zasłużyliśmy na to, ponieważ chcieliśmy tego bardziej. Cały czas miałem poczucie, że możemy wrócić. Nie da się opisać tych ostatnich 10 minut temu, nie umieć tego zrobić, bo to było jak film z Hollywood, jak przebój. Nikt nie może mi w tym momencie powiedzieć, że nie możemy myśleć o zwycięstwie w meczu z Napoli - podsumował Niemiec.

Niemożliwe jednak istnieje?

Niezależnie od tego, jak bardzo byśmy się odwoływali do wiary, walki i ambicji, trudno sobie w tym momencie wyobrazić, że Genoa po odprawieniu z kwitkiem Juventusu, zdejmie skalp także i z Napoli. Prawdę mówiąc, sam fakt, że przed 37. kolejką podopieczni Blessina wciąż mogą realnie marzyć o pozostaniu w elicie jest nawet bardziej niż niewiarygodny. Jest po prostu absurdalny.

Żeby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć w tabelę. Z 36 dotychczasowych gier „Il Grifone” wygrali raptem 4 (słownie: CZTERY (!)). Nawet ostatnia w tabeli Venezia, która już matematycznie z powrotem zameldowała się w Serie B, ma ich więcej, bo 6. Do tego dochodzi jeszcze aż 16 remisów (z czego 7 padło w pierwszych 7 grach z niemieckim menedżerem za sterami) i 16 porażek. Utrzymanie się przy takich rezultatach jawi się jako mission impossible.

Fot. Genoa CFC

Wyrok odkładany w czasie

Dramatyczna walka Genoi nie wzbudza tyle sympatii, co np. walka Salernitany. Z wielu powodów. Ekipa z Salerno, grającą na gorącym Stadio Arechi, które Dominik Guziak, komentator Eleven Sports nazwał ostatnio włoską La Bombonerą, jest beniaminkiem, który jeszcze przed sezonem był przykuwającym uwagę smaczkiem. Fantastyczna atmosfera na trybunach, pasja lokalnych kibiców i powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej po 22 latach - ludzie kochają takie romantyczne historie.

A ta nieszczęsna Genoa w Serie A występuje nieprzerwanie od kampanii 2007/08, spędziła na tym poziomie łącznie aż 55 lat. W kilku ostatnich kampaniach można było jednak odnieść wrażenie, że „Rossoblù” sami proszą się o spadek. Wielokrotnie balansowali na granicy, ocierając się o najniższe lokaty, jak chociażby w sezonie 2018/19, kiedy to zdobyli 38 punktów i zajęli ostatnie bezpieczne, 17. miejsce, podczas gdy 18. Empoli również ugrało 38 punktów, ale legitymowało się gorszym bilansem bezpośrednich spotkań. I tylko to uratowało Genoę. Gdyby ktoś nie wiedział, to tak się właśnie oszukuje przeznaczenie.

Pora posprzątać

W dyskursie dotyczącym dalszych losów genueńskiego Gryfa można natrafić na głosy, że paradoksalnie spadek mógłby mu pomóc. Jakkolwiek to brzmi. Wydaje się, że finansowo i ekonomicznie klub znajduje się w dobrych rękach po tym, jak we wrześniu ubiegłego roku z rąk Enrico Preziosiego odkupił go amerykański fundusz inwestycyjny 777 Partners.

Zatrudniając Blessina, który swojego fachu uczył się w stajni Red Bulla, a ostatnio prowadził belgijskie KV Oostende, nowi właściciele pokazali już, że mają pomysł na Genoę i nie będą bać się odważnych rozwiązań. Potencjalny przyszły sezon spędzony w Serie B mógłby zatem posłużyć jako swoiste katharsis dla całego klubu. Czas ostatecznych porządków.

Bez Genoi nie byłoby Calcio

Wielu chętnie pozbyłoby się Genoi z Serie A. Wielu jest zmęczonych ich niewiele wnoszącą obecnością. Mają oni mocne argumenty, owszem, ale z drugiej strony - rozmawiając o niej, dotykamy olbrzymiej, integralnej części dziedzictwa Calcio. To w końcu najstarszy włoski klub, mogący pochwalić się 129 latami historii. To w końcu pierwszy historyczny zdobywca scudetto, który łącznie ma na koncie 9 tytułów mistrzowskich, dzięki czemu plasuje się na czwartej pozycji pod tym względem, za wielką trójką włoskiego futbolu - Milanem, Interem i Juventusem.

Drużyna ze stolicy Ligurii zdominowała rozgrywki ligowe pod koniec XIX i na początku XX wieku. Miało to miejsce bardzo dawno temu, nie pamiętają tego nawet najstarsi górale, później Genoa nigdy więcej nie zdołała nawiązać do tych chwalebnych dokonań, oczywiście, ale warto zdawać sobie sprawę z tego, z jak zasłużonym klubem mamy do czynienia.

Czasem trzeba zrobić krok w tył

Nadzieja zawsze umiera ostatnia i nie inaczej jest w tym przypadku. Jeśli Genoa jakimś cudem w tych dwóch ostatnich meczach zdobyłaby komplet punktów i spektakularnie utrzymałaby się w lidze, to władze klubu powinny poważnie pomyśleć nad postawieniem Blessinowi pod Stadio Luigi Ferraris pomnika.

Ale co jeśli się nie uda i spadek faktycznie nastąpi? Cóż, może wtedy wypadałoby dać Niemcowi szansę na dalsze realizowanie tego projektu. Po to, żeby z czasem najstarszy włoski klub znów zaczął na poważnie liczyć się w stawce. Czasem po prostu trzeba zrobić jeden krok w tył, by później móc zrobić kolejne dwa w przód.

Jakub Glibowski

Widzę świat w bieli⚪️ oraz czerwieni i czerni🔴⚫️. Calcio. La Liga. Zlatan Ibrahimović. Sergio Ramos. Wyznaję kult "Joga Bonito". Dobry film, dobra książka. Felieton, komentarz, dyskusja.

Great! You've successfully subscribed.
Great! Next, complete checkout for full access.
Welcome back! You've successfully signed in.
Success! Your account is fully activated, you now have access to all content.