Napoli podejmowało w sobotni wieczór na swoim stadionie Inter w nadziei, że uda się im dogonić swojego rywala w walce o tytuł mistrza Włoch. Doszło co prawda do podziału punktów, jednak śmiało można stwierdzić, że zespół Luciano Spalettiego w tym meczu udowodnił, że nie można jeszcze spisywać go na straty.
W tym spotkaniu mieliśmy do czynienia ze starciem dwóch systemów i w zasadzie dwóch stylów, jakie w grze preferują trenerzy Napoli i Interu. Spaletti ustawił zespół w systemie 1-4-2-3-1, w którym Fabian Ruiz i Stanislav Lobotka mieli zadania bardziej defensywne, a za atak odpowiadała bardziej ofensywna czwórka, gdzie jego ton nadawał przede wszystkim Lorenzo Insigne.
Napoli, jak widzimy na obrazie wyżej najczęściej tworzyło atak pozycyjny od własnego pola karnego w sześciu, co tylko potwierdza, że Ruiz i Lobotka przede wszystkim mieli trzymać swoją pozycję, ponieważ Inter w pressingu podchodził wysoko i Spaletti nie chciał ryzykować sporej wyrwy w środku pola. W drugiej połowie z kolei w tym elemencie widać było nieco więcej swobody szczególnie u Mario Ruiego, który łamał linię obrony Napoli pełniąc rolę w zasadzie wahadłowego, podobnie, jak w reprezentacji Włoch podczas EURO 2020 Leonardo Spinazzola.
Inter i Simone Inzaghi swoim ustawieniem 1-3-5-2 zapowiadał z kolei bardziej skupienie swojej gry na połowie rywala i częstsze próby kreowania gry. Szukali również szybkiego transportowania piłki na boki boiska, gdzie rozpędzali ataki wahadłowi, którymi w tym meczu byli Ivan Perisić i Denzel Dumfries. Czy to się udawało? Patrząc na niektóre momenty spotkania, można było w to wątpić.
Napoli nastawiło się na kontry w większej części meczu, jednak początek należał do nich, ponieważ de facto pierwszy poważny zryw zespołu Spalettiego dał im rzut karny, wykonany chwilę później przez Lorenzo Insigne. Wszystko w tej akcji zaczęło się od dobrej wymiany piłki między Mario Ruim, a Piotrem Zielińskim, który po chwili wrzucił w pole karne w kierunku Victora Osimhena. Tu po raz kolejny w krótkim czasie spory błąd popełnił Stefan De Vrij, który kopnął Nigeryjczyka w nogę będąc mocno spóźnionym.
Inter z kolei w ataku pozycyjnym rozgrywał piłkę od tyłu w czwórkę. Nie liczę tu Handanovicia, ponieważ ten najczęściej dostarczał piłkę środkowym obrońcom, którzy później operowali nią między sobą i Marcelo Brozoviciem, który im pomagał często cofając się do formacji obronnej. Można tu zauważyć bardzo szerokie ustawienie linii obrony Interu, które pozwala na pewniejsze rozgrywanie piłki i nie ogranicza możliwości transportowania piłki.
Z czasem piłka trafiała bliżej bramki rywala, gdzie odpowiedzialność za rozgrywanie przejmowali Hakan Calhanoglu i Nicolo Barella. O ile Calhanoglu mógł momentami irytować zbyt wolnym tempem rozgrywania akcji i zagubieniem znakomitej dyspozycji z derbów Mediolanu, tak Barelli wyraźnie się chciało grać w piłkę. Często podłączał się do akcji, wspomagał swoim ustawieniem napastników, ponieważ on wyłamywał się ze schematu formacji środkowej Interu, która była ustawiona w jednej linii.
Z tego schematu potrafił też wyłamywać się Federico Dimarco. Nie mówię tu tylko o jego nominalnym ustawieniu na boisku, ponieważ pod nieobecność Alessandro Bastoniego nieoczekiwanie pełnił rolę trzeciego środkowego obrońcy. Mam tu na myśli również jego zachowania w momencie przechodzenia Interu z fazy obrony do fazy ataku, gdzie w pewnych chwilach zespół Inzaghiego grał właściwie na trzech wahadłowych, ponieważ Dimarco dublował pozycję Perisicia.
Wspominałem wcześniej, że błędy zdarzały się formacji Interu, więc warto również pochylić się nad w zasadzie jednym, ale brzemiennym w skutkach błędzie obrony Napoli. W akcji bramkowej Interu doszło do sporych zaniedbań w ustawieniu i koncentracji zawodników Napoli. Najpierw Amir Rrahmani i Kalidou Koulibaly zgubili z radaru Edina Dżeko, który zbyt łatwo wbiegł w pole karne rywala, a chwilę później pinball piłkarzy Spalettiego sprawił, że było Bośniakowi jeszcze łatwiej zdobyć gola.
Przyjrzeliśmy się wydarzeniom boiskowym, zatem nadeszła pora zwrócić uwagę na liczby z tego meczu. Inter w tym meczu oddał osiem strzałów na bramkę rywala, Napoli dwanaście, aczkolwiek ponad połowę z nich oddali Insigne i Osimhen, którzy w tym meczu mocno irytowali brakiem skuteczności. Inter paradoksalnie patrząc na to, co opisywałem na początku, czyli większą chęć zaznaczenia swojej przewagi miał większą przewagę w elementach defensywnych. Większą przewagę w ofensywie Napoli potwierdza też statystyka goli oczekiwanych (1,7 - 0,5).
Podsumowując tę analizę warto zaznaczyć jedną zasadniczą rzecz. Inter w tym meczu odmienił nieco fazy spotkania względem derbów przeciwko Milanowi. Tam w drugiej połowie oddali pole rywalowi, natomiast w sobotnim meczu zrobili to na początku meczu. Napoli potrafiło to wykorzystać, a w drugiej połowie nie odpuściło walk o piłkę, dzięki czemu zdobyli punkt i walka o "scudetto" trwa dalej.