Nie milkną echa rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Stanowczy sprzeciw wobec działań podejmowanych przez Władimira Putina wyrażają przedstawiciele wszystkich sfer życia. Swoimi wstrząsającymi wspomnieniami podzielili się również trzej trenerzy klubów Serie A, którzy okrucieństwa wojny doświadczyli na własnej skórze, czyli Ivan Jurić, Igor Tudor i Siniša Mihajlović.
Nikt, kto chce nazywać siebie „człowiekiem”, nie przejdzie obojętnie wobec tego, co aktualnie dzieje się za naszą wschodnią granicą. Niemalże 80 lat po II wojnie światowej znów jesteśmy świadkami niczym nieuzasadnionej agresji podyktowanej chorą ambicją jednego obłąkanego dyktatora. Obrazki z Ukrainy przywołują wspomnienia, które winny być jedynie zamierzchłą historią i przestrogą dla ludzkości, by coś takiego nigdy więcej się nie powtórzyło. Tymczasem od czwartku są one naszą wspólną rzeczywistością.
„Nie” dla wojny
Świat sportu, poza haniebnymi przypadkami obrzydliwych zachowań skoczka narciarskiego Jewgienija Klimowa czy uprawiającego kombinację norweską Wiaczesława Barkowa (tak, obaj są Rosjanami), solidaryzuje się z Ukrainą i stanowczo potępia bestialskie działania Federacji Rosyjskiej. Najpopularniejszy sport świata, jakim bez wątpienia jest piłka nożna, wiedzie prym w tego typu akcjach.
W naszej rodzimej PKO BP Ekstraklasie cała 23. kolejka odbyła się pod hasłem #SolidarnizUkrainą. Hiszpańska La Liga przy grafice z rezultatem w transmisji krajowej umieściła napis „NO A LA GUERRA”, natomiast w transmisjach zagranicznych angielską wersję tego hasła, czyli „STOP WAR”. Najmocniej interesująca nas tutaj Serie A zdecydowała, że wszystkie spotkania 27. kolejki rozpoczną się z pięciominutowym opóźnieniem w geście solidarności z heroicznie broniącym się przed napaścią agresora narodem ukraińskim.
Gabriele Gravina, prezes FIGC (Federazione Italiana Giuoco Calcio - Włoski Związek Piłki Nożnej), w specjalnym oświadczeniu wystosował także apel o znalezienie pokojowego rozwiązania, ale, podobnie jak wielu jego odpowiedników, bał się użyć mocnych słów, nazywając sytuację na Ukrainie „kryzysem”.
Oni wiedzą, czym jest wojna
O ile oficjele i panowie w garniturach (zwłaszcza ci z FIFA z pewnym bezwłosym jegomościem na czele), którzy decydują o kształcie światowego sportu, miewają problemy z nazwaniem rzeczy po imieniu (nie wliczając w to oczywiście Cezarego Kuleszy), o tyle sami zawodnicy czy trenerzy są już zdecydowanie konkretniejsi w swoim przekazie i nie gryzą się w język.
W związku z meczami 27. kolejki Serie A głos zabrali również Ivan Jurić, Igor Tudor oraz Siniša Mihajlović, czyli szkoleniowcy Torino, Hellasu Verona i Bolognii. Jurić i Tudor pochodzą z Chorwacji, Mihajlović jest natomiast Serbem, więc wszyscy trzej doskonale pamiętają krwawe walki na Bałkanach po rozpadzie Jugosławii. Wszyscy trzej patrzyli wojnie w oczy, wszyscy trzej wiedzą, czym jest strach przed tym, co wydarzy się nie za tydzień czy za miesiąc, ale za pięć minut.
Świat nie może tylko stać i się przyglądać
Ivan Jurić na konferencji prasowej przed rywalizacją Torino z Cagliari odniósł się do doświadczeń wojennych swojej ojczyzny i pochwalił działania podejmowane przez Polskę w związku z tragiczną sytuacją na Ukrainie. - W Chorwacji wiemy, co to znaczy być zaatakowanym przez najsilniejszych, wyrżnęli nas, ale później my odebraliśmy sobie to, co było nasze. Decyzja Polski jest prawidłowa, ale decyzje dookoła są zbyt łagodne na to, co się dzieje.
46-letni Chorwat stwierdził też, że reakcja nas wszystkich na bieżące wydarzenia na Ukrainie powinna być dużo bardziej stanowcza. - Na wszystkich szczeblach trzeba reagować z większą energią, to są straszne rzeczy, my cierpieliśmy z ich powodu i ja wiem, jakie to uczucie. Musimy zrobić, co w naszej mocy, żeby ich powstrzymać albo żeby zmusić ich do zatrzymania się.
O wybuch wojny na Ukrainie zapytany przez dziennikarzy został również Igor Tudor. Przed starciem z Venezią opiekun Hellasu opowiedział o swoim spojrzeniu na wojnę i braku pomocy ze strony opieszałego świata. - Jako chłopiec doświadczyłem wojny z pierwszej ręki. Długo to trwało, a świat stał i się przyglądał. Mam nadzieję, że to wkrótce się skończy. Nie jest możliwe, by znów rozmawiać o wojnie, to nie może się dzisiaj dziać.
„Wszyscy musimy wnieść swój wkład”
Z kolei Siniša Mihajlović po meczu Salernitana - Bologna przyznał, że piłka nożna jest swego rodzaju ucieczką od tematu wojny oraz że obrazki z Ukrainy przypominają mu wydarzenia z jego rodzimej Serbii sprzed 30 lat. - Kiedy są mecze, skupiasz się na tym i zapominasz o tym, co jest na zewnątrz. Po zakończeniu meczu trudno jest sobie z tym poradzić. Na szczęście nie jestem w to bezpośrednio zaangażowany, ale kiedy oglądam telewizję, wracają emocje z mojego kraju sprzed 30 lat.
Według relacji Mihajlovicia, ludzie w Serbii wraz z upływem czasu zaczęli przyzwyczajać się do wojennej codzienności. - Bombardowania były pierwszą wiadomością, później stopniowo stawały się mniej istotne, ponieważ przyzwyczailiśmy się do nich. Dzisiaj nie musi tak być. Wszyscy musimy wnieść swój wkład, ale nie tylko przez kilka dni.
Najwyższa pora wyciągnąć wnioski
Były reprezentant Jugosławii kontynuując, przestrzegł przed tym, jakie piętno wojna odciska na człowieku. - Na szczęście raptem niewiele osób wie, czym jest wojna. Są też ci mniej szczęśliwi ludzie, jak ja czy Ukraińcy, którzy będą pamiętać to do końca swojego życia.
Na koniec menedżer Bolognii wystosował apel do młodych ludzi, ale przede wszystkim do polityków. - Trzeba sprawić, by młodzi ludzie zrozumieli, czym jest wojna, ale w szczególności politycy, bo to oni są tymi, którzy robią te rzeczy. Wszystkie wojny są takie same i żadna wojna nie ma zwycięzcy, tylko niewinni ludzie giną.
Jak powiedział Siniša Mihajlović - „żadna wojna nie ma zwycięzcy”. Żadna wojna nie ma też najmniejszego sensu. Szkoda, że raz na jakiś czas trafi się jakiś obłąkany szaleniec, który dochodzi do innych wniosków. Oby jednak i tym razem dobro zwyciężyło nad złem, a świadectwa Juricia, Tudora i Mihajlovicia były jedynie nauczkami i bolesnymi lekcjami historii dla całego świata.