O perypetiach z jego udziałem, nie tylko tych boiskowych, można by napisać książkę. Zresztą - niejedna opowieść o nim została już spisana. Jest arogancki, butny i pełen pogardy dla tych, którzy kiedykolwiek podstawili mu nogę, nie uwierzyli w niego, albo go skreślili. Ale jednocześnie koloruje nam futbol już od dwóch dekad, dodaje mu pikanterii i jest prawdziwym globtroterem, który w tej dyscyplinie sportu widział już niemalże wszystko. Panie Zlatanie Ibrahimoviciu, kończysz Pan dziś 40 lat.
Geniusz Szweda jest niepodważalny. Niewątpliwie jest obecnie jednym z najbardziej rozpoznawalnych piłkarzy na świecie. To pewnie zasługa jego pokaźnego stażu w tym biznesie, ale chyba jednak w głównej mierze tego, że Zlatan to po prostu Zlatan. Uznana marka. W każdej drużynie, w której grał (no, może poza jedną) był punktem odniesienia dla pozostałych graczy oraz wielkim liderem. Zarówno sportowym, jak i mentalnym. Bo kto inny, jak nie on, byłby w stanie stwierdzić, że Leo Messi i Cristiano Ronaldo są fantastycznymi zawodnikami, mają mnóstwo zalet, ale w gruncie rzeczy najlepszy to jest on sam? Nikt poza nim. Taki właśnie jest Zlatan. Niepodrabialny i jedyny w swoim rodzaju.
Futbol ma na imię Zlatan
By przekonać się o niebywałej pewności siebie, jaka drzemie w 195-centymetrowym ciele i pewnie wcale nie mniejszej duszy Szweda, wystarczy zerknąć na tytuł drugiej części jego autobiografii - „Ja, Futbol”. Mocno sugestywne, co? Jeśli zatem Ibrahimović ma te rzeczone 195 centymetrów wzrostu, to ile takowych musi mieć jego ego?
Odpowiedź jest krótka, acz nieprecyzyjna - znacznie więcej. Jednych takie zachowanie naszego dzisiejszego solenizanta irytuje, drugim natomiast imponuje. To o Cristiano Ronaldo zwykło się mówić, że można go tylko kochać, albo nienawidzić, bez możliwości pozostania wobec niego w stosunku ambiwalentnym, ale do Ibry również ta paralela pasuje jak ulał.
Andersson, Koeman, Capello
Zlatan był taki od zawsze, mimo pewnych kompleksów wynikających ze swojego pochodzenia. Czy się to komuś podoba, czy nie. Nigdy nikogo nie udawał. Potrzebował jedynie zrozumienia i akceptacji jego jestestwa takiego, jakim było, jest i będzie. Gdy zaczynał kopać na poważnie, wystarczyło obejrzeć kilka jego kontaktów z piłką i ruchów wykonywanych na boisku w trakcie akcji oraz poza nią. Jednakże krnąbrny charakter talenciaka pochodzącego z imigranckiej rodziny wzbudzał obawy w trenerach, włodarzach Malmö, a nawet w rodzicach pozostałych młodych adeptów futbolu. Głuchym na te głosy okazał się być Roland Andersson. Człowiek, który postawił na Ibrahimovicia mimo wszystko i dał mu szansę debiutu w barwach 20-krotnych mistrzów Szwecji.
„Roland Andersson uwierzył we mnie wówczas, gdy nikt inny nie chciał tego zrobić. To on otworzył przede mną drzwi i powiedział: >>Zlatan, wchodzisz. Teraz wszystko zależy od ciebie. Pokaż im, z jakiej jesteś gliny<<” - opisywał 40-latek w „Ja, Futbol”. Takie rzeczy się pamięta i dziś bez najmniejszego zawahania Ibrahimović wymienia szwedzkiego menedżera w gronie swoich największych mentorów i szkoleniowców, od których zaczerpnął najwięcej. Przecież gdyby nie Andersson, to Zlatan nie miałby szansy, by w 2001 roku podczas obozu przygotowawczego na hiszpańskim półwyspie La Manga po strzeleniu efektownego gola głośno krzyknąć w stronę obserwujących go skautów Ajaxu Amsterdam: „Showtime!”. Na czele tej delegacji znajdował się ówczesny dyrektor sportowy holenderskiego giganta - Leo Beenhakker. Czym to poskutkowało? Transferem do ekipy „Godenzonen”.
W gronie trenerów, którzy odcisnęli największe piętno na karierze Zlatana znajdują się również Ronald Koeman (tak, ten sam Ronald Koeman, który aktualnie swoją twarzą firmuje jeden z największych kryzysów w historii Barcelony) oraz Fabio Capello. Koeman, bliźniaczo do Anderssona, dostrzegł w nim coś wyjątkowego, mimo obiekcji wielu innych osób, i pozwolił mu na stałe zagościć w pierwszej jedenastce, a co za tym idzie - pokazać pełnię swoich umiejętności.
Z kolei Capello uwypuklił w myśleniu Ibry o piłce nożnej znaczenie taktyki i co najważniejsze - nauczył go wyrachowania i zimnej krwi pod bramka rywala. Nieubłaganie katował go regularnymi treningami strzeleckimi i kazał oglądać na wideo akcje bramkowe Marco van Bastena. Niezależnie od tego, ile który swoim działaniem wniósł do piłkarskiego warsztatu Zlatana i na ile przyczynił się do powstania Zlatana takiego, jakim on dziś jest - każdego z nich Szwed potrzebował.
„Czy Włochy są gotowe na Zlatana?”
Ziemią obiecaną Ibrahimovicia okazała się Italia. Kiedy inni wątpili w to, czy poradzi sobie w specyficznym włoskim rygorze taktycznym, on sam zastanawiał się, czy Włochy są gotowe na to, co je czeka. Jego zdaniem, jeśli ktoś potrafi zdobywać bramki na Półwyspie Apenińskim, to tak naprawdę potrafi zdobywać je wszędzie. 118-krotny reprezentant „Trzech Koron” miał zaszczyt występować w trzech legendarnych włoskich ekipach - Juventusie, Interze i Milanie. I w każdym z nich się sprawdził. Prawdziwą bezpieczną przystanią okazał się dla niego jednak klub z czerwono-czarnej części Mediolanu. Bo to przecież w Milanie wracał na właściwe tory po nieudanej przygodzie z Barceloną. To Milan utulił go do piersi i przyjął jak syna.
A on w zamian dał „Rossonerim” całego siebie. Całą swoją pasję, zaangażowanie i charyzmę. W tamtym momencie Milan właśnie kogoś takiego potrzebował. „Widzieli we mnie wybawiciela, kogoś, kto ich uratuje i zagwarantuje im triumf. Pamiętam, jak ktoś mi powiedział, że wydobyłem wszystkich z cienia i przywróciłem im dawny blask” - przyznawał Ibra w „Ja, Futbol”. Te słowa można przełożyć na wydarzenie, które miało miejsce w styczniu 2020 roku, czyli na wielki powrót Zlatana na San Siro. Może nie w stosunku jeden do jednego, ale mimo wszystko. 40-latek powiedział później, że gdyby był w drużynie od początku sezonu, to ta biłaby się o scudetto. Nie kłamał, bo w ubiegłej kampanii mediolańczycy do pewnego momentu na poważnie liczyli się w walce o mistrzostwo, a ostatecznie zajęli przecież drugie miejsce.
Nigdy nie zapomnę, jak przed jedną z ćwierćfinałowych potyczek z „Blaugraną” w Lidze Mistrzów Ibra udzielił wywiadu oficjalnym mediom UEFA i stwierdził w nim, że Milan jest najlepszym klubem, w jakim miał okazję grać. Wtedy można było to odebrać jako chwyt pod publiczkę i chęć dogryzienia byłemu pracodawcy. Dziś wszyscy już wiemy, że było to z jego strony po prostu szczere.
Najważniejsza jest drużyna
Ibrahimović ma na koncie masę trofeów. Ale tych drużynowych, niekoniecznie indywidualnych. Takiej Złotej Piłki, będącej skrytym marzeniem wielu, o ile nie wszystkich piłkarzy na świecie nigdy nie zdobył. Dla niego, jak sam twierdzi, nie ma to większego znaczenia: „(...) nagrody indywidualne to nie to samo co trofea zespołowe. Moim zdaniem triumfy drużynowe są ważniejsze, bo gdy odbiera się wyróżnienie indywidualne, doświadcza się tylko własnej radości”.
Zlatanowi w swojej gablocie najbardziej brakuje sukcesu z reprezentacją Szwecji oraz triumfu w Lidze Mistrzów. Od lat wymienia się go pośród najlepszych graczy, którzy nigdy nie sięgnęli po uszaty puchar. Niestety dla niego - ten stan rzeczy raczej już nie ulegnie zmianie.
L'immortale Ibra
Chociaż w ostatnich miesiącach zdrowie Zlatana wyraźnie podupadło, to nie zmienia to faktu, że cały czas, nawet poza boiskiem, jest fundamentalną postacią projektu Stefano Piolego. Problemy z kolanem, operacja, a teraz dolegliwości przysparza mu ścięgno Achillesa. Ale Zlatan i tak pozostaje niezniszczalny. W tym sezonie zagrał tylko jeden mecz, a i tak zdołał trafić w nim do siatki. W 2017 roku, będąc jeszcze zawodnikiem Manchesteru United, doznał pierwszej naprawdę groźnej kontuzji w karierze - zerwał więzadła krzyżowe. Znaleźli się wówczas i tacy, którzy wieścili, że ten uraz zakończy piłkarską przygodę Ibry. Nic z tego. Nawet to go nie złamało. I nie złamie go już nic.
9 klubów, wszystkie z najwyższej półki, 954 występy, 565 goli. Oto cały Zlatan Ibrahimović. Historyczne dla siebie trafienie numer 500. zanotował dokładnie 15 września 2018 roku, w 43. minucie starcia Los Angeles Galaxy z Toronto FC. Nikt z nas nie wie, jak długo olbrzym z Malmö będzie jeszcze grał w piłkę. Niewykluczone, że to już jego ostatni sezon. Właśnie dlatego, cieszmy się każdym kolejnym pojedynczym meczem z jego udziałem. Bo takie nietuzinkowe postaci rodzą się raz na x lat.
Na koniec oddajmy głos samemu Zlatanowi. Nikt lepiej nie zamknie tego tekstu od niego samego.
„Oto jak daleko zaszedłem w mojej piłkarskiej podróży. Pokazałem Szwecji i całemu światu, ile można osiągnąć, gdy człowiek ma wiarę w samego siebie i nigdy się nie poddaje. Udowodniłem, że nie ma rzeczy niemożliwych. Bierzcie ze mnie przykład”.