Kwiecień 2021 roku to czas, w którym cały Półwysep Apeniński borykał się z nie lada problemem - czerwoną strefą zagrożenia pandemicznego. Mieszkańcy Apulii, regionu ze stolicą w Bari, w teorii mogli jedynie wyjść do najbliższego sklepu czy też udać się na mały spacer. Praktyka pokazała, że inne rozrywki, z futbolem na czele, przetrwały nawet najcięższą z prób. Przenieśmy się do malowniczego Tarentu i sprawdźmy jaką piłkarską historię skrywa w sobie miasto, którego klub nigdy nie zagościł we włoskiej elicie.
Miasto z ambicjami
Tarent to 200-tysięczna miejscowość położona u wybrzeży Morza Jońskiego. Drugie po Bari największe miasto Apulii od lat boryka się z pewnym kompleksem - kompleksem niższości. Jak powszechnie wiadomo, piłka nożna w wielu włoskich domostwach stawiana jest na równi z religią i nie inaczej sytuacja ma się na południu kraju.
Bari, Lecce i Foggia to jedyne "wielkie" firmy w tym regionie Italii, które mimo wszystko trudno zestawiać z legendarnymi markami z północy. W Tarencie kibice w szczególności sympatyzują z Interem, czego potwierdzenie znaleźć możemy na murach miasta. Sympatycy "Nerazzurrich" z południa wciąż pamiętają dublet Diego Milito w finale Champions League. Argentyńczyk jest tutaj nieśmiertelny.
Lokalny klub, Taranto FC 1927, gra w sezonie 20/21 w Serie D, na 4. poziomie rozgrywkowym. Światełkiem w tunelu dla kibiców może być fakt, iż "Rossoblù" na 4 kolejki przed końcem rozgrywek zajmują pozycję lidera i najprawdopodobniej wywalczą bezpośredni awans do Serie C. Mimo to, miasto niewiele mniejsze od Werony czy Wenecji zasługuje, przynajmniej w teorii, na bardziej rozpoznawalny i utytułowany klub.
W ekipie z południa Włoch występuje Polak, Dorian Ciężkowski. Młody bramkarz, wychowanek Progresu Kraków, trafił do zespołu na początku kampanii 20/21. Polak, który do Tarentu przeniósł się z Primavery Hellasu Verona, znacznie pomógł drużynie "Delfinów" i dzięki swojej świetnej dyspozycji wywindował ich z trzeciego na pierwsze miejsce w ligowej tabeli. Ciężkowski to nie "no name" na Półwyspie Apenińskim - w przeszłości obserwowany był m.in. przez skautów Manchesteru City. Przed golkiperem z rocznika 2001 rysuje się bardzo obiecująca przyszłość i po awansie być może opuści Italię na rzecz innego kraju.
Imponujący stadion
Stadio Erasmo Iacovone to obiekt, na którym swoje domowe spotkania rozgrywa ekipa Taranto FC. Mieszcząca ponad 26 tysięcy widzów arena jest większa od niektórych boisk klubów występujących w Serie A. Stadion w Tarencie przewyższa bowiem swoją pojemnością Gewiss Stadium w Bergamo oraz Dacia Arena w Udine. Gdzie jest obecnie Taranto, a gdzie Atalanta? Oczy widzą, uszy słyszą, usta milczą - wszyscy dobrze znamy odpowiedź na to pytanie.
Patronem obiektu położonego na obrzeżach miasta jest Erasmo Iacovone. Były piłkarz Taranto FC nie ma nic wspólnego ze studenckim programem Erasmus, ani też z Erazmem z Rotterdamu - wręcz przeciwnie. Iacovone, który w wieku 25 lat zginął w wypadku drogowym, od 1978 roku czuwa nad piłkarzami i kibicami podczas domowych spotkań tarentyjczyków. Przed stadionem znajduje się pomnik upamiętniający napastnika, który w momencie śmierci był piłkarzem lokalnego klubu. Ekipa z Tarentu często bywa nazywana "Delfinami". Delfin nierozerwalnie związany jest także z całym miastem, którego jest symbolem, a także znajduje się na jego herbie.
Stadion w Tarencie w trakcie swojej historii widział kilka naprawdę świetnych widowisk. Oddany do użytku w 1965 roku obiekt był gospodarzem towarzyskiego starcia grającego wówczas w Serie C AS Taranto z... Realem Madryt. W 1968 roku "Królewscy" pewnie pokonali zespół z południa Włoch 4:0.
4:0 zwyciężyła na tym stadionie także reprezentacja Włoch, która w 1989 roku w składzie z Gianluką Viallim, Franco Baresim oraz Paolo Maldinim pokonała w towarzyskim spotkaniu Węgrów. W późniejszych latach swoją stopę na tym obiekcie postawiły takie sławy jak Andrea Pirlo czy Thierry Henry. W 1999 roku obaj piłkarze zdobyli po bramce w meczu eliminacyjnym do Mistrzostw Europy U21. Historia zatoczyła koło 7 lat później kiedy to już na wielkiej scenie, w finale Mistrzostw Świata, podobnie jak tego wieczoru w Tarencie, górą był Pirlo i spółka.
Realia życia na południu
Ten, kto przynajmniej raz odwiedził zarówno północ, jak i południe Italii, łatwo może dojść do wniosku, iż są to dwa zupełnie różne światy. Włosi z Lombardii czy Piemontu zgodnie uważają, że "wszystko poniżej Florencji to nie Włochy". Z drugiej strony w części południowej północ przyrównuje się raczej do Szwajcarii, podkreślając znaczne różnice między oboma kulturami. Spoiwem łączącym obie części kraju jest co prawda język, jednak mieszkaniec Como, oddalonego o 5 kilometrów od granicy z Helvetią, a tarentyjczyk, to dwie zupełnie inne osoby.
W Apulii mieszkają zaledwie 4 miliony ludzi. Młodzi wyjeżdżają w poszukiwaniu pracy na północ - do Mediolanu, Turynu, Rzymu, a ta tendencja z każdym rokiem tylko narasta. Na południu zostają zatem tylko ludzie starzy lub tacy, którzy pragną od życia czegoś innego niż wyścig szczurów w turyńskiej korporacji czy codzienny zgiełk mediolańskiego metra. Ludzie bardzo sentymentalni i uczuciowi, bazujący na tradycjach oraz mający w sercu ukochany klub, który mimo wielu niepowodzeń wciąż pozwala im na chwile radości. Tacy są właśnie kibice Taranto, czego dowodem są liczne grafy i napisy wokół stadionu.
Czego uczy pobyt w Taranto? Że nawet na przysłowiowym końcu świata można znaleźć stadion, który swoją wielkością i aurą przysłania te z pierwszych stron gazet. Że w najbiedniejszych i najmniej pozornych miejscach wciąż egzystują kibice, którzy mimo tego, że ich klub nigdy nie awansował (i zapewne nie awansuje) do Serie A, skłonni są oddać za niego wiele. I przede wszystkim - że południe Włoch to wciąż nieodkryta perła, którą postaram się opisać i przybliżyć jej realia w kolejnych odcinkach piłkarskiej podróży po Półwyspie Apenińskim.