Są związki mniej i bardziej udane. Różnie to w życiu bywa. Trudno jednak o lepszy przykład piłkarskiej relacji niemal idealnej niż związek Milanu i Sandro Tonalego. A najpiękniejsze jest w nim to, że ta czerwono-czarna miłość przejawia się nie w słowach, a w czynach.
Piłka nożna i romantyzm coraz rzadziej chodzą ze sobą w parze. Można protestować, można płakać, można rwać włosy z głowy, ale tego już nie uda się zmienić. Niestety. Takie mamy czasy. Na szczęście raz na jakiś czas pojawiają się takie wyjątki jak Sandro Tonali, które przypominają, dlaczego w zasadzie ten sport nas pochłonął. Jego przypadek pokazuje, że można z powodzeniem grać w klubie swojego życia i jednocześnie być jednym z jego najlepszych piłkarzy.
Czerwono-czarne serce
Tatuaże są w modzie. Miliony ludzi na całym świecie ozdabiają swoje ciała przeróżnymi malunkami. Niektórzy pragną nawet zostać chodzącymi dziełami sztuki. Kibice także bardzo często decydują się na okazywanie uczuć do swoich ekip właśnie w ten sposób. Klubowy herb lub symbol na ramieniu bądź na sercu to bardzo częsta i popularna praktyka.
Są jednak tacy fani, którzy nie muszą tego robić. Jednym z nich jest właśnie Sandro Tonali. On tego nie potrzebuje. Dlaczego? Bo on nie ma Milanu wytatuowanego na sercu. On ma Milan wytatuowany w sercu. I udowadnia to każdego dnia.
Ostatni Mohikanin
Tonali to zawodnik, któremu każdy kolejny trening w Milanello sprawia radość. Naprawdę, nie ma w tym ani grama przesady. Dla niego to spełnienie największego dziecięcego marzenia. Kiedyś, jako mały chłopiec, prosił o koszulkę Milanu, a teraz codziennie przywdziewa barwy, które rozkochały go w sobie dawno temu. Dla niego to nie jest zwykła praca, to nobilitacja. - Ten gol to było dla mnie wielkie przeżycie, każdy gol w tej koszulce jest wielkim przeżyciem i nigdy tego nie zapomnę - powiedział po meczu z Lazio w wywiadzie dla DAZN. Sandro niewątpliwie urzeka tym, że nie robi niczego na pokaz, nie szuka usilnie okazji do pokazania swojego przywiązania do Milanu. Nie jest sztuczny i nikogo nie udaje, po prostu jest sobą. Tacy piłkarze niestety są gatunkiem wymierającym.
We wczorajszym spotkaniu z Lazio Tonali był wyróżniającym się graczem. Na pewno jednym z najlepszych na placu. Ale nie chodzi tutaj tylko o liczbę kontaktów z piłką, kluczowych zagrań czy procent celnych podań. Trzeba przede wszystkim zwrócić uwagę na jego heroizm i poświęcenie, które w czasie rzeczywistym służyły za przykład dla jego kolegów z zespołu. Jeśli na dodatek wspomnimy, że były zawodnik Brescii od pewnego czasu z powodu kontuzji gra na blokadzie, to wywołuje to tym większy szacunek. - To były wspaniałe emocje. Napociliśmy się, żeby osiągnąć ten rezultat. Dzisiaj wieczorem atmosfera na Olimpico była fantastyczna, czułem się, jakbym był na San Siro. Dziękujemy naszym kibicom - kontynuował w przytaczanej wyżej pomeczowej rozmowie.
Przyszły kapitan
Tonali niebawem, bo 8 maja, skończy 22 lata, ale rola boiskowego lidera nie jest mu straszna. Potrafi dźwignąć ciężar odpowiedzialności, choć w ubiegłej kampanii był za to krytykowany. Doszło nawet do tego, że w mediach pojawił się temat wypożyczenia go. Ale Sandro nawet nie chciał o tym słyszeć. Wiedział, że uda mu się udowodnić swoją wartość. Od razu zgodził się również na obniżkę pensji, która była konieczna ze względu na wciąż skomplikowaną sytuację ekonomiczną spowodowaną pandemią koronawirusa. Tonali postawił na swoim i okazało się, że to on miał rację. Przeszedł niesamowitą metamorfozę i dziś mało kto już pamięta o tym, że jeszcze całkiem niedawno uznawano go za zawodnika, który nie spełnia pokładanych w nim nadziei.
Włosi mają to do siebie, że bardzo dużo wymagają od swoich rodaków. Niezależnie od tego, czy są to trenerzy, czy piłkarze. Przekonało się o tym już wielu, nie inaczej było z Tonalim. To właśnie dlatego Massimo Ambrosini apelował, by chociaż spróbować traktować 8-krotnego reprezentanta „Squadra Azzurra” jak obcokrajowca i dać mu trochę czasu. Były gracz Milanu, a obecnie ekspert piłkarski, jest zresztą jednym z największych entuzjastów talentu Tonalego. Wielokrotnie dawał temu wyraz w swoich wypowiedziach. Nie powinno to dziwić, skoro był on jednym z tych, którzy polecali włodarzom mediolańczyków sprowadzanie pomocnika, kiedy ten występował jeszcze w Brescii. Ostatnio powiedział nawet, że Tonali w przyszłości może zostać kapitanem Milanu.
„Gattuso z lepszymi stopami”
Andrea Pirlo. Wbrew pozorom to ważna postać dla Tonalego, bo od początku swojej kariery jest do niej porównywany. Duży wpływ ma na to zapewne jego aparycja, ale oczywiście nie tylko. To zjawisko szczególnie nasiliło się po fantastycznym golu Sandro z rzutu wolnego z meczu Genoa - Brescia w sezonie 2019/20. W barwach Milanu też może już pochwalić się trafieniem bezpośrednio z rzutu wolnego. Miało to miejsce w 2. kolejce trwających rozgrywek w starciu z Cagliari. Sam Tonali swojego wzoru do naśladowania upatruje w zupełnie kim innym, a konkretnie w Gennaro Gattuso. Kiedy wybierał numer na koszulce i decydował się na „ósemkę”, czyli były numer „Rino”, zadzwonił do niego, żeby zapytać, czy nie będzie miał nic przeciwko temu.
Alessandro Nesta przed lutowymi derbami Mediolanu rozmawiał z „La Gazzetta dello Sport” i został zapytany o porównanie Sandro Tonalego i Nicolò Barelli. Nesta zaskoczył w nim bardzo ciekawym nawiązaniem do wspomnianego Gattuso: - Są zupełnie różni. Barella jest bardziej ofensywny. Tonali jest bardziej zbalansowany. Pierwszy z nich sprawia wrażenie, jakby grał od 30 lat, Sandro ma ułożone stopy, ale jest również dobry w odbiorze, jest twardy, to taki Gattuso z lepszymi stopami. Inter ma zatem Barellę, a Milan Tonalego, czyli „Gattuso z lepszymi stopami”.
Milan czeka na następną legendę
W studiu po meczu Lazio - Milan w Eleven Sports Mateusz Janiak, dziennikarz „Przeglądu Sportowego”, określił Tonalego jako kawał piłkarza. Nie kogoś, kto dopiero czeka na swój wielki moment, ale kogoś, kto nadzwyczajnie rozwinął się w tym sezonie, wskoczył na wysoki poziom i z niego nie schodzi. Nie jest jedynie ciekawostką i dodatkiem. Jest jednym z najlepszych piłkarzy Milanu, jednym z jego liderów i filarów. Jeśli „Rossoneri” ostatecznie wyjdą zwycięsko z wyścigu o scudetto, to jedną z pierwszoplanowych twarzy tego sukcesu będzie twarz Tonalego. A to, kiedy zostanie również kluczowym zawodnikiem reprezentacji Włoch, pozostaje jedynie kwestią czasu.
Miłość Tonalego do Milanu w dobie powszechnej komercjalizacji futbolu jest nad wyraz pysznym i satysfakcjonującym niepoprawnych romantyków smaczkiem. Pozostaje mieć nadzieję, że akurat temu piłkarzowi nagle się nie odmieni i pozostanie wierny czerwono-czarnym barwom. Kto wie, może nawet przez całą karierę? Prawda jest taka, że Sandro ma wszystko, żeby zostać kolejną mediolańską legendą. A to czy rzeczywiście nią zostanie, czy nie, zależy tylko i wyłącznie od niego.