Reprezentacja Włoch zremisowała 4 ze swoich ostatnich 5 meczów. Tym samym sama ukręciła na siebie bicz poprzez zapewnienie sobie wątpliwej przyjemności udziału w mundialowych barażach. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy i ostatnio wyraźnie słabszej dyspozycji mistrzów Europy jest problem ze skutecznością. Swoją gotowość do pomocy wyraził stary, dobry znajomy Roberto Manciniego - niezapomniany Mario Balotelli.
Żeby wygrywać, trzeba strzelać gole. A przynajmniej jednego więcej od przeciwnika. O tym Włosi zdają się zapominać w swoich ostatnich potyczkach. Bo pokonanie 5:0 Litwy nie jest żadnym wyczynem, za który moglibyśmy ich zasypać gradem pochwał. W końcu to, z całym szacunkiem, tylko Litwa.
W napadzie rządzi historia
Jeszcze podczas mistrzostw Europy Italia była w stanie wyraźnie zaznaczyć swoją przewagę, strzelając trzy gole Turcji i Szwajcarii, czy dwa Belgii. Po szczęśliwym dla niej zakończeniu europejskiego czempionatu coś się zacięło i przestało funkcjonować jak do tej pory. Kłopot z obsadzeniem pozycji środkowego napastnika jest już niejako tradycją włoskiej reprezentacji. Jej najlepszym strzelcem w historii niezmiennie pozostaje Luigi Riva, legenda Cagliari, który strzelił dla niej 35 goli, a ostatni mecz rozegrał na mistrzostwach świata w 1974 roku. Drugie i trzecie miejsce zajmują zawodnicy z jeszcze bardziej zamierzchłych czasów, czyli Giuseppe Meazza i Silvio Piola.
Włochom przez lata nie brakowało kapitalnych atakujących, jak Roberto Baggio, Alessandro Del Piero czy Filippo Inzaghi, ale żaden z nich nie potrafił zdobyć w kadrze więcej niż 30 bramek. Ta wieloletnia bolączka napastnicza była widoczna także w trakcie EURO, bo ani Ciro Immobile, ani Andrea Belotti nie spełniali oczekiwań, ale teraz przestali regularnie trafiać również ci, którzy ich dotąd wyręczali.
Wszechobecna niemoc strzelecka
Ostatnie 5 spotkań reprezentacji Włoch to 7 zdobytych bramek, ale obraz zakłamuje wspomniany wyżej mecz z Litwą. Wyłączając go z naszych rozliczeń, „Azzurri” w 4 grach trafili do siatki raptem dwa razy. Na ostatnim zgrupowaniu z powodu kontuzji łydki zabrakło Immobile, ale pod jego nieobecność nie wyróżnił się absolutnie nikt.
Nie ma co się pastwić nad posiadającymi nikłe doświadczenie w kadrze Giacomo Raspadorim i Gianlucą Scamaccą. Dlatego szczególnie trzeba wziąć pod lupę Belottiego, czyli naturalnego konkurenta do gry w wyjściowym składzie dla snajpera Lazio. Kapitan Torino zaprezentował się na tyle słabo w pierwszym starciu ze Szwajcarią, że w kluczowej rywalizacji wylądował na ławce rezerwowych, a jego miejsce na „dziewiątce” zajął Lorenzo Insigne. To również nie przyniosło efektów.
Roberto Mancini ma twardy orzech do zgryzienia. Przed nim i jego podopiecznymi dwa kluczowe mecze, które zdecydują o tym, czy Włosi pojadą do Kataru. Dodatkowe zgrupowanie w styczniu i potencjalne przełożenie kolejki Serie A w marcu to jedno, ale 56-letni trener musi skonstruować konkretny plan, jak poradzić sobie z problemami swojego zespołu. Zwłaszcza tymi związanymi z nieporadnością pod polem karnym rywala.
Z Adany do reprezentacji
W czwartek włoskie media informowały, że pomoc może nadciągnąć z nieoczywistej i mocno zakurzonej strony. Zarówno „La Gazzetta dello Sport”, jak i „Corierre dello Sport” napisały o możliwym powrocie do reprezentacji Mario Balotellego, który aktualnie występuje w tureckiej Süper Lig w zajmującej 10. miejsce w tabeli Adanie Demirspor.
W rozmowie z mediolańskim dziennikiem Mario powiedział, że powrót do drużyny narodowej jest jego marzeniem i przyznał, że rozmawiał niedawno z selekcjonerem: - Mamy z Mancinim otwarte i doskonałe relacje. Powiedział mi, czego ode mnie oczekuje, abym mógł wrócić do reprezentacji. I ja to zrobię.
Tureckie zmartwychwstanie
Balotelli w lipcu pożegnał się z Monzą i podjął kolejną próbę reanimacji swojej kariery poza granicami Włoch. Tym razem przywiało go do Turcji. Jak do tej pory, radzi sobie tam naprawdę przyzwoicie. W 12 ligowych meczach strzelił 5 goli i zanotował 2 asysty. W pełnym wymiarze czasowym wystąpił tylko w 4 z nich, ale z drugiej strony żadnego jeszcze nie opuścił, więc udało mu się na początku sezonu złapać tę tak bardzo pożądaną regularność.
„Super-Mario” zbiera naprawdę niezłe noty i przede wszystkim udowadnia swoją przydatność dla zespołu prowadzonego przez Vincenzo Montellę. Jest aktywny, nieustępliwy (to akurat w jego stylu - zebrał już 3 żółte kartki) i stwarza realne zagrożenie pod bramką rywala. Flagowym przykładem jego zuchwałych tureckich poczynań jest zremisowane 3:3 starcie z 6. kolejki z Beşiktaşem.
Włoch pojawił się na murawie w 67. minucie przy wyniku 3:1 dla ekipy ze Stambułu i w najlepszy możliwy sposób odcisnął swoje piętno na tym pojedynku. Najpierw w 79. minucie zdobył bramkę kontaktową, a później asystował przy wyrównującym trafieniu Britta Assombalongi z 97. minuty. Mario daje zatem powody, by wierzyć, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w poważnym futbolu.
Pieszo do kadry
Dobra forma Balotellego cieszy, ale mimo wszystko nie możemy zapominać o tym, że to cały czas tylko liga turecka i w dodatku dopiero 1/3 rozgrywek. Urodzony w Palermo napastnik nic sobie z tego nie robi i już w tym momencie zgłasza swój akces do gry w reprezentacji Italii. Jak sam stwierdził, zrozumiał błędy przeszłości, a dla ponownych występów w barwach „Azzurrich” gotów jest na wiele poświęceń, nawet na dotarcie do nich na piechotę. Co więcej - według mediów z Półwyspu Apenińskiego Mancini realnie rozważa możliwość powołania go na baraże. Rodzi się jednak pytanie, czy taki ruch w ogóle ma sens?
W 2018 roku, na samym początku swojej przygody z kadrą, Mancini sięgnął po krnąbrnego snajpera, który był wówczas piłkarzem OGC Nice, chcąc dać mu szansę na odrodzenie w drużynie narodowej. Próba ta dość szybko spaliła na panewce. Po dwóch sparingach z Arabią Saudyjską i Francją w maju i czerwcu, w których nawet Balotelli strzelił gola i zanotował asystę, przyszedł pamiętny wrześniowy mecz Ligi Narodów z Polską w Bolonii. Były zawodnik Interu i Milanu był w nim ciałem obcym, praktycznie nie uczestniczył w grze, został zdjęty z boiska w 62. minucie i od tamtej pory błękitnego trykotu reprezentacyjnego już nie przywdział.
Ojciec chrzestny Roberto
Z drugiej strony, to właśnie Roberto Mancini jest, obok José Mourinho, jednym z chyba zaledwie dwóch menedżerów, którzy byli w stanie choć w pewnym stopniu utemperować trudny i niepokorny charakter „Super-Mario”. Popularny „Mancio” wielokrotnie wypowiadał się na temat tego, że Balotelli nieprofesjonalnym podejściem marnuje swój potencjał. Zwłaszcza, że wcale nie jest starym graczem, bo przecież ma dopiero 31 lat. Patrząc zatem na ten przypadek z tej perspektywy, jeśli ktoś znów ma uczynić go ważnym ogniwem „Squadra Azzurra”, to tylko Mancini.
Reprezentacyjny licznik „Balo” zatrzymał się na 36 partiach, 14 golach i 5 asystach. Scenariusz zakładający, że zawodnik „Błękitnej Błyskawicy” bierze udział w marcowych barażach i zapewnia Italii awans na mundial w Katarze na chwilę obecną wydaje się wyjątkowo surrealistyczny. Ale futbol drwił z nas tak wiele razy i był świadkiem tak nieprawdopodobnych historii, że może nie powinniśmy tego zanadto wyśmiewać. Po kimś takim jak Mario Balotelli możemy spodziewać się wszystkiego. Zarówno pozytywnego, jak i negatywnego.
____________
Zachęcamy również do przeczytania innych naszych tekstów poświęconych reprezentacji Włoch: